Połamane, rozkładające na łopatki, eksperymentalne brzmienia, odrobina metalowego szaleństwa i melodyjny blackgaze - tak było w niedzielny wieczór w warszawskiej Proximie. W ramach prawie dwumiesięcznej europejskiej trasy promującej nowy album Alcest zawitał do Warszawy w towarzystwie znakomitych gości - serdecznych Brytyjczyków ze Svalbard i fantastycznego belgijskiego duetu Doodseskader.
Wzruszająca szczerość i obezwładniająca moc
Doodseskader to jeden z najciekawszych nowych zespołów alternatywnych - prawdopodobnie potwierdzi te słowa każdy, kto stawił się odpowiednio wcześnie tego wieczoru w klubie. Belgijski duet dosłownie rozwalił system swoim brzmieniem i uzależniającą energią. Choć Tim De Gieter, którego znacie pewnie jako basistę Amenry i towarzyszący mu Sigfried Burroughs zagrali potężny, hałaśliwy, industrialny półgodzinny set oparty na brzmieniach basu i perkusji, wspartych trochę elektroniką, który wdzierał się w podświadomość, urzekli przede wszystkim szczerością i skromnością. Wdzięczni za każde dobre słowo i ciepłą reakcję obiecali wrócić do Polski w 2025 roku w ramach regularnej trasy z nowym setem i nowym materiałem. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dotrzymają obietnicy!
Szaleństwo, które doprowadza do łez
Wyjątkowo dobrze czują się w Proximie członkowie Svalbard, których serdeczne przyjęcie przez publiczność i szalone pogo w środku sali przyprawiło o niemałe wzruszenie. Muzycy z rozrzewnieniem i uśmiechem wspominali równie energetyczną, poprzednią wizytę w tym klubie, gdy grali u boku Enslaved. Tym razem uzależniającej mocy również nie zabrakło - publiczność dopingowała zespół tak gorąco, że nie udźwignęła emocjonalnie tego grająca na gitarze wokalistka, która, jak sama przyznała, po raz pierwszy popłakała się na scenie. Mocy towarzyszyła punkowa bezkompromisowość i naturalne, udzielające się obecnym momentalnie radość i luz. Choć koncert był wyprzedany, ścisk nie doskwierał tak silnie i spokojnie dało się znaleźć odrobinę przestrzeni dla siebie. Czego chcieć więcej...
Równy, wysoki poziom
Alcest to zespół z własną wizją, wypracowanym stylem i charakterem, od lat prezentujący równy, wysoki poziom zarówno studyjnie, jak i koncertowo. Potwierdzeniem tej tezy jest najnowszy "Les Chants de l'Aurore", który podobnie jak dwie poprzednie płyty - "Kodama" i "Spiritual Instinct" zbiera bardzo dobre recenzje, ale też regularne, pokaźne trasy koncertowe, które gromadzą coraz liczniejszą publiczność. Sporą bazę fanów Francuzi mają także w Polsce, dzięki czemu wracają do nas chętnie. Od koncertów u boku Anathemy w 2017 roku zawitali do nas na kilka headlinerskich występów oraz na Mystic Festival, za każdym razem wlewając w dusze wrażliwych odbiorców ogromne pokłady piękna. Choć bardzo starali się, by jak najlepiej wypaść na dużych scenach, to właśnie te bardziej kameralne koncerty stawały się tymi najpiękniejszymi.
Pięknie, subtelnie i z wyczuciem
Podczas gdy na Mystic Festival skomplikowane, wielowarstwowe brzmienie nie do końca udźwignęła ogromna Park Stage, tym razem było o niebo lepiej. Choć z przodu, szczególnie przy głośnikach dźwięk zlewał się w podbitą basem całość, w dalszej części klubu słuchanie tego koncertu było prawdziwą przyjemnością. Selektywność w brzmieniu, piękne melodie i prowadzący je ciepły, łagodny głos Neige'a wpisały się fantastycznie w jesienną aurę.
To był naprawdę wspaniały, wyśmienity koncert - idealnie równoważący lekkość, nostalgiczny klimat i black-metalową energię. Otulający melancholią, ale też ciepłem. Subtelny, a jednocześnie emocjonalnie bardzo bogaty. Wysmakowany, taki w sam raz. Okazja, by spotkać się z francuskimi muzykami ponownie już w czerwcu 2025, w ramach kolejnej edycji wspomnianego Mystic Festivalu. Oby tym razem wszystko zgodziło się równie pięknie jak w Warszawie!
Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu:
Alcest: https://www.muamart.pl/index.php/alcest/
Svalbard: https://www.muamart.pl/index.php/svalbard/
Doodseskader: https://www.muamart.pl/index.php/doodseskader/