poniedziałek, 21 października 2024

Głosy, które dotykają czułych strun, czyli o występach Eivor i Sylvaine w Progresji

Fuzja nordyckiej tradycji, rockowej energii, przebojowych melodii i głosów, które dotykają najgłębszych zakamarków duszy - takich pięknych i poruszających dźwięków można było posłuchać w sobotę w Warszawie. W wypełnionej do ostatniego  miejsca warszawskiej Progresji wystąpiły dwie fenomenalne artystki - norweska wokalistka Sylvaine i bezapelacyjna wokalna królowa, pochodząca z Wysp Owczych Eivor Palsdottir.

 


 

Wieczór dwóch wyjątkowych artystek

Biletów na ten wieczór nie było od kilku tygodni i trudno się temu dziwić. Eivor  po premierze fenomenalnej płyty "ENN" z tygodnia na tydzień zyskuje coraz większą popularność, szacunek i uznanie na całym świecie, a co więcej, w Polsce ceniona jest od lat, gromadząc na koncertach wiernych fanów. 


Po dołączeniu do nowej wytwórni, poznała współpracującą z Season Of Mist od kilku lat Sylvaine, z którą łączy ją podobna muzyczna wrażliwość i wyczulenie na piękno. Panie wyruszyły we wspólną trasę, która okazała się niemałym sukcesem - większość koncertów jest wyprzedanych. Drugi występ norweskiej wokalistki w Polsce, po krótkim i przenoszonym z powodu technicznych problemów koncercie późno w nocy w ramach ubiegłorocznego Mystic Festival, był więc dodatkową gratką dla fanów atmosferycznych, nieco mrocznych brzmień. 



Wszechstronna Norweżka 

Gra na gitarze, zajmuje się produkcją, pięknie śpiewa, ale potrafi też potężnie krzyknąć. Odnajduje się bez trudu zarówno w brzmieniach bliższych estetyce metalowej, z wyróżnieniem nurtu blackgaze, lecz także fascynuje ją tradycja nordycka i dawne pieśni - Kathrine Shepard, znana jako Sylvaine to artystka nieprawdopodobnie zdolna, która wypracowała własną markę dzięki talentowi, uporowi i wszechstronności.  

Od pierwszych minut jej koncertu zadziała się na scenie magia. Fantastycznie wypadły zarówno pieśni tradycyjne zaśpiewane a capella, z wydanego wiosną tego roku minialbumu "Eg Er Framand" jak i nieco bardziej dynamiczne fragmenty, w których artystka akompaniowała sobie na gitarze. Choć występ nastawiony był na bardziej kontemplacyjny charakter, na finał znalazło się  miejsce dla jej flagowego krzyku. Szkoda, że ten koncert trwał tak krótko...



Królowa jest tylko jedna

Jeśli przyznawanoby nagrodę dla najlepszej wokalistki świata wyłącznie na podstawie umiejętności, kreatywności i wszechstronności, powinna ją już kilkukrotnie odebrać Eivor. Pochodząca z Wysp Owczych artystka od lat pięknie balansuje na gatunkowym pograniczu, proponując fanom otwartym na różne brzmienia muzykę najwyższej jakości, popartą fenomenalnymi partiami wokalnymi. Eivor śpiewa bardzo naturalnie, wykorzystując pełnię swoich możliwości - operowo, delikatnie, popowo, folkowo, a nawet sięgając po śpiew gardłowy czy metalowy krzyk. Potrafi praktycznie wszystko, dzięki czemu odnajduje się w dowolnej stylistyce, nadając jej własny charakter. Jej kompozycje są rozpoznawalne od pierwszych minut, niezależnie od gatunku. To był jej wieczór - na scenie lśniła i czarowała, a towarzyszący jej na scenie zespół tylko akompaniował jej tak, by mogła wykorzystać pełnię swoich możliwości. 



Najwyższa jakość

Napisać o tym występie, że był fenomenalny to w zasadzie duże niedopowiedzenie, choć tak naprawdę trudno się po tej artystce spodziewać jakiegokolwiek spadku formy. Słyszałam Eivor na żywo już sześć razy i za każdym razem zachwycała tak samo silnie. Słuchając śpiewu artystki trudno było się nie wzruszyć. Jest w nim nieprawdopodobna wrażliwość, wyrazistość i charyzma, która nie pozostawia obojętnym. Ta muzyka po prostu miażdży emocjonalnie. 

Okazją do ponownego spotkania z polskimi fanami była promocja jej nowej płyty, "ENN", poświęconej trosce o naszą planetę i oddającej jej hołd. Więcej o ENN tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/06/eivor-enn-14062024.html Wybrzmiały wszystkie rozdziały płyty, a do tego flagowe kompozycje, bez których nie może obyć się żaden występ Eivor - zarówno folkowe hity, podczas których gra na bębnie obręczowym, jak i utwory elektroniczne i gitarowe. Całość zwieńczyła jak zawsze porywająca interpretacja "Falling Free". 



"Na to, co dobre trzeba niekiedy poczekać trochę dłużej"

- tymi słowami artystka zapowiedziała kompozycję "Patience". Było w tych słowach jednak drugie dno - świadomość, że gdy pracuje się rzetelnie i ciężko, konsekwentnie idąc własną ścieżką, której jest się pewnym, w końcu nadejdzie upragniony finał wysiłku, w tym przypadku eksplozja światowej kariery.

Eivor przez lata występów uczyniła scenę naturalnym dla siebie środowiskiem. Artystka panuje nad publicznością, uśmiecha się do fanów, nie musi specjalnie zachęcać do interakcji. Podczas tej trasy zaczęła nawet ze sceny uczyć śpiewu. Tak było podczas wykonania "I Tokuni", podczas którego żywo dopingowała fanów w refrenach do gardłowego wykrzykiwania refrenu. To fantastycznie zbudowało atmosferę tego magicznego wieczoru, podczas którego wszelkie bariery między artysta i fanami zostały zniesione. Eivor trafiła swoim śpiewem w duszę i z pewnością pozostawiła w niej trwały ślad.

Jak zawsze wdzięczna polskiej publiczności za ciepłe przyjęcie nie szczędziła wyrazów uznania i szczerego wzruszenia. W pełni zasłużyła na sukces - wyprzedaną dużą salę, budując sobie pewny grunt pod koncerty halowe. Na uznanie pracowała latami, idąc drogą wyboistą, wymagającą. W końcu nadszedł jej czas, by konkretnie ruszyć do przodu i zachwycać. Wspaniale, że tego uznania doświadcza osoba, która naprawdę wie, co robi i ma doświadczenie poparte talentem i własną, konsekwentną drogą do celu.




Więcej zdjęć z tego koncertu znajdziecie tu: 

Sylvaine: https://www.muamart.pl/index.php/sylvaine/

Eivor: https://www.muamart.pl/index.php/eivor-2024/