Niezależnie od tego, czy go szukamy, czy nie, możemy odnaleźć go gdziekolwiek. Bóg może być w naturze, w kościele, w metawersum. Każdy z nas postrzega go inaczej... - spokojnie, to nie jest jakiś propagandowy tekst religijny, lecz tłumaczenie początku informacji prasowej na temat nowej płyty The Kills. Czytając ten wstęp myślałam, że jest w nim sporo przesady. A jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu tego materiału stwierdzam, że autor tych słów miał absolutną rację.
Bardzo możliwe, że faktycznie jakaś siła wyższa natchnęła The Kills do nagrania "God Games". Płyty, która brzmi potężnie, intrygująco, chwilami niemal idealnie, spajając w najlepszej postaci to, co od lat duet ma do przekazania. Alison Mosshart i Jamie Hince wracają w wielkim stylu - w nowych nagraniach rodzi się między nimi energia nie z tej Ziemi i nieprawdopodobna równowaga między wokalem i gitarową ekspresją. Jest jak dialog przyjaciół, świetnie znających się partnerów, którzy mogą na siebie liczyć w każdych okolicznościach. Zderzają surowość riffów, naturalność bluesowych opowieści, intymność i bliskość relacji międzyludzkich z melodiami, które wchodzą w głowę.
"Chciałem napisać płytę skupioną na duchowości", podkreśla Jamie Hince, który jest ateistą, ale w sztuce i pracy kreatywnej lubi "bawić się konwencją Boga, duchowości, spirytualizmu". Poszukiwał na tej płycie przestrzeni między tymi przeciwieństwami. Efektem prac duetu jest album wyjątkowy i taki, o jakim marzyli fani The Kills. To płyta, na której wokal Alison lśni pełną mocą, a aranżacje są idealnie wyważone.
Prace nad płytą, rozpoczęte po trasie w 2019 roku zdefiniowała pandemia, która zatrzymała proces kreatywny gdzieś w połowie. Świat zapadł się, zamilkł, a wraz z nim energia do nagrywania. Po trudnym okresie przychodzi jednak jasność, natchnienie, energia. Alison na tej płycie gra na nowym keyboardzie, co wywołało w niej kreatywny potencjał. Album nagrany został w kościele, przy wsparciu przyjaciela, który dobrze zna zespól... - gdzieś już to słyszeliśmy... tak! Podobnie powstawał nowy album Arabrot! Czy to zbieg okoliczności? Być może. Albumom w gruncie rzeczy towarzyszy podobna rock'n'rollowa energia i naturalność, choć różnią się stylem.
Na "God Games" obok zadziorności znajdziecie chwytające za serce melodie, pięknie płynący wokal. To, z czego słynie duet zderza się z nowym, bardzo przebojowym i uniwersalnym, być może ponadczasowym potencjałem. To płyta, która pięknie definiuje to, z czym powinien być kojarzony rock alternatywny. Czerpie z klasycznych wzorców, ale nie idzie na łatwiznę, broni się jakością. To świetny towarzysz zarówno na lepsze, jak i gorsze dni. Podnosi na duchu, niesie uśmiech, przywołuje dobre wspomnienia, wlewa w duszę spokój, radość. Jest jak dobry przyjaciel, który wesprze, uśmiechnie się, gdy jest ciężko, a gdy jest dobrze, zawsze spędzi dobrze spożytkowany wspólny czas w fajnej atmosferze.
"Tym, co spaja ten zespół, jest miłość i wiara, którą pokłada w siebie wzajemnie dwoje ludzi ” – podsumowuje Hince. „Doprowadza mnie do płaczu tym, co do mnie mówi, gdy mam doła. Minęło ponad dwadzieścia lat i powiem to: „Nasz związek jest cholernie świetny” - kontynuuje, wypowiadając się w samych superlatywach o Alison. Tak, słuchając tej płyty zdecydowanie wyczuwa się tę energię między nimi. To świetna i szczera płyta.
90%
Posłuchaj płyty: The Kills - God Games