Melodie, które pobudzają wyobraźnię, emocjonalny tygiel, który przenosi w inny wymiar, paleta muzycznych barw, dźwięki, które niosą ogrom ciepłych wspomnień i skłaniają do refleksji - o twórczości Tides From Nebula napisano już wiele ciepłych słów i jeszcze więcej można o niej opowiedzieć, starając się wyrazić emocje towarzyszące odsłuchowi "Instant Rewards". Jeden z najważniejszych post-rockowych zespołów na świecie wraca po pięcioletniej przerwie z fantastycznym albumem, który wydaje niezależnie, własnym nakładem sił i energii.
Premiera szóstej płyty grupy to świetna okazja, by porozmawiać z muzykami. Miałam ogromną przyjemność przepytać basistę grupy, Przemka Węgłowskiego. Rozmawialiśmy nie tylko o tym, co działo się w zespole przez ostatnich pięć lat i tym, czego możecie się spodziewać na nowej płycie. Nasze prawie półtoragodzinne spotkanie przerodziło się we wnikliwą rozmowę na temat wpływu technologii na nasze życie, potrzeby odcięcia się od internetowego szaleństwa i emocji, które wywołuje w nas muzyka.
Między Uchem A Mózgiem: Dzięki, że znalazłeś dla mnie czas w tym gąszczu zajęć – w Tides From Nebula znów dużo się dzieje, pojawiła się w Twoim życiu osoba, za którą jesteś odpowiedzialny, do tego prowadzisz jeszcze swoją działalność. Jak godzisz te wszystkie obowiązki?
Przemek Węgłowski: Ten czas tak szybko ucieka. Każdego dnia grafik jest bardzo napięty. Premiera szóstej płyty Tides From Nebula już za kilka tygodni, później ruszamy z nią w trasę po Polsce. Przygotowujemy się do tych wydarzeń bardzo intensywnie.
Oprócz tego jest jeszcze bardzo czasochłonna działalność pozamuzyczna. Poza tym, że urodził nam się syn, zajmujemy się z żoną prowadzeniem firmy Moc Lasu, w ramach której prowadzimy relaksacyjne spacery na łonie natury, do tego jeszcze działam w stowarzyszeniu, więc ten czas ucieka naprawdę bardzo szybko.
Uświadomiłem sobie właśnie, że te pięć lat przerwy od poprzedniego albumu TFN właściwie też bardzo szybko zleciało…
MUAM: To prawda, czas pędzi nieubłaganie i cały czas brakuje chwili, by zająć się kolejnymi tematami. Czy te pięć lat przerwy nie jest najdłuższym okresem międzypłytowym w waszej karierze?
Przemek: tak, zdecydowanie. Moment wydania naszego debiutu „Aura” i premierę „Earthshine” dzielą dwa lata, choć materiał powstał wcześniej i przez rok tkwił w szufladzie, bo bardzo długo szukaliśmy wydawcy. Kolejny album, „Eternal Movement” wydaliśmy po dwóch latach, czwarty „Safehaven” w 2016, czyli po trzech latach, podobnie jak „From VooDoo To Zen”, który ukazał się w 2019…
MUAM: Dużo się przez te 5 lat wydarzyło, prawda? Kumulacja różnych zdarzeń i czynników od was niezależnych spowodowała, że ten czas się tak wydłużył. Opowiesz mi więcej o tym, co działo się w tej przerwie?
Przemek: Pandemia złapała nas znienacka po jesiennej trasie promującej „From VooDoo To Zen”. Planowana na kolejny rok trasa z BOKKĄ została odwołana, podobnie jak kolejne wydarzenia planowane na jesień i wiosnę. Latem 2021 roku zaczęliśmy podejmować pierwsze próby powrotu na scenę w ramach plenerowych koncertów, co było ciekawym, ale jednocześnie dość nietypowym doświadczeniem. Z drugiej strony dobrze pamiętam, że gdy po dwóch latach przerwy zagraliśmy nasz pierwszy koncert klubowy też czuliśmy się bardzo dziwnie.
Przez ten cały okres tworzyliśmy materiał na nowy album – powoli, niespiesznie, bez czasowego spięcia. Utwory, które ostatecznie go zbudowały powstawały w dużych odstępach czasu i dość nieregularnie.
