Szczerość w najczystszej postaci, mozaika stylistyczna, ogrom emocji - tak było we wtorek w Warszawie. Patrick Wolf po długiej nieobecności powrócił na scenę z nową energią i zawitał do stołecznego Nieba, by spędzić z fanami wyjątkowy wieczór. Takie kameralne, intymne, pełne wzruszeń chwile nie zdarzają się często!
Nie było go długo, zdecydowanie zbyt długo, ale potrzebował czasu, by powrócić na scenę z nową energią i pomysłami. Gdy poczuł, że nadszedł właściwy czas postanowił wyruszyć w podróż po Europie, z managerem i dwoma walizkami - do jednej spakował potrzebne instrumenty, do drugiej książki, by spędzić produktywnie czas podczas wielogodzinnych podróży. Patrick Wolf wrócił, by zaskoczyć i zachwycić i chyba nie było w klubie Niebo osoby, która nie poczułaby choćby przez moment autentycznego wzruszenia.
To jeden z tych artystów, którzy są absolutnie samowystarczalni. Przy pomocy kilku instrumentów, odrobiny technologii, która umożliwiła zarejestrowanie na żywo zapętleń i nadanie utworom właściwego tonu, a przede wszystkim swojego głębokiego głosu Partick stworzył wyjątkowy klimat, który udzielił się widowni od pierwszych minut. Był to jeden z tych niezwykłych wieczorów, podczas którego można było
poczuć się jak w domu, usiąść wygodnie z ulubionym napojem i wsłuchiwać
się w przepiękne, kojące i relaksujące dźwięki płynące ze sceny.
Wolf czarował, intrygował, zachwycał, żonglując nastrojami i stylami. Spędził z publicznością niemal dwie godziny. Przywiózł ze sobą skrzypce, gitarę, ukulele, dulcimer, któremu bardzo
blisko do cytry. Nie zabrakło też klawiszy. Zagrał na tym wszystkim po
swojemu, w swoim stylu, z gracją, wdziękiem i wyczuciem. Zaprezentował przekrojowy materiał w nowych aranżacjach, a między utworami dużo opowiadał, żartował i wznosił toast zaparzoną w czajniczku herbatą. Publiczność słuchała artysty z zapartym tchem, chłonąc piękne, poruszające melodie prowadzone jego ciepłym głosem i wsłuchując się w teksty, które chwytały za serce. To było niezwykłe porozumienie, przepełnione szczerą miłością i oddaniem.
Rozstając się z fanami ich ukochanym utworem, "Together", obiecał, że gdy nadejdzie czas następnego spotkania, rozpoczną podróż dokładnie w tym miejscu, w którym kończy się ten rozdział. Pozostaje jedynie trzymać kciuki za to, by słowa dotrzymał. Podobnie jak przed laty, został przywitany w Warszawie owacyjnie, z szacunkiem i czcią. Podkreślił, że kocha tu wracać, że czuje się tu wspaniale. To chyba wystarczające powody, prawda?