Potęga blastów, przeszywający ryk, obezwładniająca energia i jazzowe wyrafinowanie - te elementy w mistrzowski sposób potrafi połączyć tylko jeden zespół, Imperial Triumphant. By raz jeszcze dobitnie podkreślić, że kunszt, szyk i moc mogą iść w parze, nowojorczycy postanowili odświeżyć swoje flagowe dzieło. Nowe wydanie "Vile Luxury" z jeszcze potężniejszym i jeszcze bardziej selektywnym miksem to świetna okazja, by przypomnieć sobie jaką wspaniałą muzyczną podróż oferuje.
Przenieśmy się o sto lat wstecz do pięknej, teatralno-operowej sali, gdzie można zasiąść na zdobionych złotem krzesłach i słuchać wyjątkowego brzmienia orkiestry, która prezentuje dzieła wybitnych kompozytorów muzyki klasycznej. Byłoby to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, obezwładniające aurą, klimatem i pełnią brzmienia.
Wyobraźmy sobie, że w takiej sali na scenie pojawia się trio w złotych maskach, które występuje przed szereg, na czele orkiestry i dodaje do tego brzmienia potęgę blastów, growl i siarczyste gitarowe riffy. Dzieje się wtedy coś absolutnie nieprawdopodobnego - szyk i klasa zostają przełamane mrokiem i ciężarem. Rodzi się zupełnie nowy styl, który zachwyca potęgą, mocą i wyrafinowaniem.
Mniej więcej tak brzmi "Vile Luxury" Imperial Triumphant. Od tego materiału wszystko się zaczęło. Granice ekstremum zostały przesunięte, a techniczny kunszt osiągnął niewyobrażalny poziom. Jazzowe improwizacje, rozpędzone do granic możliwości tempo, zgrzyty, trzaski, a za moment delikatny brzęk kieliszków z szampanem i wyjątkowy klimat, szczególna chwila, ten właściwy moment. To początek obłędu, nieuchronna droga kierująca ku otchłani, wciągającej odbiorcę do swego wnętrza niczym czarna dziura. Gdy zrobiło się ten krok, nie było już odwrotu.
To fantastyczna, mieniąca się złotym blaskiem płyta, zawierająca w sobie jednak o wiele więcej odcieni z przewagą kontrastującej czerni i bieli. Absolutnie wspaniała, zwariowana, szalona, nieprawdopodobna podróż. Nowym miksem i masteringiem "Vile Luxury" zajął się stały współpracownik zespołu, Colin Marston (Krallice, Gorguts), nadając tej muzyce nowego wymiaru.
Czy właśnie tak brzmi Nowy Jork, charakteryzujący się kulturalną fuzją wpływów z różnych zakątków świata, obezwładniający potęgą pnących się wysoko ku niebu budowli, przytłaczający mnogością doznań i liczbą ludności? Zachwycający różnorodnością? Wciągający bez reszty nieprawdopodobną atmosferą? Klaustrofobiczny, a jednocześnie przestrzenny? Pełen sprzeczności i właśnie dlatego tak niezwykły?
Ten aspekt zostawię tym, którzy mieli przyjemność tam się znaleźć. Wyobraźnia podpowiada mi jednak, że ta muzyka opisuje tak gigantyczne, majestatyczne miasto idealnie. Ta sztuka rozbrzmiewa najwspanialej w nocy - tak, właśnie wtedy zwiedza się takie miejsca najlepiej.
Płytę znajdziecie tu: Imperial Triumphant - Vile Luxury Redux 1924