Mówią o nim "najsympatyczniejszy letni festiwal w Polsce" i trudno się temu dziwić. Budzi ciepłe wspomnienia, spełnia koncertowe marzenia i łączy ludzi. Ino-Rock Festival odbył się w miniony, upalny sierpniowy weekend w Teatrze Letnim w Inowrocławiu już po raz szesnasty, raz jeszcze przynosząc szerokie spektrum muzycznych doświadczeń. To była wyjątkowa, bo pierwsza dwudniowa edycja wydarzenia. Jak było?
Bez biegu
Inowrocławski festiwal to jeden z tych, które nie pozostawiają obojętnym. To festiwal, na którym jest czas i miejsce - na kontemplację dźwięków w ciszy, na taniec pod sceną, oddech, rozmowy z przyjaciółmi. Taki bez biegu, bez pośpiechu, na spokojnie, gdzie nie trzeba uciekać z koncertu, by zdążyć na kolejny, gdzie artyści grają praktycznie pełne koncertowe sety.
Teatr Letni w Inowrocławiu to miejsce wyjątkowe - kameralne, a zarazem na tyle przestronne, że swobodnie może gościć gwiazdy. Przez lata zagrały tu takie sławy jak Steve Hackett, Anathema, Wishbone Ash, Fish, Lacrimosa, Brendan Perry, Riverside, Leprous, czy pochodząca z Wysp Owczych wybitna wokalistka Eivor Palsdottir. Artystka wróciła do Inowrocławia po trzech latach, by jeszcze raz zachwycić swoją charyzmą, nieprawdopodobnym talentem i pomysłami muzycznymi.
Eivor Palsdottir |
Teatr jednej aktorki
Piątkowy wieczór to był właściwie teatr jednej aktorki, a wszyscy poprzedzający występ Eivor Palsdottir kompletnie zginęli w jej blasku. I nie mam tu na myśli towarzyszących jej na scenie muzyków, którzy wspaniale jej akompaniowali, budując klimat przy pomocy bębnów, basu i klawiszy, lecz wszystkie piątkowe koncerty, o których sukcesywnie opowiem w tej relacji. Tak dzieje się, gdy doświadcza się koncertów artystów wybitnych, którzy wkładają w występ całe serce. Eivor śpiewa całą sobą, czuje każdy dźwięk głęboko w środku, a przede wszystkim jest szczera i piekielnie utalentowana.
Występ artystki to doświadczenie niezwykle emocjonalne, mistyczne, duchowe. Eivor rozsiewa wokół siebie czar, magiczną aurę, którą ujmuje publiczność. W jej głosie jest nieprawdopodobna siła i energia, która pozwala przenosić góry, która oczyszcza ze zmartwień i daje radość w najczystszej postaci. Tę magię zestawia z ujmującym, naturalnym poczuciem humoru, co sprawia, że jej występy są absolutnie niezapomniane. Rock, pop, folk, elektronika, eksperymenty - dla niej nie ma rzeczy niewykonalnych - zaśpiewa absolutnie wszystko i zrobi to po swojemu, zawsze genialnie. Jej głos był chwilami tak silny i przestrzenny, że rozsadzał nagłośnienie, powodując sprzężenia.
Eivor raz jeszcze |
Kompozycje z doskonałego, bardzo klimatycznego nowego albumu "ENN" poprzeplatała z najważniejszymi utworami z poprzednich wydawnictw, a swój półtoragodzinny, pełen emocji występ zwieńczyła brawurowym wykonaniem "Falling Free". Czy polska publiczność jest rzeczywiście tą najlepszą, jak wspomniała artystka, dziękując za ciepłe przyjęcie? Tu mam wątpliwości, bo ludzi było zdecydowanie za mało. Dotarli za to ci, którzy cenią i kochają jej muzykę od lat - oryginalną, wykraczającą poza gatunkowe ramy i niezwykle uniwersalną. Z pewnością przeżyli wyjątkowe chwile, tym bardziej, że temperatura w trakcie tego koncertu była idealna - powiewał przyjemny, chłodny wiatr, idealnie komponując się z fioletowo-błękitną oprawą świetlną. Zabrakło tylko odrobiny deszczu, ale był za to piękny księżyc bliski trzeciej kwadry, który wzniósł się nad inowrocławską scenę akurat tuż przed rozpoczęciem tego najważniejszego podczas tej edycji koncertu.
Intrygujące dźwięki tła
To dla formalności odnotujmy jeszcze, kto wystąpił pierwszego festiwalowego dnia, w piątek 23 sierpnia. Ciekawy, lecz nieco ginący w blasku dnia koncert zaprezentował powracający po latach szwedzki Paatos, z obdarzoną bardzo ciekawą barwą głosu wokalistką, ciekawymi melodiami i niebanalnym połączeniem stylów. Mam nieodparte wrażenie, że jest w tych dźwiękach duży potencjał, który ujawniłby swą siłę w niedużej zamkniętej przestrzeni.
The Amazing w wersji eksperymentalnej |
Po raz pierwszy w Polsce zagrali inni Szwedzi - The Amazing, którzy rozkołysali przyjemnym połączeniem art rocka i shoegaze'u. Był to jednak występ, podczas którego bardziej miało się ochotę posiedzieć i posłuchać muzyki w skupieniu gdzieś w oddali niż z bliska obserwować wydarzenia toczące się na scenie.
Niestety nie trafił do mnie występ cenionej przez polskich fanów rocka progresywnego grupy Gazpacho - choć muzycznie dopracowany i z tematycznymi wizualizacjami oraz fajnym przeglądem dotychczasowej twórczości, trochę bez charyzmy i błysku. Być może po prostu to nie był ten właściwy dzień na chłonięcie tego typu muzyki.
