Gratka dla fanów połamanych brzmień, technicznego kunsztu i instrumentalnej wirtuozerii? Muzyczna matematyka wypełniła w sobotni wieczór wypchaną po brzegi stołeczną Hydrozagadkę, gdzie dla kompletu publiczności wystąpili Amerykanie z Cynic, Australijczycy z The Omnific i trójmiejska SOMA. Zobaczcie, jak było.
Wieczór rozpoczęła reprezentująca Trójmiasto SOMA. Gdańska grupa tym razem zagrała jako trio, proponując mocną, ciekawą, choć chwilami ciut zbyt intensywną mieszankę sludge, post i prog metalu. Było obiecująco, choć nieco zabrakło tej iskry oryginalności, którą wniósł do brzmienia saksofonista, z którym zespół wystąpił na Sea You Music Showcase. Nie zmienia to jednak faktu, że warto się przyglądać dalszym poczynaniom zespołu.
Po solidnym wstępie przyszedł czas na trochę więcej luzu i szaleństwa. Australijski The Omnific to jeden z najoryginalniejszych zespołów "zajmujących" się progresywną odmianą rockowo-metalowej ekspresji. Trio tworzy trzech instrumentalistów - dwóch basistów i perkusista, którzy doskonale wiedzą, co składa się na dobry koncert. Choć może wydawać się to niemal niemożliwe w przypadku połamanych, niemal matematycznych partii i złożonych kompozycji, instrumentalna wirtuozeria absolutnie nie przytłoczyła i nie przysłoniła tego, co najważniejsze - dobrej energii i radości z faktu bycia w trasie i występowania. Muzycy mieli fantastyczny kontakt z publicznością, którą nieustannie zachęcali do interakcji - oklasków, tańców, po prostu szczerej zabawy. Właściwie wszystko się zgadzało - i zespół i słuchacze świetnie spędzili razem czas. Basowo-perkusyjne pasaże budowały chwytliwe melodie, które wchodziły w głowę i skłaniały do rytmicznego podrygiwania. Było w tym wszystkim dużo luzu i naturalności. Niespełna godzina minęła błyskawicznie, pozostawiając niedosyt i chęć ponownego spotkania na żywo z tą nieoczywistą, bardzo ciekawą muzyką.
Pomysł na brzmienie Cynic jest bardzo eklektyczny - z jednej strony matematyczny, precyzyjny, z drugiej bardzo zimny, metaliczny, a zarazem pełen mocy. Zespół tka pełne detali muzyczne pejzaże od lat osiemdziesiątych, niezmiennie proponując oryginalne, niebanalne kompozycje. Zaczęli bardzo młodo i z biegiem lat bardzo się rozwinęli, przekraczając kolejne gatunkowe granice. Był to niespecjalnie długi, ale za to bardzo intensywny koncert, pełen wirtuozerii podkreślonej ciekawym głosem Paula Masvidala. Niestety szczególnie na początku koncertu gdzieś pogubiły się melodie i ta odrobina lekkości niezbędna dla zbilansowania ciężaru. Zrekompensowała ją jednak możliwość dosłownie bezpośredniego kontaktu z zespołem, co z pewnością dla wielu uczestników tego koncertu było niezapomnianym przeżyciem.
Hydrozagadka nie jest najłatwiejszym miejscem na wyprzedane koncerty. W
wypchanej po brzegi sali, szczególnie z przodu, przy scenie trudno było wcisnąć szpilkę, a co dopiero
sprawnie się poruszać czy znaleźć każdemu uczestnikowi stosunkowo dobre miejsce do odbioru koncertu. Wychwycić melodie, gdy ze względu na napierający tłum stało się tuż przy zestawie perkusyjnym, niemal spoglądając perkusiście na ręce i prosto w oczy, było nieprawdopodobnie trudno, nawet z bardzo dobrymi zatyczkami selekcjonującymi brzmienie. W końcu sali dźwięk był już zdecydowanie lepszy i bardziej selektywny.
Mimo tych drobnych w gruncie rzeczy niedogodności cieszy zainteresowanie koncertem i chęć poszukiwania przez słuchaczy brzmień ambitnych, niebanalnych, wymagających uwagi i zaangażowania. Pozostaje mieć nadzieję, że przy okazji kolejnych występów w naszym kraju zespoły przyciągną jeszcze większą publiczność spragnioną wirtuozerii.
SOMA