Single „Fearflood” i ‘The Sweetest Way To Die” ukazały się dwa lata temu, w zeszłym roku „The Haunting”. To jednak nie są pierwsze utwory, które napisaliśmy. Ostatnie, które skończyliśmy, czyli „Flora” i „In The Blood” też czekały na sfinalizowanie prawie dwa lata. Zatem w kolejności utworów na płycie ma żadnej chronologii.
MUAM: Czyli proces powstawania tego albumu był dość intuicyjny, taki „na wyczucie”?
Przemek: Na pewno był nietypowy, bo nie spotykaliśmy się bardzo regularnie na próbach, jak w ubiegłych latach. Wielu artystów gdy nastała pandemia bardzo skupiło się na tym, by tworzyć nową muzykę, bo nic innego im nie pozostało. My poszliśmy nieco innym tropem – zajęliśmy się trochę innymi rzeczami i zespół został odsunięty na drugi plan. Maciek (Karbowski - gitarzysta) i Tomek (Stołowski - perkusista) wybudowali studio i skupili się na jego aranżowaniu i budowaniu, ja zaś zająłem się rozwijaniem swojej nowej, “leśnej” działalności.
Przestaliśmy grać koncerty i zespół zszedł na drugi, a czasem i trzeci plan. Mimo to systematycznie się spotykaliśmy, nie było żadnych długich przerw - nierównomiernie, ale na tyle często, by spokojnie, powoli dopracowywać te utwory. Ta nowa, pozazespołowa przestrzeń była nam potrzebna.
Z drugiej strony w pewnym momencie pojawiła się pewnego rodzaju presja. Gdy wspomniana już trasa z BOKKĄ finalnie odbyła się pod koniec 2023 roku, Maciek zapowiedział ze sceny w Progresji podczas ostatniego koncertu, że nowa płyta ukaże się za rok. Zrobił to spontanicznie, niczego z nami nie uzgadniał (śmiech). Ludzie zaczęli się cieszyć, bić brawo, więc już nie było innego wyjścia niż finalizowanie tematu. Podczas tamtej trasy zewsząd słyszeliśmy zapytania o nowy materiał. Pierwsza połowa 2024 roku była zatem bardzo intensywna, bo zależało nam na tym, by się spiąć i faktycznie skończyć to, co obiecaliśmy. Okres pandemii trochę nas rozleniwił i potrzebny był taki mocny impuls żeby zebrać się i dokończyć pracę nad płytą.
Jest taka dość ryzykowna technika działania, którą mimo wszystko bardzo lubię. Chodzi o to, by poinformować o pracy nad czymś, co się wydarzy, w ten sposób ustalić sobie termin i się go trzymać. To porządkuje pracę i przymusza do tego, żeby tę rzecz zrealizować. Gdy Maciek informował o tym wydaniu albumu, trochę nie mogłem w to uwierzyć, aż po kilku miesiącach nadszedł taki dzień, w którym gdy wieczorem odsłuchiwałem już te finalne wersje demo zdałem sobie sprawę, że mamy 52 minuty materiału. Poczułem, że to już jest ten moment - materiał jest gotowy.
Ale tak to właśnie jest z tym wydawaniem płyt - ukazuje się album, grasz trasę, później wracasz na próby i automatycznie myślisz o tym, że pracujesz właśnie nad kolejną płytą…
MUAM: No właśnie, ciekawy jest ten cykl działania w profesjonalnym zespole… Jak to wygląda?
Przemek: Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy ze sobą grać, te 16 lat temu, nikt o tym nie myślał, że robi płytę. Po prostu komponowaliśmy kolejne utwory, nie myśląc o tym, że kiedykolwiek je wydamy. To wspaniały stan, do którego chciałbym kiedyś wrócić. Wtedy pracuje się zupełnie inaczej, czuje się tę pełną artystyczną wolność. Teraz ten stan jest prawie nieosiągalny, bo cały czas z tyłu głowy tłucze myśl, że te utwory będą kiedyś wydane, słuchane, grane na koncertach. W takich okolicznościach siłą rzeczy trochę znika ta świeżość, ta lekkość, która towarzyszy początkom działalności. Niesłuchanie tego głosu, odcięcie się od niego to bardzo ciężka przeprawa, z którą zmaga się chyba każdy artysta na późniejszych etapach działalności.
MUAM: Rozumiem co masz na myśli. Słuchałam już „Instant Rewards” kilka razy i czuję, że ten album jest gdzieś pomiędzy – mocno w waszym stylu muzycznym, ale też sięgający ku innym inspiracjom. Jest osadzony jakby bardziej „tu i teraz”, skupiony na współczesności zarówno muzycznie jak i pod kątem interpretacji samego tytułu i oprawy graficznej. Co o tym myślisz?
