piątek, 4 sierpnia 2023

Depeche Mode - PGE Narodowy, Warszawa, 2.08.2023

Legendarny zespół, o którym słyszał praktycznie każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z muzyką popularną - w radiu, telewizji, czy w sieci - tych słów bez najmniejszych wątpliwości można użyć w kontekście Depeche Mode. Otoczona przez polskich fanów szczególną czcią kultowa brytyjska grupa wystąpiła w środowy wieczór na Stadionie Narodowym niemal dla kompletu publiczności i udowodniła, że mimo upływu lat pewne rzeczy się nie zmieniają - uniwersalna, melodyjna muzyka wykonana przez charyzmatyczny zespół przenosi góry i porusza kolejne pokolenia słuchaczy niezależnie od gatunkowych upodobań.

 

DM at the Vielles Charrues Festival 2018, cop. Herve Le Gall

 

Nie ma drugiego takiego zespołu na świecie jak Depeche Mode - tak uniwersalnego, tak ponadczasowego i tak rozpoznawalnego. Trudno szukać też innej grupy, która utrzymałaby tak równy, wysoki poziom przez cztery dekady działalności. Depeche Mode mimo upływu lat wciąż nagrywają świetne płyty i grają pełne zaangażowania i energii koncerty, które doprowadzają publiczność do szaleństwa. Fani w Polsce mieli okazję przekonać się o tym już wielokrotnie, a kolejna ku temu okazja nadarzyła się w Warszawie 2 sierpnia. 

Choć cenię grupę od lat i sięgam po jej twórczość dość regularnie, tak się złożyło, że był to mój pierwszy koncert tego legendarnego zespołu, a przy okazji pierwsza wizyta na Stadionie Narodowym. Był to także zdecydowanie największy koncert, w jakim miałam przyjemność uczestniczyć, nie licząc kilku festiwalowych występów w ramach gdyńskiego Open'era. 

Depeche Mode przyjechali do Polski w ramach trasy promującej swój piętnasty studyjny album "Memento Mori" - naznaczony traumatycznym czasem - śmiercią przyjaciela i jednego z założycieli, Andrew Fletchera. Album pełen mroku, niepokoju, refleksji i dojrzałości. Taki też był warszawski koncert, podczas którego nie brakowało chwil skłaniających do zatrzymania się w codziennym biegu, wzruszających i naznaczonych tajemniczą, mroczną atmosferą. Już podczas rozpoczynającego koncert stonowanego "My Cosmos Is Mine" nie sposób było nie wstrzymać oddechu. Trudno też było nie uronić choć jednej łzy podczas pełnego tęsknoty "Speak to Me" wieńczącego nowy album, "Walking In My Shoes", ulubionego utworu z repertuaru Depeche Mode, piszącej te słowa,  a także zaśpiewanego przez Martina Gore'a niemal a capella "Strangelove" i wraz z Davem Gahanem na głosy "Waiting For The Night". Były to te najbardziej szczere i prawdziwe chwile tego koncertu, podobnie jak zadedykowanie zmarłemu przyjacielowi jego ukochanego utworu z repertuaru zespołu, "World In My Eyes", podczas którego w strefie golden circle pojawiły się kartki z dedykacjami, a na tylnej trybunie świetlny napis układający się w nazwisko artysty.

na podst. zrzutu ekranu z filmu: https://tvn24.pl/kultura-i-styl/depeche-mode-koncert-w-polsce-w-2023-szczegoly-trasy-memento-mori-6146235
 

Te momenty refleksji pięknie przeplatały się z taneczną mocą i flagowym elektroniczno-gitarowym brzmieniem zespołu, które najpełniej dawało o sobie znać w ponadczasowych hitach, na czele z najpopularniejszymi utworami z płyty "Violator". Muzycy Depeche Mode są w świetnej formie - wokalnej i fizycznej. Gahan i Gore śpiewali przepięknie. Nie szczędzili też energii publiczności, gestami i ruchami zachęcając do interakcji. Gahan tańczył jakby nie dotyczyły go żadne oznaki upływu lat, dwoił się i troił biegając po scenie i wymachując w swoim stylu mikrofonem. To nakręcało publiczność, która z utworu na utwór rozgrzewała się coraz bardziej, by dać ostatecznie upust emocjom w finale koncertu i podczas bisów. Wypełniony niemal po brzegi stadion, rozświetlony setkami tysięcy lampek z telefonów komórkowych, gigantyczny tłum machający synchronicznie rękoma podczas "Never Let Me Down Again", rozkrzyczany ogrom publiczności wykonujący na całe gardło z zespołem "Enjoy The Silence" i "Just Can't Get Enough" i wykrzykujący kluczową frazę wieńczącego wieczór "Personal Jesus" - to wszystko robiło ogromne wrażenie. Mocą zachwycił także potężny, mroczny "Wrong".

