"To jedna z tych wokalistek, której nie znasz z nazwiska, ale znasz jej piosenki" - tłumaczył swojemu koledze przez telefon jeden z fanów artystki czekając w gigantycznej kolejce do wejścia na koncert w Progresji. Autorka hitu "Murder On The Dancefloor", który na początku dwudziestego pierwszego wieku nie schodził ze szczytów list przebojów i umilał czas szerokiemu gronu odbiorców komercyjnych stacji radiowych, królowa dyskoteki, Sophie Eliis-Bextor wystąpiła w Warszawie dla kompletu publiczności i zabrała fanów na pełną uśmiechu nostalgiczną wycieczkę na parkiet.
Był to jeden z tych koncertów, na którym trudno było nie podrygiwać w rytm płynącej lekko i przyjemnie muzyki, kołysać się do melodii i śpiewać znanych refrenów. Nastrój miłego wieczoru udzielał się każdemu, nawet jeśli niespecjalnie lubi tańczyć. Tę muzykę po prostu się czuło i nie sposób było się nie uśmiechnąć, widząc na scenie pełną energii i naturalnego uroku wokalistkę wraz ze świetnym zespołem, który, co powoli niestety staje się rzadkością, szczególnie w muzyce pop - grał na żywo. Zarówno Sophie jak i jej zespołowi przyjaciele nie korzystali z pomocy nowych technologii udowadniając, że dobra muzyka obroni się sama i aby stworzyć coś ponadczasowego i uniwersalnego potrzebny jest talent.
Wydawać by się mogło, że szczyt popularności Ellis-Bextor przypadł na okres około dwóch dekad temu, ale przynajmniej z kilku powodów ta muzyka zaczyna zyskiwać w ostatnich latach drugie życie. Wspomniany już wielki hit artystki zyskał wiralową popularność w internecie za sprawą chińskiej platformy społecznościowej, w której w zawrotnym tempie zaczęły rozchodzić się tańczone filmiki z finałową sceną z serialu "Saltburn", w której ten utwór został wykorzystany. Sophie powróciła też do masowej świadomości za sprawą pewnej pandemicznej, domowej akcji.
Trasa odbywa się pod szyldem "Kitchen Disco", nawiązując klimatem do domowych transmisji internetowych, które Sophie prowadziła wraz z mężem i dziećmi w czasie pandemii, umilając czas milionom osób zmuszonych do lockdownowej izolacji. Wykonywała wtedy swoje przeboje i brawurowe wersje hitów innych artystów tańcząc z dziećmi w kuchni, dzieląc się radością i fajną energią z internetową społecznością. W dokładnie takiej konwencji utrzymany został także wieczór w Warszawie.
To był naprawdę dobry koncert - świetnie zaśpiewany, bo Sophie dysponuje naprawdę dobrym, angażującym, mocnym głosem i fajnie zagrany przez zgrany, rozumiejący się zespół, a do tego z dużą dozą humoru. Świetnym pomysłem okazało się losowanie utworów na kole fortuny, które stało się nieodłącznym punktem koncertowej zabawy, a także wplecenie ciekawostek z historii miasta, w którym artystka występuje danego wieczoru. W pamięci fanów zapisze się też z pewnością finał tego koncertu. Wykonany na bis przewrotny "A Pessimist Is Never Disappointed" Sophie zaśpiewała przy akompaniamencie gitary akustycznej na klubowym balkonie.
Relacja byłaby niepełna, gdybym choć słowem nie wspomniała o Holiday Sidewinder, która rozpoczęła wieczór osobliwym, utrzymanym w dość kiczowatej konwencji półgodzinnym setem, którego podkład i większość ścieżek wokalnym odtworzonych zostało z komputera. Uśmiechniętej artystce co prawda nie brakowało kontaktu z publicznością i zaangażowania, co zgromadzony tłum docenił, mimo to nie jestem pewna, czy ten występ był tego wieczoru na pewno potrzebny. Mam nieodparte wrażenie, że czekając na gwiazdę publiczność równie dobrze bawiłaby się popijając ulubione napoje przy zestawie popowych przebojów odtworzonych po prostu z głośników.
HOLIDAY SIDEWINDER
SOPHIE ELLIS-BEXTOR
Powyższe zdjęcia zostały wykonane zgodnie z wolą artystów jedynie podczas trzech pierwszych piosenek, dlatego też brakuje tu dokumentacji wspomnianego losowania utworów czy finału na balkonie.