Ekstremalne tempo, połamane rytmy, piekielna moc - przy tak potężnej dawce mroku można mieć wrażenie, że co za dużo, to niekoniecznie zdrowo. A jednak w tym szaleństwie jest metoda - Ingested nagrali kolejny, już siódmy, naprawdę fantastyczny album, który nie tylko kipi od energii, ale dostarcza też fanom ekstremów dużo radości!
Właściwie na tym, co napisałam powyżej można już poprzestać, bo wystarczy posłuchać tej płyty kilka razy, by mieć pewność, że załoga z Manchesteru wie, co robi. Niewyobrażalne tempo blastów równoważą doskonałe partie gitar, które budują interesujące, intrygujące melodie, które prowadzą odbiorcę przez cały album. Dzięki nim zachowany zostaje balans między technicznym kunsztem i przystępnością. Jasne, to nie jest album dla każdego - rozsmakowywać będą się w nim fani muzyki ekstremalnej, w szczególności death metalu i deathcore'u, którzy nie stronią od mocnych i skomplikowanych instrumentalnych partii prowadzonych dobiegającym z otchłani przeszywającym do szpiku kości rykiem.
To coś dla wymagającego odbiorcy, który czasem lubi, gdy dźwięki srogo smagają po uszach i brutalnie szatkują na drobne kawałeczki umysł. Jest w tej muzyce coś nieprawdopodobnie ekscytującego, wciągającego i elektryzującego - nie tylko budzi z letargu i stawia do pionu, wprawia w zachwyt technicznym kunsztem, ale też wciąga swoim klimatem, kierując ku tajemniczym ścieżkom. Kompozycje skrywają w sobie ogrom emocji, często tych zakotwiczonych w głębokiej otchłani podświadomości, które niemożliwie, często nieświadomie gniotą w środku i których często nie potrafimy opisać.
Kroczenie tytułowym szlakiem śmierci i rozsypanych w drobny mak marzeń nie jest drogą łatwą i bezpieczną. Czasami jest jednak jedyną możliwą - tą wyboistą i pełną pułapek, które zastawia na nas los każdego dnia. To wszelkie mary, zmory, traumy, nawarstwiające się sprawy, spędzające sen z powiek koszmary, z którymi się mierzymy i z którymi toczymy zewnętrzną jak i wewnętrzną walkę. Dzięki takim albumom można je oswajać, można w jakiś sposób zmierzyć się z nimi, rozliczyć, pogodzić, by zacząć od nowa i z nową energią iść przed siebie. Są emocje, które trzeba z siebie wyrzucić, jest mrok, który trzeba wykrzyczeć - to jest właśnie ten moment.
Jeśli jesteś fanatykiem takich brzmień, być może nie będzie to dla ciebie nic oryginalnego, bo wydawnictw utrzymanych w podobnym stylu, z mocą złagodzoną skłaniającymi do refleksji, melancholijnymi melodiami gitar jest dość sporo, a co więcej może ten album okazać się za lekki i zbyt zachowawczy. Z drugiej strony biorąc pod uwagę tak niepokojące doniesienia ze świata trudno o inną formę wyrażenia targających duszą emocji niż te najbardziej ekstremalne środki. Ból, strach, nieuchronny pęd przed siebie i niepewność jutra - jak to wszystko udźwignąć? Skoro muzyka może pomóc i przynieść ukojenie, to naprawdę warto dać jej miejsce, by wybrzmiała pełnym blaskiem.
Posłuchaj płyty: Ingested - The Tide Of Death and Fractured Dreams
To także materiał, który bez wątpienia wybroni się w koncertowej odsłonie. Okazja, by się o tym przekonać już 6 maja w Poznaniu w klubie 2 Progi, gdzie Ingested zagrają wraz z Fallujah, Vulvodynia i Melancolia (na koncert zaprasza Winiary Bookings), a także na początku czerwca - Ingested są jedną z gwiazd Mystic Festival. Szczegóły na www.mysticfestival.pl