Jest coś niepowtarzalnego w koncertach kameralnych, w klimacie małej sali i występie dla kilkudziesięciu osób, które znajdują czas, by wybrać się wieczorem posłuchać muzyki mimo nie do końca dogodnego terminu. Tak właśnie było w poniedziałek w Warszawie, gdzie w przytulnej sali klubu Chmury zagrały dwa fantastyczne składy łączące pejzażowość, psychodelię i gitarową melodyjność. Koncerty Iron Jinn i Blackwater Holylight były prawdziwą gratką dla miłośników hipnotyzujących dźwięków.
Choć wydali niedawno swój debiutancki album, doskonale wiedzą, jak zbudować klimatyczną opowieść i zaintrygować wymagającego słuchacza. Holenderski Iron Jinn tworzą artyści doświadczeni, świadomi muzycznie, a przy tym szczerzy i sympatyczni. Zagrali piękny koncert, zabierając publiczność w podróż po meandrach melodii i psychodelii i zebrali szczere oklaski. To była czysta przyjemność słuchania i bardzo miło spędzone czterdzieści pięć minut. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, by spotkać się z tymi dźwiękami ponownie. Jeśli chcecie dowiedzieć się o zespole czegoś więcej, zapraszam tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.pl/2023/06/iron-jinn-pracujac-nad-ta-pyta.html#more
Hipnotyzująca melancholia, tajemnicza aura, eteryczny wokal i transowe melodie, które skłaniają do bezwiednego kołysania się - tak brzmi muzyka Blackwater Holylight. Grupę tworzą cztery sympatyczne dziewczyny, które doskonale wiedzą, jak budować niepokojący, mroczny klimat. Sięgają po stoner, psychodelię i shoegaze, łącząc je w nieoczywistych proporcjach. Ich występ wciągał niczym magnes, zalewając mrokiem i niepokojem. Ciekawie obserwowało się, jak artystki same wpadały w trans, tocząc muzyczne dialogi. Ta atmosfera udzieliła się oczywiście też publiczności.
Tak, to był naprawdę dobry koncert, szkoda jedynie, że niewiele dłuższy niż występ Holendrów. Każdy, kto zdecydował się zajrzeć do Chmur, z pewnością spędził tam miło czas - z dobrą muzyką i w sympatycznym towarzystwie.