Koncert miał jednak mimo ogromu bardzo...kameralny charakter, co podkreślała przepiękna, bardzo oszczędna jak na stadionową produkcję i bardzo estetyczna scenografia, nad którą czuwał Anton Corbijn, wybitny holenderski fotograf i reżyser, stały współpracownik Depeche Mode. Wspaniale podkreśliła mroczny i tajemniczy wizerunek zespołu. Szkoda jedynie, że szansę podziwiania jej w pełnej okazałości miała tylko publiczność znajdująca się na wprost lub prawie na wprost sceny ulokowanej w jednym z końców stadionowej płyty. Dwa boczne telebimy ustawione na wprost oraz jeden znajdujący się w głębi sceny to trochę za mało na taki obiekt tym bardziej, że pośrodku na górze, w miejscu łączenia stadionowego dachu, zamieszczonych było kilka ekranów z powodzeniem wykorzystywanych podczas sportowych wydarzeń, których użyto tego wieczoru jedynie do wyświetlania reklam przed koncertem i po występie supportu.

Znacznie mniej pozytywne wrażenie niż sam koncert, emocje na scenie, forma i zaangażowanie zespołu zrobiła na mnie natomiast akustyka obiektu, o której w kontekście Stadionu Narodowego w relacjach, artykułach i komentarzach napisano już niemal książkę. Nie było tak źle, jak mogło być - słyszałam głosy, perkusję, niektóre partie klawiszy i gitary i byłam w stanie rozróżnić poszczególne utwory, a słysząc niektóre nawet bardzo się cieszyć, ale do pełni brzmienia było zdecydowanie daleko. Nie pomogło kilkadziesiąt mniejszych głośników - nie dało się uniknąć buczenia, odbić i sprzężeń w kilku momentach, choć nie było to nagminne, a głosy artystów komunikujących się z publicznością między utworami zlewały się w bliżej nieokreśloną wypowiedź. Zrobiłam też mały eksperyment, opuszczając stadion w trakcie trwania finałowego "Personal Jesus", by uniknąć kolejek do wyjścia - utwór brzmiał niestety lepiej tuż za murami obiektu. Przy tak wysokich jak obecnie cenach biletów, na które wiele osób nie jest już w stanie sobie pozwolić mimo szczerych chęci, jest to sprawa bardzo przygnębiająca. 

na podst. oficjalnej prasowej fotografii Antona Corbijna
 

Uczucie nostalgii i bliżej nieokreślonego przygnębienia towarzyszyło mi przez całą noc po opuszczeniu stadionu i nie słabnąc towarzyszy nadal, choć to był naprawdę dobry koncert, podczas którego zespół dał z siebie wszystko, by uszczęśliwić fanów. Spełniło się też moje marzenie o usłyszeniu legendy na żywo, choć rzeczywistość nieco rozbiegła się z dawnymi wyobrażeniami. Z drugiej strony trudno jednak oczekiwać cudów, gigantycznej euforii i ciarek na plecach, gdy słucha się koncertu z górnej, bocznej trybuny, bo jedynie na bilet w takiej kwocie można było sobie pozwolić, a o strefę przy scenie jedynie pomarzyć w wyobraźni, wspomagając się nagraniami zamieszczonymi na popularnej platformie streamingowej. Tym razem nie będzie też zdjęć - musiałabym podzielić się naprawdę kiepskiej jakości telefonicznymi ujęciami ogólnego planu stadionu z punkcikami symbolizującymi muzyków zespołu na wybiegu. W zamian są własnoręcznie wykonane rysunki - może nie najwyższej jakości, ale z przekazem płynącym z serca.

Tekst byłby niepełny jeszcze bez jednego aspektu - punktualnie o 19:45, przed gwiazdami zaprezentowała się niemiecka grupa Hope z charyzmatyczną wokalistką. Był to naprawdę ciekawy i bardzo klimatyczny występ, pięknie wprowadzający w atmosferę tajemniczej zadumy, która towarzyszyła początkowi koncertu Depeche Mode. Sprawdziłby się jednak zdecydowanie lepiej w klubowych warunkach, przy odpowiednim nagłośnieniu. Na stadionie, przy świetle dziennym i ograniczonej uwadze wciąż wchodzącej na swoje miejsca publiczności przegrał z kretesem. Mam jednak nadzieję, że będzie jeszcze szansa posłuchać Niemców w zdecydowanie bardziej korzystnych  warunkach zarówno pod kątem akustyki, jak i klimatu. 

Trasa "Memento Mori" jest prawdopodobnie ostatnią w karierze Depeche Mode, ale sierpniowe występy nie są jej finałową odsłoną obejmującą teren naszego kraju. Kolejna szansa, by doświadczyć magii występu kultowego zespołu w Polsce już za kilka miesięcy. Pod koniec lutego Depeche Mode odwiedzą Łódź i zagrają dwa koncerty w Atlas Arenie. Wystąpią 27 i 29 lutego 2024 roku. Bilety znajdziecie w najbardziej znanym i największym serwisie biletowym na świecie, na www.ticketmaster.pl .