czwartek, 7 listopada 2024

Muzyka, która otula niczym ciepły koc, czyli o występie Palace w Niebie

Spadające liście, wiatry, deszcz, ziąb, krótkie dni, długie, zimne noce - to już ten czas. Są dwa dobre pomysły na spędzenie takich dni - ciepło domowego zacisza w towarzystwie ulubionego napoju i miękkiego koca lub dobry kameralny koncert.  W szarobury, mglisty środowy wieczór w warszawskim Niebie wystąpił brytyjski Palace, przynosząc miłośnikom indie rocka pokaźną dawkę nostalgicznych dźwięków.

 



 

Siła nostalgii

Palace nie grają muzyki nowoczesnej, popularnej i zgodnej z tym, co podpowiadają najnowsze trendy w social mediach. Są skromni, mili i sympatyczni, nie emanują sobą. Po prostu robią swoje.  Grają tak, jak czują, kreując atmosferę pełną melancholii i nostalgii. Ich hipnotyzujące melodie kołyszą, koją i niosą spokój, niekiedy skłaniając do wspomnień i do refleksji.  Leo Wyndham śpiewa ciepłym głosem, a jego przyjaciele z zespołu wtórują mu pięknymi partiami gitar i klawiszy, niekiedy dodając na przełamanie nieco mocniejsze uderzenie. To muzyka, która idealnie sprawdza się w jesienne wieczory.

Mam słabość do brytyjskiej odmiany indie-rocka z przełomu wieków. W zapotrzebowanie na taką muzykę zespół pięknie się wpisuje, proponując brzmienia, które budzą nieodparte skojarzenia z pierwszymi płytami Coldplay, czy też twórczością Foals i The War On Drugs, przypominają o wakacyjnym, niezobowiązującym relaksie i miłych wieczorach z herbatą pod kocem. Śpiewają o tym, co uniwersalne i ważne. W Warszawie, dla kompletu publiczności zagrali drugi koncert europejskiej trasy promującej swój czwarty, pełen uroku album "Ultrasound".




Jesienne refleksje

Jak przystało na Brytyjczyków nie mówili zbyt wiele. Po prostu grali, wypełniając klub Niebo ciepłem i nostalgią za latami, gdy liczyła się muzyka komponowana na żywych instrumentach i grana na koncertach na serio, bez pomocy autotune. Bez zbędnych fajerwerków, wsparci piękną grą świateł snuli swoją opowieść. Dlatego też nie będzie tu długiego opisu - był to jeden z tych koncertów, który czuło się bardzo wyraźnie w środku będąc tam na miejscu i celebrując chwile tu i teraz, z muzyką na żywo, pośród świadomej publiczności.

Był to bardzo miły wieczór, który rozgrzał duszę i rozwiał mglistą atmosferę jesiennego, zimnego dnia. Przed gwiazdą wystąpił sympatyczny gitarzysta Rollo Doherty, który zagrał najpierw kilka autorskich kompozycji w akustycznej wersji, akompaniując sobie na gitarze, a w połowie setu Palace dołączył do zespołu, by wspólnie z nim wykonać utwór "Holy Smoke". 

 



Fajny koncert w świetnym miejscu

Klub Niebo raz jeszcze sprawdził się wybornie - zgadzało się wszystko - klimat, oświetlenie i nagłośnienie. Mimo że koncert był wyprzedany, nie czuło się przytłaczającej ciasnoty. Każdy miał miejsce, by możliwie wygodnie cieszyć się koncertem. Czy można oczekiwać czegoś więcej? 




Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu:

Palace: https://www.muamart.pl/index.php/palace/

Rollo Doherty:  https://www.muamart.pl/index.php/rolo-doherty/