środa, 17 kwietnia 2024

Godspeed You! Black Emperor - Gdańsk, B90, 16.04.2024 [GALERIA ZDJĘĆ]

Dobra sztuka obroni się sama - to motto wyśmienicie wpisuje się w działalność Godspeed You! Black Emperor, którzy bezkompromisowo rezygnują z portali społecznościowych i wsparcia mediów, stawiając wyłącznie na sztukę i płynący z niej przekaz. Wytrwali w tym postanowieniu ponad ćwierć wieku, stając się zespołem niemal kultowym.

Eksperymentalny kanadyjski kolektyw powrócił do Polski po sześciu latach, by zabrać publiczność w pasjonującą dwugodzinną podróż na pogranicze stylów, w klimatyczną przestrzeń na styku muzyki i filmu.  Drugim z trzech zaplanowanych na ten rok polskich przystanków trasy był gdański klub B90. 

 


 

Występy tej grupy są zawsze wyjątkowym przeżyciem - doświadczeniem wielowymiarowym - bardzo intensywnym, plastycznym, a zarazem bardzo emocjonalnym, niemal osobistym. Godspeed You! Black Emperor słyną z długich, stopniowo rozwijających się występów, podczas których zarówno artyści jak i odbiorcy dają się ponieść nastrojowi chwili. Tę muzykę, szczególnie w koncertowej odsłonie przeżywa się głęboko w środku, chłonąc ją całym sobą. Niespiesznie narastająca ściana dźwięku wypełnia odbiorcę, wywołując szereg emocji - od rozkojarzenia, przez irytację, ekscytację, aż po kompletny trans. Tak właśnie było przez niemal dwie godziny tego występu. Dźwiękom towarzyszyły przepiękne, klimatyczne wizualizacje na kształt krótkometrażowych filmów, które bardzo trafnie podkreślały charakter dźwięków - pełnych niepokoju, nostalgii, tęsknoty i apokaliptycznego ducha. 

Co zmieniło się od wizyty w Warszawie przed sześcioma laty (relacja)? W 2021 roku GY!BE wydali nowy album, z którego usłyszeliśmy jedną kompozycję, a także zaprezentował nowe, jeszcze nieopublikowane utwory, którym towarzyszyły kwiatowe wizualizacje. Rozpoczęli dość spokojnie, melancholijnie, stopniowo grając coraz głośniej i coraz bardziej intensywnie. Podstawę rytmu zbudował bas, kontrabas i dwie perkusję, a drone'owo - post rockową ścianę generowały gitary i skrzypce. Takie połączenie doświadcza bardzo silnie i nie zdarza się często. 

Tak naprawdę żadne słowa nie są w stanie wyrazić emocji, które targają odbiorcą w trakcie koncertów Kanadyjczyków. Nie padły też one ze sceny. Sami muzycy porozumiewali się przy pomocy spojrzeń i gestów, a na finał występu, opuszczając scenę nisko się skłonili. Właściwie jest to zupełnie naturalna kolej rzeczy, gdy sztuka broni się sama, a dźwięk i obraz przemawiają wystarczająco dosadnie. 

Mam nadzieję, że tym razem przemówi też te kilka ujęć, które z radością uchwyciłam tego wieczoru. Zgodnie z prośbą zespołu, zostały uchwycone podczas pierwszych dziesięciu minut występu.