między uchem a mózgiem: Refleksyjna podróż w post-rockowym rytmie, czyli o występie Tides From Nebula w B90

Są zespoły, które naturalnie lubi się bardziej, których muzykę odczuwa się silniej, choćby dlatego, że przywodzi na myśl wyłącznie dobre wspomnienia. Bez wątpienia należy do tej grupy twórczość Tides From Nebula, która towarzyszy mi niezmiennie od kilkunastu lat. W ramach trasy promującej nowy album "Instant Rewards" warszawscy muzycy wrócili do jednego ze swoich ukochanych klubów, gdańskiego B90, by raz jeszcze otulić publiczność pięknym brzmieniem i lawiną emocji.

Na dobre i na złe, od lat

Trudno dokładnie zliczyć, ile razy na przestrzeni ostatnich jedenastu lat uczestniczyłam w koncertach Tides From Nebula. W pamięci zapisał mi się dokładny moment, w którym kupowałam w Klubie Parlament bilet z nr 1 na koncert jesienią 2013 roku - mam go zresztą do dziś. Wtedy, po premierze "Eternal Movement" aura ich występów chwyciła mnie bardzo silnie i byłam już na koncertach zespołu regularnie. Pamiętam nie tylko niezliczone koncerty w Trójmieście, te w mniejszych klubach oraz w największym na Pomorzu B90, te nietypowe, jak na plaży w Brzeźnie, czy mini amfiteatrze w Toruniu, lecz także te pandemiczne np. nad Zalewem Bardowskiego w Warszawie, otwierające koncerty cenionych przeze mnie ogromnie Leprous i Paradise Lost, czy wreszcie niezapomnianą wspólną trasę z grupą BOKKA. Ta muzyka towarzyszy mi niezmiennie od lat, kojarzy się z wyłącznie ciepłymi chwilami, budzi wyłącznie miłe wspomnienia, jest obok zawsze, gdy potrzebne jest wsparcie - zawsze gotowa ukoić emocje i nieść spokój, uśmiech, błogość.

Spotkanie z przyjaciółmi

Na każdym ze wspomnianych koncertów Tides From Nebula dawali z siebie maksimum i pozwalali wyobraźni podróżować w czasoprzestrzeni i płynąć w rytm pięknych melodii. W tym zakresie przez lata nic się nie zmieniło - Maciek, Przemek i Stołek grają z wyczuciem, z klasą, budując wspaniałe muzyczne opowieści wsparte pełną uroku grą świateł, a po koncercie długo rozmawiają z fanami.

Przyjechali do Gdańska z nową muzyką i jeszcze bardziej wysmakowanym koncertem i brzmieniem dopracowanym do absolutnej perfekcji. Ten wieczór był jak spotkanie po przerwie z przyjaciółmi - pełen wzruszeń, ciepła, uśmiechu i wspomnień. Okazją do spotkania była tym razem wyczekana, wydana 8 listopada nowa płyta, "Instant Rewards", o której długo rozmawiałam kilka tygodni temu z basistą zespołu ( tu wywiad do wglądu). Płyta piękna, z jednej strony świeża, z drugiej zaś podkreślająca wypracowany na przestrzeni lat styl zespołu. Zdecydowanie nie "na chwilę", lecz do głębokiego zanurzenia się w brzmieniu, melodiach i atmosferze.

Wzruszenie i magia

Był to jeden z najdłuższych i najpiękniejszych koncertów Tides From Nebula, w jakich było mi dane uczestniczyć. Absolutnie magiczny. Zagrany tak, że zgodziło się wszystko. Nowe kompozycje pięknie dopełniły się ze znanymi i kochanymi utworami. Wzruszenie dawało o sobie znać bardzo silnie, zarówno na scenie, jak i wśród publiczności. Właściwie trudno było spodziewać się czegoś innego, gdy ma się do czynienia z ekspertami od brzmienia dbającymi o każdy detal, którzy doskonale wiedzą, co robią.

Muzycy czuli się jak u siebie, nie tylko dlatego, że grali w miejscu, które znają i uwielbiają od lat, ale też z powodu jak zawsze ciepłych i serdecznych reakcji fanów, którzy ze wzruszeniem dawali się ponieść melodiom. Nie brakowało szczerych uśmiechów i naturalnego ciepła, a także fajnej energii, szczególnie podczas wykonywania kompozycji "Rhino" i "Dopamine".

O tym, jak ważny to wieczór wspominał ze sceny kilkukrotnie Maciej Karbowski, dziękując za każdą wspólnie spędzoną chwilę zarówno tym, którzy są z zespołem od lat jak i tym, dla których był to pierwszy koncert TFN. Zakończył koncert tradycyjnie grając wśród fanów niezmiennie chwytający za serce "Tragedy of Joseph Merrick". Nic dodać, nic ująć, może poza tym, że wieczór otworzył występ tria In2Elements, który pięknie wprowadził w nieco nostalgiczny, hipnotyzujący klimat.