poniedziałek, 7 października 2024

Witaj w Zjednoczonym Królestwie Lęku, czyli kilka słów o występach Zamilskiej i Larma w Drizzly Grizzly

Mrok, moc i obezwładniająca energia, której nie sposób się oprzeć - tak brzmi na żywo Zamilska. Po przełomowej trasie u boku Furii, w wyniku której zaskarbiła sobie jeszcze większą sympatię muzycznych odkrywców, jedna z najwybitniejszych producentek muzyki elektronicznej wróciła z fantastyczną nową płytą, zachwycając mocą i pomysłowością.  Nowy materiał wybrzmiał tuż po premierze w przytulnych progach stoczniowego Drizzly Grizzly.


 


 

 

 Mistrzyni mrocznej elektroniki

Zamilska od zawsze kochała metal i jego energię - tę bezkompromisowość, aurę i ekstremalny potencjał. Wyraźnie słychać te wpływy w jej sztuce, która ma równie potężną, jak nie potężniejszą siłę rażenia niż czysto gitarowy mrok i od której nie można się uwolnić. To nietuzinkowa muzyka, w której techno spotyka ambient, hałas zderza się z błogością, niepokój kontrastuje z obezwładniającą mocą. 

Na żywo te dźwięki uderzają jeszcze silniej i są jeszcze bardziej intensywne, wciągając całkowicie. Hipnotyzują publiczność, powodują, że wpada się w trans i wchodzi w ten osobliwy klimat. Tak właśnie było w Gdańsku. W industrialną przestrzeń Drizzly Grizzly ta muzyka wpasowała się idealnie.

 

 


Zjednoczone Królestwo Lęku 

Artystka przyjechała do Drizzly Grizzly z nową płytą "United Kingdom Of Anxiety", o której mówi, że jest spełnieniem jej marzeń o nagraniu materiału, który spajałby jej wszystkie muzyczne fascynacje. To wielowarstwowa muzyka, będąca rozwinięciem jej flagowego brzmienia i nowe otwarcie - obok przesterowanych mrocznych brzmień są tak naprawdę piosenki. W niektórych z nich śpiewają zaproszeni goście, jak Ola Myszor (Huskie), Natalia Przybysz czy Łukasz Pach z Hostii, dodając im nowego wymiaru i równoważąc ciężar. 

Choć nie jest to lekka płyta pod względem przesłania i emocjonalnego ładunku - nasycona jest obawami o przyszłość, echem wojny, społecznych przepychanek, hejtu i gorzkimi refleksjami na temat zgubnego wpływu internetu na życie - w koncertowym wymiarze nabiera motywującej energii, która pozwala wyrzucić z siebie wszystko to, co dręczy i zebrać siły do dalszej walki.

Nad muzyką unosi się dystopijna, apokaliptyczna aura, która w koncertowej odsłonie ustępuje miejsca wspomnianej hipnotyczności. Jest w twórczości Zamilskiej duża doza melodyjności, która sprawia, że nie sposób do tych dźwięków nie tańczyć. Czy to dobry sposób na oswajanie niepokojów, lęków i smutków, które atakują nas każdego dnia? Zdecydowanie tak! Szczególnie, gdy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy w tym sami, bo ta emocje rezonują bardzo silnie w każdym, kto z czymś się zmaga.



Ujmująca naturalność

Zamilska czuje się na scenie jak ryba w wodzie. Choć początkowo może wydawać się nieco nieśmiała, daje się ponieść energii muzyki, którą prezentuje. Czerpie radość i siłę z tego, że może dzielić się tym, co kocha i co czuje ze świadomymi odbiorcami. W każdej chwili wyciszenia publiczność nagradzała ją gromkimi brawami i okrzykami, ochoczo reagując na gesty artystki, dyskretnie, ale skutecznie zachęcającej do interakcji. Widok zatracającej się w rytmie publiczności sprawił, że szczery, szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy. Po niemal półtoragodzinnej, potężnej dawce wykopu, który nikogo nie pozostawił obojętnym, wzruszona i uradowana dziękowała za ciepłe przyjęcie i fajną atmosferę. Znalazła też siły, by tuż po występie pobiec na stanowisko z merchem, gdzie podpisywała płyty i pozowała do wspólnych zdjęć. 



Szacunek na arenie międzynarodowej

Zamilska jest sobą, świadomą artystką, wspaniałą osobą i twórczynią, która ma coś ważnego do powiedzenia. Skromnością, konsekwencją w działaniu i ciężką, wytrwałą pracą zapracowała na uznanie nie tylko na rodzimym podwórku. Już może chyba powiedzieć, że jest szczęśliwa i spełniona. Jej fanami są nie tylko Nine Inch Nails i Iggy Pop, ale na wspólną trasę zaprosiła ją sama Kim Gordon, z którą zagra aż 11 koncertów na europejskiej trasie. Czy można chcieć czegoś więcej? Może tego, by muzyka niezależna poruszała jak największą grupę odbiorców, wzruszając i dając siłę do walki o to, co ważne. Pozostaje trzymać mocno kciuki za Natalię i bacznie przyglądać się jej dalszym poczynaniom.




Mocne otwarcie wieczoru

Przed Zamilską swój kilkudziesięciominutowy set zaprezentował Mirosław Matyasik, występujący jako Larmo, zapraszając publiczność w mroczną, hałaśliwą otchłań. Dźwiękom, które bardziej skłaniały do odsłuchu niż szaleństwa pod sceną towarzyszyły bardzo przemyślane, podkreślające klimat wizualizacje. Były nie tylko świetnym wprowadzeniem do emocji, którymi dzieliła się w swoich kompozycjach Zamilska, ale odrębnym, wartym uwagi bytem, który silnie sięgał do wewnętrznych, głęboko skrywanych przeżyć i mroku, który tkwi gdzieś w podświadomości i nie zawsze łatwo go zdefiniować.





Więcej zdjęć z wydarzenia znajdziecie tu: 

Zamilska: https://www.muamart.pl/index.php/zamilska/

Larmo: https://www.muamart.pl/index.php/larmo/