Jazz, elektronika, hip hop, a do tego luz, porozumienie bez słów i niemal rockowa energia - dla zespołu Błoto nie ma rzeczy niemożliwych. Jak mało kto potrafią zręcznie prześlizgiwać się na pograniczu gatunków i budować własne, intrygujące brzmienie, co udowodnili już nie raz w dokonaniach studyjnych oraz w koncertowej odsłonie. Tym razem kwartet sięgnął po materiał wyjątkowy i postanowił zinterpretować dorobek Jaya Dee - rapera, multiinstrumentalisty i producenta, który zmienił oblicze hip hopu.
Luty to dla środowiska hip-hopowego tzw. "Dilla Month", czyli miesiąc pamięci o wspomnianym J Dilli, który odszedł przedwcześnie w wyniku nieuleczalnej choroby. W tym roku artysta, który urodził się 7 lutego 1974 roku, świętowałby swoje okrągłe, 50 urodziny. Wrocławski kwartet, którego członkowie wychowali się na twórczości Dilli postanowili tę rocznicę uczcić wyjątkowymi koncertami, podczas których podjęli się zadania reinterpretacji dorobku mistrza. Finałowy występ z cyklu odbył się w przytulnej, pięknej sali klubu Drizzly Grizzly.
Publiczność stawiła się na koncercie licznie, gorąco dopingując muzyków, którzy z utworu na utwór rozkręcali się coraz bardziej, serwując coraz mocniejsze beaty i coraz ciekawsze interpretacje, sprawiając, że trudno było ustać w miejscu. Hip-hop w formie walca? Pulsująca elektronika w połączeniu z jazzowymi improwizacjami? Muzyka, której nie tylko świetnie się słucha, ale też dobrze się do niej tańczy? To wszystko i wiele więcej działo się tego wieczoru. Latatnik, Wuja HZG, Cancer G i OlafSaxx zabrali fanów w retrospektywną podróż do miejsca, gdzie nie ma żadnych muzycznych granic, podziałów i stylów i zrobili to z niesamowitym luzem i uśmiechem. Grali niemal dwie godziny, a po koncercie spotkali się z fanami, by w kameralnej atmosferze wymienić uprzejmości i po prostu porozmawiać o muzyce.
Tak się złożyło, że od mojej poprzedniej wizyty na koncercie kwartetu minęły już prawie...cztery lata. Do dziś pamiętam wyjątkowy pandemiczny występ Błota na zamkniętym targowisku w gdańskim Wrzeszczu w ramach cyklu Nowe Idzie Od Morza do Wrzeszcza. Czy wiele się od tego czasu zmieniło? I tak, i nie. Muzycy pozostali skromnymi, uśmiechniętymi ludźmi, którzy kochają to, co robią. Ich twórczość nabrała zaś nowego blasku i jeszcze więcej mocy. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy zespołu.