Przemek: Jestem bardzo ciekaw, jak całość zostanie odebrana, bo po tak intensywnej pracy nad muzyką nie mam już dystansu. Nie mam jeszcze pełnego obrazu tej płyty, pewnie potrzebuję czasu…
MUAM: Skądś jednak ten tytuł „Instant Rewards” się wziął. Mnie kojarzy się bardzo mocno z tym, co z człowiekiem robią media społecznościowe – z tymi strzałami dopaminy, chwilowymi przyjemnościami, systemem nagród…
Przemek: Tytuł wymyślił Maciek, ale każdy z nas trochę inaczej go rozumie. Ten temat braku cierpliwości i chęci szybkiego zaspokojenia potrzeb, ciekawości czy wynagrodzenia siebie jest nam w zespole bardzo bliski od dawna. Dużo naszych wewnątrzzespołowych rozmów poświęconych jest temu, jak świat będzie wyglądał w przyszłości, co stanie się z ludzkością, do czego nas to wszystko doprowadzi… Zastanawiamy się często czy swobodny dostęp do technologii i informacji wyjdzie nam na dobre…
„Dopamine” z poprzedniej płyty już poniekąd odnosi się do tego zagadnienia. Ten tytuł w pełni odzwierciedla muzykę – skondensowaną, konkretną, co chwila przynoszącą nowe strzały energii, nowe zastrzyki. Nasz nowy album odbieram pod kątem muzycznym bardzo podobnie – nie dłuży się, jest na nim dużo konkretu, różnych motywów, inspiracji. Ta płyta jest taka niespokojna…
MUAM: Tak, jest na niej dużo niepokoju bardzo tożsamego z czasami, w których żyjemy, w których telefon komórkowy silnie wpływa na nasze postrzeganie świata, rozumienie, działanie…
Przemek: Tak naprawdę same tytuły nie są aż tak kluczowe, bo nie prowadzimy skomplikowanych analiz i nie staramy się tworzyć koncept albumów. Dostrzegamy jakieś zjawisko, jest dla nas ważne, rozmawiamy o nim i staje się inspiracją. Tytuły mają za zadanie dobrze brzmieć i odzwierciedlać muzykę i energię utworu. Muzyka jest zawsze pierwsza, a później męczymy się z wymyślaniem określeń i opisów. (śmiech)
Wszystkie tytuły na tej płycie mają jednak ze sobą coś wspólnego. Nad całością unosi się obraz zniszczonej Ziemi, na której jednak z czasem zaczyna coś wyrastać. To jest odzwierciedlenie tego, co działo się z nami przez te pięć lat. Na początku pandemii ogarnął nas silny niepokój, później stopniowo zaczęła się pojawiać nadzieja, nagroda.
Okładka, na której jest piękne zdjęcie kwiatów kojarzy się silnie też z czymś, co się dostaje w nagrodę, co ma cieszyć, ale też jest życiem. Muzyka i grafika są bardzo organiczne. Bezpośrednim nawiązaniem jest tu piąty na płycie utwór „Flora”.
MUAM: Skupmy się jeszcze na tej chwilowości, bo to bardzo nurtujące zagadnienie. Mam wrażenie, że praktycznie wszystko jest teraz „na już”, a co więcej „na chwilę”. Jak podchodzisz do tych dopaminowych zastrzyków?
Przemek: Jestem w to uwikłany, spędzam z telefonem dużo czasu. Takim bezpiecznikiem jest jednak dla mnie fakt, że jestem od prawie dwóch lat szczęśliwym ojcem i muszę bardzo uważać na to, by mój syn nie widział mnie non stop z telefonem lub przy komputerze.
Niestety widzi mnie z nim dość często i zdarzyła się taka sytuacja, która mną bardzo mocno wstrząsnęła, niemal wyciskając łzy. Telefon leżał na kanapie, synek go wziął i mi go przyniósł. Rozpoznał mój telefon i dał mi go, bo zdarza mu się mnie z nim zobaczyć. To mnie bardzo poruszyło, a jednocześnie przeraziło.
MUAM: Tak, rodzicielstwo na pewno przewartościowuje życie, pracę… Zmienia nasze nastawienie…
Przemek: Rodzicielstwo na pewno daje większą świadomość, ale nie tylko dlatego próbuję z tym walczyć. Najgorsze jest to, że brakuje autorytetów, który byłby „czysty”, bo powiedzmy, że zdecydowana większość społeczeństwa ma problem, co też powoduje, że często tego problemu nie widzimy.
