Być sobą, być wolnym i szczęśliwym to sztuka niełatwa, wymagająca ogromnej determinacji , odporności psychicznej i cierpliwości. Tego trudnego wyzwania podjął się Michał Szpak, który zrezygnował z tego, co oferował mu mainstream i postawił na swoim. Artysta dokonał odważnego i bardzo ciekawego zwrotu w swojej muzycznej karierze, a efektów tej zmiany można było doświadczyć w Drizzly Grizzly, gdzie zawitał w ramach promocji swojej nowej płyty.
Trasa "Jowisz Ja" to krok naprzód, ku wolności, ku niezależności. To spojrzenie w głąb duszy i serca artysty, który postanowił, że po prostu będzie sobą i opowie światu o tym, co czuje. Nad nową płytą pracował cztery lata, konsekwentnie, powoli, przepracowując ból po śmierci mamy, a zarazem uniezależniając się od pędu życia w dużym mieście i wszelkich wymogów komercyjnego rynku. Dokonał zwrotu, wykorzystując swoje ogromne możliwości wokalne i nieograniczoną muzyczną wyobraźnię. Nagrał album taki, jaki chciał, nieograniczony żadnym stylem, podsumowujący to, co jemu samemu podoba się najbardziej. Czerpiąc z rocka, elektroniki, industrialu i popu połączył mrok i delikatność w sposób nieoczywisty, eklektyczny, odważny.
Taki był też koncert Michała w Drizzly Grizzly. Artysta łamał tabu i przekraczał granice dla wielu osób niemożliwe do przeskoczenia. Odważył się w pełni opowiedzieć o tym, co tkwiło od dawna głęboko w sercu, co męczyło i drażniło i domagało się opisania poprzez dźwięki, słowa i emocje. Dał z siebie na scenie absolutnie wszystko - śpiewał z głęboką pasją, przeżywając każde słowo i tańczył. Liczyła się tylko i wyłącznie sztuka oraz przesłanie, które ze sobą niosła. Liczyła się szczerość i miłość.