Subtelność i ciężar? Dzień i noc? Spokój i otchłań? Brzmieniowe kontrasty, dynamika, zmiany nastroju wyrażone poprzez dźwięki to jedna z najwspanialszych właściwości muzyki. Pod dostatkiem takich wrażeń spod znaku post i sludge znajdziecie na dwóch albumach, które ukazały się kilka tygodni temu pod szyldem Pelagic Records. SÂVER i Soars na swoich nowych płytach serwują potężną dawkę mroku, który mimo istotnych różnic ma też cechy wspólne.
Złość, niepokój, frustracja, z drugiej zaś cierpliwość, konsekwencja i konkret, a wszystko to podane w formie dopracowanej brzmieniowo - potężnej, a zarazem bardzo precyzyjnej. Tak brzmi "From Ember And Rust", drugi album SÂVER . Trio z Oslo serwuje muzykę mroczną i mocną, a zarazem wciągającą swoim klimatem. Na swojej nowej płycie panowie sięgają po szersze spektrum emocji, wykraczając poza gatunkowe granice, równoważąc ciężar melodyjnym prowadzeniem gitar.
Choć takie brzmienia dla miłośników ekstremalnego metalu nie są niczym nowym, jest na tej płycie świeżość. To pełna niepokoju historia, która ma swój początek wraz z pierwszym utworem i konsekwentnie rozwija się na kolejnych, prowadząc przez fabularne meandry i zakamarki aż do ostatecznego finału. Jest mroczna, ale nie brak jej piękna. Jest ciekawa, wciągająca, a z każdym kolejnym odsłuchem trafia w duszę coraz silniej. Nic dziwnego, słuchając tej płyty uświadamiamy sobie, że to w zasadzie o nas...
Jest odzwierciedleniem życiowych zmagań, które wymagają mnóstwa energii, pozostawiają za sobą niejednokrotnie ból, smutek i ciężar. Oczywiście zrealizowanie ich przynosi w końcu upragnioną ulgę i spokój. Choć po ich zakończeniu odczuwa się w końcu te dobre emocje, zostają też rany. Im więcej takich rzeczy się dzieje, konsekwentnie i nieuchronnie tracimy siły do walki, zżera nas rdza. Odkładają się te zmagania w postaci doświadczenia życiowego. Ta płyta jest o tym, o dążeniu do innego, lepszego życia, jest pełna refleksji i nostalgii. Pięknie sprawdza się szczególnie w szare dni. Wtedy dodaje jeszcze trochę tej cennej energii, by się nie poddawać.
Swój drugi album wydał w listopadzie także Soars, tj. solowy projekt klawiszowca Cult Of Luny i wokalisty i basisty PG.Lost. Choć eksploruje nieco lżejsze i delikatniejsze muzyczne rejony z pogranicza post-rocka i ambientu, jest w tej muzyce podobny ładunek emocjonalny, nasycony nostalgią i refleksją.
Kristian Karlsson opowiada tu swoją historię, która jest jednocześnie bardzo uniwersalna, ponadczasowa. O czym? O życiowych zmaganiach - o działaniu, oczekiwaniu, efektach. O tym, że po burzy przychodzi spokój, że deszcz kiedyś przestanie padać, że oprócz niekoniecznie sympatycznego otoczenia, w którym mieszkamy zobaczymy też piękne, inspirujące widoki. Jest tu jakiś niepokój i smutek, ale dominują te pozytywne emocje, jak nadzieja, uśmiech i radość z przeżywania wyjątkowej chwili.
Skandynawska wrażliwość jest bardzo charakterystyczna i nie sposób nie wyczuć jej także tutaj. Oddaje piękno wyjątkowych tamtejszych krajobrazów - lodowatych, niebezpiecznych, ale zachwycających. Góry, morza, lasy, fjordy - wszystko to niesamowicie inspiruje i nadaje życiu sens. O to właśnie chodzi.
To muzyka dla fanów pejzazowości spod znaku Mogwai, Caspian czy God Is An Astronaut, ale nie tylko. Syntezatorowe pasaże są hołdem dla twórczości Jeana Michela Jarre'a i Vangelisa, niewątpliwych mistrzów nastroju. Przetworzone przez wrażliwość Karlssona i wzbogacone gitarami nabierają wyjątkowego charakteru. Ta muzyka płynie, koi, uspokaja, nasyca ciepłem, tak bardzo potrzebnymi odczuciami jesienno-zimową porą.
Podczas gdy album SÂVER pasował bardziej do szarego dnia i nocnej pory, brzmienia spod znaku Soars są muzycznym odzwierciedleniem tej bardziej słonecznej pogody. Może nie bezchmurnej, ale takiej, gdy zza szarych, może deszczowych chmur wychyla się słońce, niosąc pod koniec dnia piękny, kolorowy zachód. Na obu albumach znajdziecie muzykę szczerą, płynącą z serca, wzruszającą, a zarazem dopracowaną pod kątem brzmieniowych i produkcyjnych detali. To znak firmowy wytwórni berlińskiej Pelagic Records.