Uświadamiamy sobie, że przesadne korzystanie z telefonu, mediów społecznościowych, ma swoje ciemne strony, ale nie ma takiej wyraźnej grupy ludzi, która byłaby poza tym, jak w przypadku alkoholizmu, gdzie mamy ludzi, których albo nałóg w ogóle nie dotyczy, bo po prostu nie piją, albo wyszli zwycięsko z tej walki i już nie sięgają po używki.
Tu natomiast każdy jest poniekąd uwikłany trochę w temat, do tego stopnia, że nawet w kręgach psychologów, psychiatrów, czyli ludzi, którzy się znają na naszym umyśle mamy osoby, które same są wciągnięte w ten nałóg. To jest tak groźne, bo jest powszechne. Tak samo inne „uzależniacze” – seriale, gry komputerowe. Trzeba być świadomym tego, że coś, co nam się wydaje normalne może na nas i nasze otoczenie źle wpływać.
MUAM: Wiesz, mnie np. bardzo denerwuje to, że powszechne stały się rolki, które wyświetlają się taśmowo przez kilkadziesiąt sekund każda i że trwałość każdego takiego fragmenciku w sieci wynosi dobę. Później przepada i są następne, jest ich coraz więcej. Jaki to ma sens? Dlaczego się na to gapimy? Tego jest mnóstwo, przelewa się to przez umysł…
Przemek: W naszych głowach mają jeszcze mniejszą trwałość niż w sieci. To jest śmietnik.
Kiedyś była strona kwejk.pl z takimi śmiesznymi obrazkami, memami. Byłem jeszcze wtedy na studiach. Te obrazki też się przewijało, wyświetlały się kolejne, na podstronach. Czasem spędzałem przy tym czas wieczorem i tak przerzucałem te obrazki. Czasem coś z tego faktycznie zostało mi na dłużej w głowie, pośmiałem się kilka sekund, ale przeważnie omijałem i szukałem dalej. Raz pomyślałem podczas takiego przewijania, że wyślę koledze jeden wyjątkowo fajny obrazek. Chciałem go znaleźć, więc postanowiłem się cofnąć w tym przewijaniu – zapamiętałem, że to są dwie podstrony w lewo. Tymczasem okazało się, że musiałem przerzucić tych podstron tak dziesięć razy więcej. W trakcie tego przewijania przypominałem sobie te poprzednie obrazki, ale w mojej głowie prasowały się momentalnie, jak w takim śmietniku. To daje do myślenia, jak nasza psychika działa.
Tik Toka nie mam i nie zamierzam mieć, ale czasem widzę gdzieś tam w komunikacji miejskiej jak spojrzę przez ramię komuś, co tam można znaleźć – są tam właśnie takie krótkie filmiki, te rolki. To jest straszne zło, aż mnie mrozi na samą myśl jaki to może mieć wpływ na młody umysł.
MUAM: Tak, mnie też TikTok przeraża i przerasta…
Przemek: Z drugiej strony też z racji swojej działalności jestem zmuszony używać telefonu. Gdy idę na spacer do lasu z grupą, to jednak muszę zrobić jakieś zdjęcie, które później zamieszczę w sieci, czasem trzeba nagrać jakąś reklamę, o czymś opowiedzieć, więc to przydaje się w biznesie. W sprawach zespołowych też ten marketing jest potrzebny. Właśnie teraz, przed premierą płyty, udostępniamy bardzo dużo rolek na naszym zespołowym profilu.
Widziałem reklamę telefonu, który jest smartfonem i ma taki ekran jak kartka papieru. Bardzo podobno ułatwia czytanie, nie męczy wzroku, podobno nie ma tych najbardziej “mózgożernych” aplikacji. Reklamują go jako detoks dopaminowy i telefon, który łączy z ludźmi i pomaga w normalnych relacjach. Ciekawe, czy ten trend będzie postępował...
To jest właśnie ten problem, że nikt ci tego nie nakazał, ale jak nie będziesz w ogóle tego używać, to będzie dużo trudniej w życiu, bo będziesz trochę poza systemem. Posiadanie smartfona po prostu ułatwia życie, a w niektórych sytuacjach jest wręcz wymagane. Ale poczekajmy… może coś się przewali na Ziemi i dojdziemy do punktu wariacji totalnej.
