Głęboki głos i delikatne melodie gitary, dopełnione klimatycznymi samplami - tak było w piątek w Drizzly Grizzly, gdzie swoją wrażliwością czarował publiczność Kim Larsen, który zaprezentował solową odsłonę swojego projektu Of The Wand And The Moon. Była to gratka dla miłośników neofolkowej subtelności.
Czego potrzeba, by koncert chwycił za serce? Zdecydowanie szczerości, bezpośredniości, kameralnej atmosfery, a na finał spotkania z artystą dopełniającego koncertowe emocje. W Drizzly Grizzly zgodziło się właściwie wszystko. Fani otrzymali wzruszający, piękny i naturalny występ, a po jego zakończeniu mogli spotkać się i zamienić kilka słów z idolem.
Tym razem nie było wielkich fajerwerków, ale też nie było takiej potrzeby - był to wieczór nasycony subtelnością i delikatnością, którą podkreślało klimatyczne oświetlenie. Kim śpiewał swoje mroczne, niewesołe piosenki akompaniując sobie na gitarze i wspierając się elektroniką. Na godzinę zabrał publiczność w osobistą podróż ku mrocznym zakamarkom duszy. Jego ciepły, głęboki głos otulał uszy, a naturalna skromność chwytała za serce. Mimo olbrzymiego ładunku melancholii w kompozycjach na duszy robiło się cieplej za sprawą nieśmiałych uśmiechów i sytuacyjnych żartów.
Kto nie marzy o tym, by wznieść toast wraz ze swoim idolem? Podczas tego koncertu było co najmniej kilka takich okazji. Na twarzach fanów malowało się wyraźne wzruszenie. Zasłuchani chłonęli każdy dźwięk i każdą frazę śpiewaną przez artystę. Był to naprawdę bardzo fajny, szczery, po prostu piękny czas.
Kim spędzi w Polsce kilka dni. Już dziś odwiedzi DOM w Łodzi, w niedzielę 4.02 warszawski VooDoo Club, a następnie krakowską Alchemię. Jeśli macie ochotę na miły akustyczny wieczór wpadnijcie na te koncerty!