Gdy precyzja wykonania spotyka pasję i szczerość przekazu, idealne nagłośnienie i perfekcyjne aranżacje, dzieją się rzeczy absolutnie magiczne. Tak właśnie było w Poznaniu w ostatni wtorek września. This Will Destroy You i The Ocean Collective wyruszyli na wspólną wyprawę po Europie, a drugim przystankiem w tej ekscytującej podróży był Klub Tama. Ciężar, melancholia i pejzażowość połączyły się tego wieczoru w niemal idealnych proporcjach.
Koncertowe emocje rozpoczął występ szwedzkiej grupy EF, którą miałam przyjemność podziwiać na scenie w tym roku już po raz drugi. Koncert grupy, podobnie jak ten u boku God Is An Astronaut w kwietniu w B90 w Gdańsku (relacja) był bardzo przyjemnym, refleksyjnym i pełnym ciepła wstępem do dalszych wydarzeń. Rozmarzone partie wiolonczeli dopełnione konkretnym brzmieniem perkusji, klawiszowymi pasażami i gitarowymi ścianami w połączeniu z urokliwymi wokalami przywodzącymi na myśl dokonania Sigur Ros, stworzyły piękny i poruszający dźwiękowy pejzaż, który trafiał prosto w serce miłośnika post-rockowego malowania.
Tak naprawdę prawdziwa magia zaczęła dziać się tuż przed dwudziestą, gdy na scenie pojawili się berlińczycy. The Ocean to zespół kompletny - świetnie zgrany, rozumiejący się niemal bez słów. Choć był to dopiero początek trasy i mogły wystąpić różne techniczne drobnostki, zgadzało się wszystko. Setlista została zbudowana tak, by stopniowo budować napięcie i by odbiorca nie tracił zainteresowania koncertem nawet na moment. Kompozycje z nowej, doskonałej płyty Holocene poprzeplatane zostały fragmentami poprzednich albumów, na czele z Phanerozoic I i II, potężne metalowe galopady oparte na blastach i growlu równoważyły przepiękne melodie budowane na bazie gitar i syntezatorów. Słuchało się tego koncertu z zapartym tchem. Wzruszenie mieszało się z totalną euforią, uśmiech nie schodził z twarzy, gdy obserwowało się czujących każdy dźwięk muzyków. Show skradł charyzmatyczny wokalista Loic Rossetti, który wkładał maksimum energii w każdy wyśpiewywany wers, a finalnie skoczył na ręce publiczności, by wraz z fanami wykonać jeden z utworów. Podczas "Jurassic/Cretaceous" rzucił zaś publiczności mikrofon, by chętni mogli z całych sił wykrzyczeć refren. takie gesty wspaniale budują atmosferę wieczoru, nawet gdy publiczności nie jest najwięcej, choćby ze względu na to, że koncert odbywa się w środku tygodnia, a nie w dzień wolny.
Maksimum dali z siebie też fantastyczny gitarzysta Robin Staps i fenomenalny perkusista Paul Seidel, którzy wspierali też Loica wokalnie, a także basista Mattias Hägerstrand i drugi gitarzysta, David Ramis Åhfeldt, równie zaangażowani co wspomniani koledzy z zespołu. Był to krótko pisząc fenomenalny koncert, który minął w mgnieniu oka, pozostawiając chęć jak najszybszego ponownego spotkania z tymi dźwiękami na żywo, a przy okazji miód na uszy osób, które cenią selektywność brzmienia, dopracowane aranżacje i precyzję wykonania. The Ocean zawsze słynęli z dbałości o każdy szczegół zarówno pod kątem estetycznym jak i technicznym i bez wątpienia są jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenionych zespołów na tym smutnym świecie. Zasługują nie na małe kluby, lecz najwyższy szacunek i uznanie, a także tłumy oddanych fanów na koncertach.
Po emocjach, które zgotowali publiczności The Ocean trudno było się pozbierać. Pozostało więc tylko poddać się hipnotyzującej muzyce serwowanej przez This Will Destroy You i chłonąć płynące ze sceny dźwięki kołysząc się w rytm post-rockowych pasaży, które stopniowo nabierały intensywności, by za moment popłynąć w bardziej sennym kierunku. Wbrew mogącej się kojarzyć z ogłuszającym hałasem nazwie ta muzyka nie zniszczyła intensywnością głośności, lecz miała charakter wręcz kojąco-wyciszający - w sam raz na wtorkowy wieczór, by zebrać siły na następny dzień.
Poznańska Tama okazała się dla takich koncertowych emocji miejscem idealnym - świetne nagłośnienie, klimatyczne oświetlenie i przytulna przestrzeń były tym, czego fanom około post metalowych dźwięków z eksperymentalną nutą było potrzeba.