MUAM: Tak, wszystko wybuchnie (śmiech)
Przemek: …i nie będzie prądu.
MUAM: A to jest możliwe, np. jak dotrze do nas energia ze Słońca i będzie tak silne promieniowanie, że wysadzi elektryczność… Przy okazji będzie zjawiskowa zorza polarna (śmiech)
Przemek: Jak najbardziej… i nie będzie zasięgu.
MUAM: No właśnie… Nie raz zdarzyło mi się uciekać w takie miejsca, gdzie nie ma zasięgu lub jest bardzo słaby. To bardzo pomaga się odciąć.
Przemek: Ta leśna działalność jest poniekąd odpowiedzią na potrzebę takiej ucieczki. Gdy jestem zmuszony nie używać Internetu, bo np. nie ma zasięgu, problem jakby znika. Odkładam telefon i zupełnie o nim zapominam. Nie wiem tylko na ile ten stan jest zasługą faktu, że dorastałem w latach dziewięćdziesiątych i znam życie bez sieci. Gdy pojawiły się smartfony miałem już ukończone dwadzieścia kilka lat i umysł zdążył się jakoś ukształtować.
Doskonale pamiętam, jak żyło się bez smartfonu, choć trudno już sobie wyobrazić powrót do tych czasów na stałe. Pamiętasz szkołę w latach dziewięćdziesiątych? Gdzie stoją na korytarzu ludzie, rozmawiają ze sobą, ktoś czyta książkę. Nikt nie korzysta z telefonu. To dziś wydaje się nieprawdopodobne. Bardzo się cieszę, że pamiętam te czasy i że mogłem w takich realiach dorastać. To nadużywanie telefonu to po prostu paskudny nawyk, który jak się okazuje na szczęście nie jest dla mnie aż tak ważny. Tym się pocieszam.
MUAM: Wiesz, to jest też kwestia świadomości tego, że potrzebna jest ta równowaga. Tego, że jasne, możemy z tego korzystać, bo w pewnych sytuacjach jest nam potrzebne, ale trzeba uważać, by nie przesadzić i umieć się wyłączyć.
Przemek: Tak, dokładnie. Myślę, że wpływ telefonów i mediów społecznościowych będzie jednym z najważniejszych tematów do rozwiązania w przyszłości, jednym z najczęściej dyskutowanych, podobnie jak ekologia. Tylko ta świadomość musi jeszcze troszkę pójść do przodu.
Czy telefony są takie złe? Chyba nie do końca, to jak z tym nożem co ukroi chleb, ale też może zabić. Warto być otwartym na to, co nowe i nie zakładać, że jest to z automatu złe, ale jak widzę na podwórkach dzieciaki siedzące na murkach, każde z nosem w telefonie to czuję, że zdecydowanie lepsze jest rozmawianie z drugim człowiekiem, wymyślanie wspólnych zabaw. To buduje kreatywność.
MUAM: Pełna zgoda. A jak to jest u Ciebie w kontekście odbioru muzyki? Słuchasz nadal albumów w całości, czy wybierasz bardziej single? Czy skupiasz się nad czymś na dłużej, czy np. preferencje Ci się zmieniają, bo jest ogólnie wszystkiego za dużo i próbujesz się w tym jakoś odnaleźć?
Przemek: Bardzo bym chciał tak słuchać muzyki jak kiedyś, ale jest to niemożliwe. Taki szczyt fascynacji i zatracenia się w muzyce miałem w liceum, wtedy dźwięki działały na mnie najsilniej. Pamiętam czas, w którym odkryłem dwa albumy, które zmieniły moje życie – „Lateralus” Toola i „OK Computer” Radiohead. To odkrycie sprawiło, że na półtora roku przepadłem i odkrywałem krok po kroku dyskografię obu zespołów. Miałem wtedy 15-16 lat i słuchanie całych płyt od deski do deski było najcudowniejszą aktywnością jaką znałem.
Później troszkę ta fascynacja muzyką zmalała, do momentu, gdy odkryłem ten post-rockowo-metalowy nurt, tak rok przed początkiem Tides From Nebula. Wtedy wkręciłem się w te brzmienia do tego stopnia, że zapragnąłem grać coś podobnego. W tę muzykę wciągnął mnie Adam Waleszyński, z którym zresztą zakładaliśmy TFN. Później też z roku na rok to zauroczenie muzyką malało – to chyba kwestia wieku czy przyzwyczajenia, choć znam ludzi, którzy od lat są niezmiennie zafascynowani muzyką,zatracają się w niej i nie mogą przeżyć dnia bez przesłuchania jakiejś płyty.
