Początek września polskim fanom cięższych brzmień kojarzy się od lat jednoznacznie - z odwiedzinami na festiwalu Summer Dying Loud, by przez trzy dni posłuchać z przyjaciółmi ulubionej muzyki. Lato po raz kolejny "umarło" w Aleksandrowie Łódzkim głośno i z przytupem, niosąc multum wspomnień i emocji. Choć lejący się z nieba żar i wieczorna duchota nie oszczędzały, wszelkie wysiłki rekompensowała miła atmosfera i koncerty najwyższej jakości.
Piętnasta, jubileuszowa edycja Summer Dying Loud przechodzi do historii pod znakiem ekscytujących odkryć, muzycznej różnorodności, oderwania się od codzienności i intensywnego wakacyjnego czasu przy ulubionych dźwiękach. Przez trzy dni na dwóch festiwalowych scenach zaprezentowało się pięćdziesięciu jeden wykonawców serwujących otwartym odbiorcom przeróżne odcienie mroku, niepokoju i mocy, a wśród nich Mayhem, Godflesh, Primordial, Overkill, Moonspell, Riverside i wielu innych, jeszcze ciekawszych artystów.
Lili Refrain rzucająca czar na publiczność |
40 lat black metalu
Północne krańce Europy, Norwegia, mroczny kult i bezkompromisowe brzmienie - intensywne, piwniczne, obrazoburcze i zdecydowanie bardzo atmosferyczne - tak pokrótce można scharakteryzować black metal - jedną z kluczowych nisz muzyki eksperymentalnej. Za jej popularyzację niewątpliwie odpowiedzialny jest m.in. Mayhem - zespół-pomnik, który obchodzi w tym roku czterdziestolecie działalności. Świętować tę rocznicę można było wraz z zespołem pierwszego festiwalowego dnia, gdy Mayhem wystąpił ze specjalnym, rocznicowym setem podsumowującym dotychczasową karierę.
Był to jeden z tych koncertów, który koniecznie trzeba było zobaczyć w całości. Wszystko po to, by zanurzyć się w meandrach zespołowej historii, oddać hołd tym, którzy odeszli i docenić wieloletni dorobek grupy. Choć nie był to niesamowicie dynamiczny i szalony koncert, który doprowadziłby publiczność do ekstazy, wart był uwagi choćby ze względu na świetne filmowe fragmenty z opowieściami i wspomnieniami, które dopełniały przekrojową setlistę i podkreślające przekaz kolejnych utworów kreacje Atilli Csihara.
Gdy liczy się tempo, ale odkrywa się za każdym razem coś nowego...
Miłośnicy ekstremalnego tempa mogli znaleźć też coś dla siebie podczas kilku innych występów. Ciekawie wypadli w kameralnych okolicznościach Koldbrann z black-metalowym konkretem i fajnym scenicznym wizerunkiem oraz duet Antichrist Siege Machine, który stał się w podziemnych kręgach muzycznych już niemal zespołem kultowym za sprawą obezwładniającej energii, która towarzyszy ich koncertom, granym jedynie na gitarze i perkusji. Niemałe spustoszenie wśród publiki na dużej scenie zasiały zaś legendy - szwajcarski death metalowy Messiah i kolumbijskie Masacre.
perkusista Antichrist Siege Machine |
Nieco czarnego humoru i ciekawego zwrotu akcji w postaci połączenia growlu z czystym, donośnym śpiewem, którego nie powstydziłby się sam Bruce Dickinson wnieśli do ekstremalnej estetyki Anglicy z Anaal Nathrakh. Black zderzył się z industrialem i nieprawdopodobnie intensywnym, grindcore'owym tempem, doprowadzając publiczność do szaleństwa.
Tak, to był świetny koncert, podobnie jak sobotni występ Amerykanów z Overkill, który rozgrzał publiczność do czerwoności trashowym wykopem. Kolorytu występowi dodał fakt, że muzycy mieli doskonały kontakt z fanami i toczyli z nimi emocjonalne "przepychanki" na uśmiechy, gesty i okrzyki. Tańcom, młynkom i rękom wyciągniętym wysoko w górę nie było końca.
Gitarzysta Ovekill rzuca kostką |
Rytualna, obezwładniająca energia i transowe dryfowanie
Gdy opowiada się o muzyce mrocznej, ciężkiej i głośnej, nie sposób pominąć tej zdaje się jeszcze bardziej nieoczywistej i eksperymentalnej niż wspomniane black, death i trash metalowe ekstrema. Eksperymentalne koncerty były podczas piętnastej edycji Summer Dying Loud tymi najjaśniejszymi i najciekawszymi punktami, a kilka z nich spokojnie można nazwać sonicznymi rytuałami.