Paatos |
Coś dla introwertyków
Sobota w Inowrocławiu przywitała festiwalowiczów piekielnym upałem i brakiem przestrzeni do oddechu. Z tego powodu i temperatur, przy których przy nawet niewielkim wysiłku stan bliski omdlenia jest bardzo prawdopodobny odpuściłam z bólem występ rozpoczynającej koncertowe emocje Łysej Góry. Dotarłam już za to na koncert Micka Mossa i przyjaciół, tj. projektu Antimatter, który podobnie jak pięć lat temu dał bardzo dobry występ, pełen emocjonalnych melodii prowadzonych głębokim, angażującym głosem artysty. Słuchało się tych dźwięków wybornie.
Jeśli ktoś nie zdążył na osiemnastą, miał jeszcze okazję usłyszeć ten wyjątkowy głos późnym wieczorem, bo nie był jedyny występ Micka tej soboty - zaśpiewał też gościnnie podczas elektronicznego setu Michała Łapaja, klawiszowca Riverside, który zaprezentował swój solowy album "Are You There". Michał pojawił się na scenie wraz z perkusistą i razem stworzyli niebanalny, nieco mroczny, bardzo atmosferyczny klimat. Był to jeden z tych momentów, podczas których można było naprawdę odpłynąć i dać się ponieść delikatnej fali dźwięków i subtelnej grze świateł.
Michał Łapaj |
Mick Moss miałby na festiwalu swój naprawdę wielki dzień i zostałby niekwestionowaną gwiazdą, gdyby nie zdetronizował go Sivert Hoyem. Lider Madrugady przyjechał do Inowrocławia z przyjaciółmi z dalekiej północy i zaprezentował show godne headlinera wieczoru. Zaczarował nie tylko głosem i sceniczną prezencją, ale też ujmującym poczuciem humoru i świetnym kontaktem z widownią. Z powodu specyficznego układu sceny Teatru Letniego w poprzednich latach nieczęsto zdarzały się wycieczki artystów do publiczności. Sivert zupełnie się tą odległością nie przejmował i po prostu w trakcie występu zszedł ze sceny, by przybić piątki z pierwszymi rzędami, zrobić kilka wspólnych zdjęć i wspólnie z fanami zaśpiewać. Podczas tego koncertu zgadzało się właściwie wszystko - rozmarzony głos, piękne melodie z chwytliwymi przejściami i charyzma lidera zespołu. Nie brakło miejsca na zabawę, wspólne tańce i oklaski, a także chwile refleksji. To był po prostu świetny występ godny głównej gwiazdy wieczoru. Świetnie bawili się też sami muzycy, którzy po zakończeniu ostatniego utworu szczerze fanom dziękowali i wyrażali głębokie nadzieje na rychły powrót do Polski.
Sivert Hoyem z publicznością |
Gwiazda bez błysku
A co z headlinerem wieczoru? Tym razem moim skromnym zdaniem było odwrotnie niż w piątek, bo co najmniej dwóch wspomnianych powyżej wokalistów przyćmiło tego, który wieńczył wieczór. Ray Wilson, były wokalista Genesis i lider grupy Stiltskin to artysta w Polsce bardzo ceniony, wielbiony za całokształt twórczości, naturalne ciepło i dobre piosenki. Te zarówno z repertuaru solowego jak i dorobku Genesis zabrzmiały w Inowrocławiu bez zarzutu, ale zabrakło tej iskry, która chwyciłaby za serce. Zdania będą tu jednak prawdopodobnie podzielone, bo osób wpatrzonych w artystę i chłonących dźwięki w pełnym zachwycie także i na tym koncercie nie brakowało.
Ino-Rock to oprócz muzyki, tej szczególnie skoncentrowanej na bardziej wyrafinowanej, wysmakowanej formie gitarowej ekspresji, przede wszystkim ludzie. To miejsce, gdzie spotykają się rok po roku przyjaciele, których łączy wspólna pasja do muzyki, którzy niejednokrotnie poznali się właśnie tam, w Teatrze Letnim w Inowrocławiu, słuchając ulubionych artystów i rozmawiając o dźwiękach, które ich poruszają.
Ray Wilson |
Teatr Letni to miejsce nieoczywiste, położone w miejscu, gdzie nie ma koncertowego urodzaju, a uczestnicy doceniają możliwość kontaktu z muzyką na żywo, słuchając z uwagą, zaangażowaniem i odwdzięczając się artystom za występy zawsze ciepłym przyjęciem. To miejsce ważne z osobistego punktu widzenia także dla mnie. To tu lata temu stawiałam pierwsze konkretne kroki w fotografii koncertowej - zarówno z perspektywy publiczności, jak i z poziomu scenicznej fosy. Jestem dozgonnie wdzięczna za tę szansę!
A jeśli już mówimy o zdjęciach, to oczywiście jest także galeria i z tej edycji - ale tym razem w trochę innej formie. Znajdziecie je w dwóch miejscach - na radiowej stronie organizatora, agencji Rock Serwis, w zakładce Galeria (www.rockserwis.fm) oraz w nowej galerii będącej integralną częścią portalu Między Uchem A Mózgiem, na www.muamart.pl Zdjęć szukajcie pod nazwami konkretnych zespołów. Warto zajrzeć tam więcej niż raz, np za kilka dni czy tygodni, gdyż z dnia na dzień pojawia się tam coraz więcej zdjęć - zarówno galerii z koncertów bieżących, jak i powrotów do przeszłości, niekiedy w odświeżonej, nieoczywistej wersji.
Mick Moss |