Proces świadomego słuchania skutecznie rozwaliła też dostępność muzyki w sieci. Pamiętasz grono.net? Były tam fora tematyczne, a na jednym z nich użytkownicy dzielili się muzyką, zamieszczali linki do pobierania płyt rockowo-metalowych. To była gigantyczna kopalnia inspiracji.
Był taki moment, że nie wiedziałem co mam zrobić ze sobą, bo było tego tak dużo, że nie dało się tego ogarnąć. Byłem nauczony słuchania jednej płyty czy też kasety na miesiąc. W formie fizycznej. Strasznie źle się czułem z tym, że jest tyle tej muzyki do posłuchania. Czułem, że to, że mogę pozyskać je w ekspresowym tempie umniejsza wartości tych płyt. Zdecydowanie zepsuło mi to doświadczenie słuchania. Z drugiej strony pokusa była zbyt silna, żeby się jej przeciwstawić (śmiech).
Teraz w ogóle słucham mało w domu, wieczorami czasem coś włączę na słuchawkach, jak dom już śpi.
MUAM: I jak, odkryłeś coś ostatnio?
Przemek: Tak, bardzo spodobał mi się nowy singiel The Cure. Jest genialny – taki prawdziwy, świeży, pełen emocji. Nigdy wielkim fanem tego zespołu nie byłem, ale życzyłbym sobie tak się starzeć zespołowo i w tym wieku mieć takie pomysły. Czuję, że mają coś do powiedzenia. Bardzo podoba mi się też nowy singiel Bon Iver.
Są też płyty, których słucham jeszcze w całości, np. w czasie jazdy samochodem. Od początku do końca, wielokrotnie przesłuchałem nowy album Nicka Cave’a. To jednak nie jest już to, co kiedyś, gdy leciałem biegiem ze szkoły, by włączyć sobie płytę. Budziłem się też wcześnie rano i słuchałem po cichutku, bo rodzice jeszcze spali. Teraz tego już nie ma.
Dziś jak wstałem miałem teoretycznie czas, by coś włączyć, ale nie miałem takiej potrzeby. Pewnie wieczorem czegoś posłucham. Tak jest w moim przypadku z całą popkulturą – nie oglądam zbyt często filmów, seriali, nie gram w gry, w które kiedyś grałem nagminnie.
MUAM: Ale jeszcze grasz na basie… choć pewnie też jest to już inne uczucie, niż kiedyś, prawda?
Przemek: Tak, na basie gram regularnie, ale nie w domu. Gram w studiu, na próbach, no i na koncertach. Faktycznie, jest to trochę inne uczucie. Za rok stuknie mi czterdziestka i zleciało to naprawdę szybko. Dopiero wydawaliśmy debiut, a tu minęło 16 lat. Byłem wtedy na ostatnim roku studiów, a tak naprawdę mentalnie byłem jeszcze nastolatkiem. Cieszę się jednak, że teraz inaczej spędzam czas i mam nieco inne priorytety. Jestem szczęśliwy.
To granie w zespole wpływa też na to, jak słucham muzyki. Bywają dni tak intensywne, że jak wracam z prób, nie mam już siły niczego słuchać i wracam w ciszy. Gdy jadę na próbę, zwykle włączam radio, by się zainspirować, ale te dźwięki też coraz rzadziej do mnie trafiają. Nie jest łatwo mi się szczerze zachwycić.
Myślę, że każdy z nas trzech bardzo się zmienił przez te ostatnie 5 lat. Bardziej niż przez poprzednich dziesięć, w sensie ludzkim.
MUAM: To jest zupełnie normalne, że się zmieniamy. Jak jest dużo innych zajęć, to musimy dzielić ten czas i automatycznie emocje rozkładają się na te inne aktywności.
Przemek: Z drugiej strony muzyka bardziej mnie porusza niż kiedyś i głębiej ją odczuwam. Szczególnie smutne i ciężkie brzmienia bardziej na mnie oddziałują. Włączyłem niedawno po długiej przerwie Cult Of Lunę, jeden z ważniejszych zespołów w moim muzycznym rozwoju. Poczułem bardzo silnie ten smutek, cierpienie i ból, tę “złą” energię. Ta muzyka jest niezwykle piękna, ale też bardzo mroczna, ciemna. Podobnie z Radiohead – niektóre utwory są po prostu za ciężkie.
