Są takie zespoły, które intrygują od pierwszego odsłuchu i zostają w sercu na zawsze. Dokładnie tak było w moim przypadku z Zeal & Ardor, którzy przykuli moją uwagę przy debiucie i do dziś regularnie wracam do ich twórczości, ciesząc się ogromnie z ich stałego rozwoju i poszerzania dźwiękowej palety barw i emocji. Szwajcarski kolektyw wrócił z najbardziej nieprzewidywalną płytą w swojej karierze i chyba z najlepszą z dotychczasowych. "Greif" to kopalnia pomysłów i ultraprzebojowa podróż rodem z dobrego filmu.
Czysta radość słuchania
Twórczość Zeal & Ardor można podsumować w zasadzie jednym wyrażeniem - czysta radość słuchania. Jest w tych dźwiękach coś, co nie pozwala się od nich oderwać - totalnie ujmująca przebojowość, która w połączeniu z eklektyzmem gatunkowym czyni tu cuda. To są po prostu bardzo dobre piosenki, które czerpią z najlepszych wzorców. Wnikliwi słuchacze odnajdą w nich subtelne nawiązania zarówno do brzmień, z których zespół zasłynął na poprzednich albumach, czyli black-metalowo-soulowej hybrydy, jak i wycieczki w stronę rockowych hitów. Są tu fragmenty, których nie powstydziliby się np. Queens Of The Stone Age, Royal Blood czy Nirvana. Jest potężny metalowy wykop pełen blastów, który świetnie współbrzmi z soulową barwą głosu Manuela Gagneux i chóralnymi śpiewami jego przyjaciół z zespołu, ale są też eksperymenty z melodiami i konwencją, z popową lekkością i filmową przestrzennością.
Być sobą
Jest wreszcie fenomenalna okładka, która oglądana szczególnie w fizycznym wydaniu jest wartością dodaną. Widnieje na niej, zgodnie z tytułem gryf - hybryda. Album został zainspirowany coroczną tradycją
pochodzącą z rodzinnego miasta wokalisty, szwajcarskiej Bazylei, w
ramach której co roku ulicami paraduje mityczna istota, symbolizując lud
pracujący miasta, sprzeciwiający się opresyjnej elicie. To zwinne
zwierzę, będące połączeniem lwa, węża i ptaka. Z przymrużeniem oka mówi o niej Gagneux, że jest pięknie odzwierciedla to, gdzie jesteśmy jako ludzie. To także świetne podsumowanie stylu zespołu, który jest właśnie taką hybrydą - silną, zwinną, nietuzinkową, jedyną w swoim rodzaju.
Zeal & Ardor na "Greif" raz jeszcze udowadniają, że mają swój styl i nic sobie nie robią z trendów, opinii i oczekiwań. Brzmią po swojemu i bawią się muzyką. To płyta, do której można wracać często, o dowolnej porze, by po prostu posłuchać czegoś ciekawego, nieoczywistego, a zarazem wpadającego w ucho.
Złoty środek
Nowa płyta jest efektem kilkumiesięcznej współpracy przyjaciół w studiu. Została nagrana w składzie Manuel Gagneux (wokal) Tiziano Volante (gitara), Marc Obrist (wokal), Denis Wagner (wokal), Lukas Kurmann (bas) i Marco Von Allmen (perkusja). Łączy teksty pełne osobistych refleksji wokalisty i muzykę, nad którą pracowała grupa świetnie rozumiejących się ludzi i chcących wspólnie stworzyć coś fajnego, co będzie sprawiać radość zarówno twórcom, jak i odbiorcom. Coś, co świetnie sprawdzi się też w koncertowej odsłonie, bo to jest największa siła tej grupy - porywające, pełne energii i muzycznych zwrotów akcji występy.
Ta muzyka pochłania niczym dobry film - nie przekombinowany, wyważony, niosący rozrywkę od pierwszej do ostatniej minuty. Jest wstęp, rozwinięcie i zakończenie, są przejścia, jest akcja, jest refleksja. Są emocje - szczere, nie przesadzone. To zdecydowanie jedna z najfajniejszych płyt tego roku. Warto jej posłuchać, tak po prostu i cieszyć się muzyką. O to tu chodzi.
88%
Posłuchaj płyty: Zeal & Ardor - Greif