Co działo się w 1993 roku w muzyce? Grunge był w pełnym rozkwicie, powstał zespół Korn, doskonałym albumem zadebiutowała Bjork, pierwsze kroki za sprawą "Pablo Honey" i nieśmiertelnego singla "Creep" stawiali Radiohead, Tool wydali "Undertow". Wtedy też swoim czwartym albumem postanowili podzielić się Paradise Lost - jeden z najważniejszych zespołów metalowych wszech czasów. Trzydzieści lat po premierze ta płyta ukazała się w nowej wersji. Czy wciąż brzmi dobrze, a może zupełnie się zestarzała?
"Icon" to przełom w twórczości Paradise Lost i przejście zespołu w kierunku większej melodyjności. To taki pomost między death-doom metalowym mrokiem trzech pierwszych albumów, a bardziej "piosenkowym" charakterem prawdopodobnie najbardziej znanej płyty zespołu, "Draconian Times". jak brzmi po latach?
Najkrócej rzecz ujmując nadal broni się oryginalnością. Paradise Lost wypracowali na przestrzeni lat swój własny styl łączący smutną melodyjność z metalowym ciężarem. Nick Holmes postanowił nieco zrezygnować z growlu i zaśpiewać pełniej, Greg Mackintosh wplótł zaś między potężne riffy trochę gitarowych popisów. Dialog gitary i wokalu w "Embers Fire" wciąż porusza i ma swoje miejsce w duszy miłośników metalu o otwartych umysłach, którzy nie zamykają się na melodyjność. Podobnie jest z resztą utworów. Album brzmi potężnie, teksty wciąż zdają się aktualne. Opowiadając o codziennej walce z bólem i poczuciem beznadziei nabierają uniwersalnego charakteru. Życie w cieniu, dotkliwa strata bliskiej osoby, pustka wypełniająca duszę, zniszczenie, które niesie ze sobą ludzka działalność, spaczona psychika, niewpisywanie się w normy - wszystko to jest nadal aktualne i bliskie wielu osobom. Znacie tę płytę bardzo dobrze, więc nie będę się na temat zawartości szczegółowo rozpisywać.
Grudzień to taki czas, gdy można już nieco odetchnąć po doświadczeniach całego roku, gdy wraca się do tego, co naprawdę się lubi i ma się czas, by delektować się brzmieniem. To świetna okazja, by wrócić do "Icon" w odświeżonym wydaniu, z bardziej selektywnym, przestrzennym miksem, z nową okładką. Wydawnictwo "Icon 30" wyprodukował Jaime Gomez Arellano. Wokal i bębny zostały ponownie nagrane w Arda Recorders w Porto, a gitary i bas w Black Planet Studios, należącym do Grega Mackintosha.
Czemu tak? Kontrakty i umowy podpisywane z wytwórniami są pełne pułapek, a przed laty kruczków było jeszcze więcej. Nick Holmes wyjaśnia: "Umowa, którą podpisaliśmy przy „Icon” nie zostawiała nam żadnych
praw do muzyki ani grafiki, zatem by przygotować
ponowne wydanie konieczne było ponowne nagranie i przygotowanie od nowa
okładki." Dodaje też, że zespół nie chciał nic na siłę poprawiać w oryginalnym brzmieniu, które ma dla fanów ogromne znaczenie. Jedynie nieco odświeżył całość, dzięki czemu materiał brzmi potężnie, jak dawniej, a zarazem bardziej świeżo i przestrzennie.
Paradise Lost nie stoją w miejscu i nadal z albumu na album proponują
coś nowego, ciekawego, odmiennego od dźwięków, które zaproponowali na
poprzednim wydawnictwie. Tak było na wydanym w 2020 roku "Obsidian",
który w czasie pandemii sprawił fanom ogrom radości, a następnie stał się pretekstem do wyruszenia w trasę koncertową. "Icon 30" doczekał się kilku rocznicowych koncertów w Wielkiej Brytanii, Turcji, Grecji, Portugalii i Bułgarii. Miejmy nadzieję, że muzycy zawitają już niedługo także do Polski.
Płytę jak i inne fajne pamiątki zespołowe znajdziecie tu:https://www.omerch.com/shop/paradiselost/