Gdy byłem dzieciakiem, chłonąłem to wszystko garściami, a teraz obciąża mnie emocjonalnie. Chyba z wiekiem dążę do pozytywniejszych wibracji. Reggae jeszcze nie słucham (śmiech), ale z drugiej strony jest ten Nick Cave…
MUAM: Cave jest mroczny, ale „Wild God” to płyta, która ma optymistyczny wydźwięk.
Przemek: Tak, jest tam przesłanie, że będzie dobrze, inaczej niż na „Skeleton Tree”. Lubię ten album, ale słuchałem go intensywnie w trudniejszym okresie. Gdy wróciłem do niego niedawno, nie mogłem już wysłuchać go w całości. Ostatnio też słucham The War On Drugs, bo kojarzy mi się silnie z dzieciństwem, z brzmieniami, których słuchaliśmy w samochodzie jadąc na wakacje. Nie wsłuchiwałem się w teksty – możliwe, że jest tam mrok, ale w muzyce tego nie czuję.
Rozmawiałem też o tych emocjach z kolegą, który jest fanem metalu. Opowiadał, że gdy kilka lat temu urodziła mu się córka, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestał słuchać mroku, bo zaczął na niego tak intensywnie działać, że poczuł, że ma to zły wpływ. Odczuwam teraz coś podobnego.
MUAM: Te emocje, o których wspominasz ciekawie przekładają się też na Twoją zespołową twórczość. Nowa płyta nie jest mroczna. Jest na niej dużo światła, pozytywnej energii, takiej chwilami nawet relaksującej aury. Jest równowaga zachowana między ciężarem i lekkością, niektóre utwory dają mocnego kopa, a szala przechyla się na tę pozytywniejszą stronę. Są w końcu te kwiaty.
Przemek: Ale to zdjęcie na okładce jest jednak trochę mroczne…
MUAM: Tak, ale jest kolorowe. Mam chyba trochę inne poczucie mroku, pewnie dlatego, że chłonę jeszcze te ekstremalne odmiany metalu.
Przemek: Człowiek sobie zadaje pytanie co chce dawać ludziom jako artysta, jaką energią chce się dzielić. Wiadomo, że dzielimy się tym, co dla nas naturalne, co na nas wpływa i nie powinno się kalkulować. Pewnie jakbyśmy czuli, że chcemy, to byśmy zrobili mroczny, smolisty album, bo wiemy co trzeba zagrać, by uzyskać smutne, ciężkie brzmienie. Być może jest tak, że smutek domaga się podzielenia nim z innymi i wyrzucenia go z siebie…
MUAM: Na pewno koncerty to jest zawsze pozytywna energia – niezależnie od tego, czy to jest smutna muzyka czy wesoła, zawsze daje kopa… ładuje człowieka tym, co najlepsze…
Przemek: To prawda, choć nie byłem nigdy na takim black-death metalowym koncercie, to w tym przypadku nie mogę tego potwierdzić. Jak jest na takim koncercie?
MUAM: Mimo gatunkowego ciężaru zawsze gdzieś jest ta pozytywna energia, uśmiech. Chodzi o to, by coś, co męczy i dręczy wykrzyczeć i wyrzucić z siebie. To jest takie oczyszczające i jednoczące doświadczenie. Negatywnych emocji pozbywają się zarówno artyści, jak i publiczność.
Przemek: Tak trochę jak na kozetce…
MUAM: Zdecydowanie coś w tym jest, bo muzyka ma na pewno wymiar terapeutyczny. Wszyscy dźwigamy w sobie jakieś pokłady smutku, zła i trzeba to z siebie wyrzucić. Sztuka jest na pewno jedną z najbezpieczniejszych przestrzeni, by to zrobić..
Przemek: Skoro się tych dźwięków słucha, to jest coś w człowieku, co z tym rezonuje. Ten mrok. Ale nie mógłbym włączyć dziecku Cult Of Luny. Tak naprawdę to w domu najczęściej w ostatnim czasie słucham „Akademii Pana Kleksa” i Fasolek. Tych sprawdzonych piosenek, których my słuchaliśmy jako dzieci. Pewnie w rocznym podsumowaniu Spotify na pierwszym miejscu będzie „Kaczka Dziwaczka” (śmiech)
MUAM: To jeszcze na koniec opowiedz mi proszę pokrótce jak to się stało, że postanowiliście ten nowy album wydać samodzielnie.