Jednym z najlepszych występów tej odsłony imprezy był bez wątpienia koncert Aluk Todolo - tria, które wymyka się wszelkim ramom, grającego jednocześnie głośno i subtelnie, balansującego pomiędzy obezwładniającą, transową intensywnością, a medytacyjnym spokojem. To doznanie jedyne w swoim rodzaju, spowite blaskiem zawieszonej na środku sceny żarówki, pozwalające na totalne odpłynięcie. Nie sposób go opisać, po prostu trzeba doświadczyć go na własne uszy, oczy i wszystko to, czym można odczuwać sztukę najwyższej próby.
wchodząc w trans z Aluk Todolo |
Rytualny charakter, hipnotyzujący za sprawą wciągających, tematycznych wizualizacji miał także koncert gwiazdy drugiego dnia festiwalu, Godflesh - niezwykle głośny, niezwykle ciężki, bardzo metaliczny, industrialny i oczyszczająco energetyczny. To była godzina nieprawdopodobnie intensywna, którą chłonęło się całym sobą, absolutnie niezapomniana. Dźwięki wdzierały się w podświadomość, budując w niej nieprawdopodobne obrazy. Podobny efekt wywołał bardzo świadomy, przemyślany i dopracowany pod kątem muzycznym i wizualnym czwartkowy występ włoskiego tria Ufomammut, łączącego z powodzeniem doom'owy ciężar ze space-rockową przestrzennością. Te trzy występy znalazłyby się na festiwalowym podium, gdyby nie rodaczka panów z Ufomammut, która rzuciła na publiczność obezwładniający czar...
Godflesh |
Rytuał w folkowej odsłonie
Lili Refrain jest absolutnie niesamowita - piekielnie uzdolniona wokalnie i instrumentalnie, a przy tym przesympatyczna, charyzmatyczna i jedyna w swoim rodzaju. Występuje na scenie sama, dba o każdy detal swojego występu. Śpiewa, gra na gitarze, klawiszach, bębnach i hipnotyzuje publiczność, sprawiając że nie sposób oderwać od niej wzroku i nie sposób obudzić się z transu. Widziałam ją po raz trzeci i po raz kolejny wciągnęła mnie w swój niesamowity muzyczny świat. Zachwyciła i niech zachwyci jeszcze nie raz. Czekam niecierpliwie na jej kolejny koncert.
Primordial |
Legendy, gwiazdy, tłumy...
Żaden festiwal nie może obyć się bez gwiazd - w końcu przyciągają tłumy i sprawiają, że takie wydarzenia mają rację bytu. Te, które gościły na Summer Dying Loud były spełnieniem marzeń dla fanów szeroko pojętej gitarowej ekspresji - do wspomnianych już Overkill, Mayhem i Primordial, na czele którego trwa nieprzerwanie charyzmatyczny Alan Averill, niezmiennie wprowadzający publiczność w szał i prowadzący zespół swoim niepodrabialnym, silnym głosem należałoby dołączyć legendę gotyckiego metalu Moonspell oraz jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych zagranicą polskich zespołów - Riverside. Oba wymienione zespoły zagrały bardzo przystępne, miłe dla ucha i oka, dopracowane pod względem technicznym, a jednak...zabrakło błysku, który sprawiłby, że były to właśnie te najlepsze festiwalowe momenty.
Mariusz Duda, Riverside |
Portugalczycy z Moonspell zagrali solidny set, wypełniony uśmiechem i świetnym kontaktem z publicznością, a jednak bardzo podobny repertuarowo do tych, które miały miejsce we Wrocławiu w 2022 i na Mystic Festival w 2023 roku. Riverside postawili natomiast na selekcję dość nietypową - mocniejszy repertuar, wybierając spośród swoich przepięknych kompozycji te z potężniejszą podstawą, bliższą metalowej ekspresji, mimo że jak przyznawał ze sceny Mariusz Duda zespołowi z metalem, także tym progresywnym, nie jest po drodze... Dość dziwna była to wypowiedź - padły w niej jeszcze słowa stereotypizujące metal jako ten, gdzie dominują przekleństwa i trochę sugerujące metalowej publiczności brak otwartości na muzyczne wyrafinowanie. Jasne, miała być sarkastyczna i z przymrużeniem oka, a jednak mimo to pozostawiła mieszane uczucia. Niemniej sam koncert był bardzo dobry, jak zawsze pięknie zaśpiewany i zagrany - kołyszący, refleksyjny.
