Taki dzień zdarza się tylko raz na cztery lata - dwudziesty dziewiąty lutego to bez wątpienia czas szczególny, dlatego warto spędzić go tak, jak lubimy, np. słuchając muzyki na żywo w ulubionym klubie. Dlatego podobnie jak w 2020 roku wieczorem wybrałam się do Drizzly Grizzly, gdzie tym razem, w ramach wspólnej trasy koncertowej wystąpiły dwa wspaniałe tria, którym przewodzą charyzmatyczne dziewczyny. Grupom Wij i Narbo Dacal towarzyszył w roli gości specjalnych zespół Wielki Mrok.
Wielki Mrok, aż tak przerażający i mroczny, jak mogłaby wskazywać nazwa, nie jest. Panowie grają oczywiście z odpowiednim ciężarem, ale nie pozbawiają swoich utworów punkowej bezkompromisowości oraz melodii. Tworzą muzykę po swojemu, z dużą dozą luzu, dystansu i z poczuciem humoru, a taka forma świetnie sprawdza się na żywo. W Drizzly Grizzly mimo niedużej publiczności spotkało ich naprawdę owacyjne przyjęcie i praktycznie każdy, kto docierał do klubu już w trakcie koncertu, momentalnie dawał się ponieść atmosferze i słuchał zespołu z zainteresowaniem. Był to świetny wstęp do tego, co wydarzyło się później.
O wspólnej trasie WIJa i Narbo Dacal poczytać mogliście już na łamach tej strony w styczniu, gdy relacjonowałam koncerty, które odbyły się na olsztyńskiej Scenie Zgrzyt. Niesamowita energia, która im towarzyszyła, w pięknie nagłośnionej, klimatycznej przestrzeni Drizzly Grizzly nabrała jeszcze większej siły rażenia. To były dwa naprawdę potężne występy, które skończyły się zdecydowanie zbyt szybko, pozostawiając trudną do zdefiniowania silną potrzebę słuchania tej muzyki w znacznie większej dawce. Zarówno Narbo Dacal jak i Wij brzmieli tego wieczoru tak dobrze, że bez wątpienia spełnili oczekiwania nawet najbardziej wymagających koneserów muzyki gitarowej.
Mroczne, techniczne, wysmakowane partie gitar Druta i idealnie pasujące do całości brzmienie bębnów Bartka, w połączeniu z charyzmatyczną grą na basie i unoszącym się w czasoprzestrzeni głosem Elizy doskonale wpasowały się w klimat "niedźwiedziej" przestrzeni. Muzyka Narbo Dacal płynęła wartko, oplatając duszę i umysł, przykuwając uwagę swoim ciężarem, ale i precyzją. Nie przytłaczała, a wręcz przeciwnie, sprawiała, że chłonęło się ją całym sobą - niekoniecznie poddając się szaleńczemu pogo, ale słuchając w skupieniu i pozwalając umysłowi krążyć po meandrach wyobraźni. Post-metalowa uczta na najwyższym poziomie.
Nie od dziś wiadomo, że Wij to zespół absolutnie wyjątkowy, który ma na brzmienie własny, niepodrabialny pomysł, głównie za sprawą charyzmy i niezwykłego głosu Tui Szmaragd. Wij bawi się muzyką, którą kocha i ceni, składając hołd swoim inspiracjom, ale nikogo nie kopiując i na siłę nie naśladując. To absolutnie fantastyczny zespół, który w pełni broni się własnym talentem zarówno kompozytorskim, jak i lirycznym. Te powywijane, powykręcane, sięgające najbardziej nieoczywistych skojarzeń teksty zostają w głowie i budzą podziw, a przy okazji świetnie śpiewa je się wspólnie na koncertach, co udowodniła grupa rozentuzjazmowanych fanów, bawiąca się w najlepsze pod sceną. Doskonale też tańczy się do tej skocznej, rytmicznej i melodyjnej muzyki, która jest w stanie pogodzić fanów różnych odmian gitarowej ekspresji.
Okazja, by stanąć oko w oko z twórczością Wija w Gdańsku ponownie już niebawem - trio wystąpi na stoczniowych terenach już na początku czerwca w ramach Mystic Festival i kto wie, czy nie przyniesie więcej radości niż koncerty gwiazd na największych scenach. Bądźcie, naprawdę warto! Na pewno już wiecie, ale w razie czego przypomnę, że szczegóły dotyczące artystów, kwestii organizacyjnych i biletów znajdziecie na www.mysticfestival.pl
WIELKI MROK
NARBO DACAL
WIJ