Przemek: Nasza umowa z Mystic Production obejmowała cztery płyty. Po wydaniu „From VooDoo To Zen” mieliśmy spory dylemat, w którym kierunku chcemy pójść, ale po długich rozważaniach postanowiliśmy w dobie Internetu podjąć ryzyko, by spróbować czegoś nowego i wydać ten album w pełni samodzielnie.
Bardzo silnym argumentem była nasza niezależność w postaci Nebula Studio – własnej przestrzeni, w której możemy swobodnie pracować, nie będąc zobowiązani terminami związanymi np. z wynajmowaniem studia. Jesteśmy zwolennikami filozofii „do it yourself” i chcemy zrobić możliwie najwięcej po swojemu. Najlepszym przykładem jest Nebula Studio Tomka i Maćka, baza TFN, nasz matecznik, który w całości powstał pracą własnych rąk. Projekt studia zresztą, łącznie z detalami ekranów akustycznych został opracowany w całości przez Tomka. Gdy człowiek jest samodzielnie odpowiedzialny za coś, na czym mu bardzo zależy, to lepiej mu to wychodzi. Trzeba się bardzo postarać, kilku rzeczy nauczyć i pracy jest o wiele więcej, ale satysfakcja jest większa. Możemy sobie na to pozwolić, bo nikt z nas nie jest związany sztywnym etatem i nie jest tym wymęczony – mamy czas i energię, więc trzeba z tego korzystać i działać.
Podzieliliśmy się obowiązkami. Maciek jest naszym managerem, bo jest bardzo konkretny i ma zestaw cech, który sprawia, że dobrze sobie radzi z tego typu obowiązkami. Tomek obsługuje nasz sklep internetowy. Ja natomiast zajmuję się ogarnięciem produkcji płyt i winyli. Po trasie pewnie przyjdzie czas podsumowań i będziemy liczyć siwe włosy (śmiech).
MUAM: To prawda, taka czasowa elastyczność jest bardzo pomocna w działaniu. Wiem coś na ten temat.
Przemek: Tak, jest wtedy ta satysfakcja z pracy i swoboda działania. Przez lata zbudowaliśmy wokół siebie grupę osób, na którą możemy liczyć. Przy albumowych miksach współpracujemy stale z Jackiem Miłaszewskim, który doskonale rozumie, o co chodzi w naszym brzmieniu i jest bardzo cierpliwy. To ważne, bo jesteśmy wyczuleni na drobiazgi, w szczególności Maciek i Tomek, którzy są w stanie wychwycić niuanse na poszczególnych częstotliwościach. O nasz zespołowy wizerunek na zdjęciach dba Filip Klimaszewski, o oprawę graficzną płyt Adam Bejnarowicz, o naszą stronę www Wojtek Kułakowski.
Mamy też stałą ekipę koncertową, która jest absolutnie niezastąpiona – Andrzeja Dziadka, który dba o dźwięk, Mateusza Dudara, który dba o światła, Wiktora Jarawkę, który jest naszym technicznym i wyjątkowego kierowcę, Jacka Messyasza (Bus On Tour), z którym jeździmy od samego początku. Tworzymy razem naprawdę wspaniałą ekipę w której - wiem o tym - wszyscy czujemy się świetnie. Choć jako zespół jesteśmy triem, bez tych wszystkich osób wiele rzeczy byłoby po prostu niemożliwych do realizacji. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni za to, co wspólnie zbudowaliśmy.
MUAM: To prawda, otaczanie się przyjaciółmi, którym się ufa jest kluczowe dla dobrego funkcjonowania. Dziękuję Ci pięknie za wspólny czas i do zobaczenia na trasie w listopadzie!
Przemek: Dzięki, do zobaczenia!
"Instant Rewards" ukazuje się 8 listopada 2024.
Tuż po albumowej premierze Tides From Nebula ruszają w trasę po Polsce, w ramach której odwiedzą 13 miast.
Album możecie zamówić już na zespołowej stronie: https://tidesfromnebula.com/
Tam też znajdziecie dokładne informacje o koncertach oraz bilety!
Zdjęcia ilustrujące ten wywiad zostały wykonane w CK Zamek w Poznaniu 25.11.2023.
Pełną galerię znajdziecie tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2023/11/bokka-tides-from-nebula-poznan-ck-zamek.html