Fernando Ribeiro, Moonspell |
Coś dla fanów melodii
Oczywiście metal i melodie zdecydowanie mogą iść w parze co okazywało się już wielokrotnie choćby za sprawą takich zespołów jak Opeth, Sólstafir czy nawet Gojira. Dobitnie pokazał to także koncert bardzo świadomych muzycznie Niemców z Chapel Of Disease, którzy połączyli metalową ekspresję, growl z urzekająco pięknymi gitarowymi melodiami, a nawet solówkami.
Melodie były też obecne w rockowych, energetycznych setach grup Djiin i Healthyliving, ale też w tej bardziej elektronicznej odsłonie mroku, a mimo to nie do końca poczułam emocje, które chcieli przekazać poprzez swoją sztukę Mutterlein i Old Tower. Oba koncerty były co prawda opatrzone ciekawą oprawą graficzną i świetlną, nie sprawdziły się jednak w festiwalowej formule i okolicznościach, gdy publiczność zagląda na występ przeważnie na moment, z ciekawości, zamiast zanurzyć się w dźwiękach całkowicie.
wokalista Chapel Of Disease |
Bardzo silna polska reprezentacja
Wspominając o Riverside, nie sposób pominąć innych polskich kapel, które nie pełniły roli festiwalowych dopełniaczy składu, lecz pełnoprawnych uczestników, którzy mieli do powiedzenia bardzo dużo. Wśród nich zdecydowanie warto wyróżnić cztery - specjalizującą się w pustynnym mroku Sunnatę, eksperymentalny Thaw, black metalowy Blaze Of Perdition i powracający po długiej przerwie (podobnie jak rok temu Furia), post-metalowy Obscure Sphinx. Każdy z nich zagrał w zasadzie genialne koncerty, pełne emocji, energii i charyzmy. Przyćmiła jednak wszystkich, prawdopodobnie też dlatego, że sprzyjały temu okoliczności - koncert zamknięcia, późno w nocy, na finał - Zofia "Wielebna" Fraś, wokalistka Obscure Sphinx, która swoją sceniczną ekspresją i wokalnymi umiejętnościami rozłożyła na łopatki całą, także tę zagraniczną "konkurencję". Obscure Sphinx zagrali koncert wybitny, który przejdzie do festiwalowej kroniki jako jeden z najwspanialszych występów w historii wydarzenia. Zahipnotyzowała, zmiażdżyła, sprawiła, że zapomniało się o bólu, zmęczeniu i wyczerpaniu trzema intensywnymi dniami. Oczyściła ze wszystkich myśli, emocji, pozwoliła się uwolnić. Był to ostatni koncert zespołu w tym roku. Oby powrócił w przyszłym, w jeszcze lepszej formie i z jeszcze lepszymi pomysłami. Już nie mogę się doczekać...
Wielebna z Obscure Sphinx w tańcu |
Zatrzymaj się w biegu i ciesz się chwilą
Piętnasta edycja Summer Dying Loud była niewątpliwie jedną z najlepszych w historii - różnorodna pod kątem składu, arcyciekawa, dopracowana organizacyjnie. Na ogromne uznanie zasługują wszelkie udogodnienia dla festiwalowiczów zapewnione w tym roku przez organizatorów - dodatkowe łazienki i toalety w budynku, niezbędna klimatyzacja na małej scenie, która poprawiła znacznie komfort odbioru tych mniejszych, a jak już wiecie, niesamowicie ciekawych koncertów, spora strefa gastronomiczna, duży parking dla uczestników i osobna przestrzeń dla wystaw, co pozwoliło na zwiększenie przestrzeni w Krypcie, tj. małej festiwalowej scenie. Kameralna atmosfera pozwoliła cieszyć się muzyką, a jednocześnie spokojnie spotkać się z przyjaciółmi, złapać oddech i odpocząć. To były naprawdę intensywne, a jednocześnie piękne i pełne emocji trzy dni - krótko pisząc idealne zakończenie lata.
Przyszłoroczna, szesnasta edycja wydarzenia odbędzie się w dniach 4-6 września 2025. Warto już teraz zarezerwować sobie czas.
Ufomammut |
A jeśli chcecie zobaczyć, jak wyglądały poszczególne koncerty, zapraszam tu:
dzień 1: https://www.miedzyuchemamozgiem.pl/2024/09/summer-dying-loud-2024-dzien-pierwszy-w.html
dzień 2: https://www.miedzyuchemamozgiem.pl/2024/09/summer-dying-loud-2024-dzien-drugi-w.html
dzień 3: https://www.miedzyuchemamozgiem.pl/2024/09/summer-dying-loud-2024-dzien-trzeci-w.html