Przełom roku to czas rozważań, refleksji nad upływającym czasem i podsumowań tego, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. To także dobry moment, by spotkać się i pogadać o tym, co naprawdę ważne.
W ostatni poniedziałek 2024 roku zdzwoniłam się z siłą sprawczą jednej z najważniejszych premier ostatnich tygodni - Marasem, liderem grupy Dola, która 6 grudnia wydała swój trzeci, genialny album "Tabernakulum", który stał się punktem wyjścia do rozważań nad sensem i celem ludzkiego funkcjonowania.
Multiinstrumentalista i autor tekstów poświęcił mi prawie półtorej godziny, dzięki czemu pogrążyliśmy się we wnikliwej, filozoficznej rozmowie. Przyjrzeliśmy się zagadnieniu końca świata z kilku perspektyw, roli wiary w naszym życiu, emocji, które nami targają, wewnętrznym rozterkom i nieuniknionej perspektywie zmian.
Między Uchem A Mózgiem: Trudno byłoby tę rozmowę zacząć inaczej niż od gratulacji - "Tabernakulum" to kwintesencja brzmienia Doli i piękny przykład zespołowego rozwoju. Z każdym kolejnym albumem słychać, że wyraźnie zmierzacie we własnym kierunku obranym wraz z debiutem, stale się doskonaląc i przekraczając kolejne etapy. Poprzeczka została zawieszona bardzo
wysoko! Czuję, że włożyliście w ten materiał ogrom energii.
Maras: Dzięki, miło to słyszeć tym bardziej, że naprawdę bardzo się przy tej płycie napracowaliśmy. Proces powstawania tego materiału był dla nas bardzo wymagający. Pierwszy utwór, który docelowo trafił na ten album powstał jeszcze przed premierą drugiej płyty ("Czasy"). Po drodze było sporo koncertów, co w pewien sposób utrudniło proces komponowania. Łącznie tworzenie i dopracowywanie tej płyty zajęło nam prawie trzy lata. Przez ten okres na próbach nieustannie powstawało coś nowego. Trwało to tak długo, ponieważ spotykamy się co tydzień na kilka-kilkanaście godzin...
MUAM: To bardzo trudny sposób pracy, wymagający elastyczności. Perfekcjonizm na pewno tu nie pomaga, ale z drugiej strony sztuka nie powinna być ograniczana czasowymi ramami - niekiedy trzeba poświęcić więcej czasu, by finalny efekt był ciekawszy, bardziej satysfakcjonujący...
Maras: Cały czas myślę, że mogliśmy sfinalizować temat trochę szybciej, nad
pewnymi rzeczami siedzieliśmy trochę za długo. Pod koniec pracy nad materiałem było dużo niechęci, a nawet oznak lekkiego wypalenia. Dużo czasu zajęła nam nauka technicznych aspektów i udoskonalanie szczegółów. Porównując do naszych dwóch poprzednich albumów zależało nam na tym, by zagrać wszystko lepiej, równiej, bardziej technicznie, skupić się na szybszych tempach. Chcieliśmy zadbać o brzmienie, by było jak najpełniejsze i najciekawsze. Bardzo nam na tym zależało. Mnie osobiście najwięcej wysiłku kosztowała warstwa tekstowa. Summa summarum cieszę się, że ten album już został wydany...
MUAM: Według takiego klasycznego porządku wydawniczego po premierze teraz będą koncerty, a później prace nad następnym albumem… planujecie podążać tym schematem, czy raczej go złamać?
Maras: Raczej złamiemy ten schemat. Nie mamy konkretnych planów, ale na pewno nie na duże wydawnictwo. Chcemy dać sobie trochę luzu. Mam osobiście takie poczucie, że gdzieś ta formuła trochę się już wyczerpuje. Nasza muzyka nadal jest bardzo różnorodna i mocno zmienna, ale nadal można skategoryzować ją ilustracyjnością, niepiosenkową formą kompozycji i progresywnością, choć oczywiście unikamy tej łatki, bo może kojarzyć się z muzyką, którą grają Dream Theater, czy Tool, których nikt z nas w zespole nie słucha. Chcemy rozwijać się w innym kierunku i czuję, że będzie gdzieś jakiś zakręt.
Formuła się zmieni też dlatego, że zespół logistycznie po prostu musi zacząć inaczej funkcjonować. Do tej pory dojeżdżałem do Torunia na próby i jest to wyzwanie zarówno psychiczne jak i fizyczne, żeby co tydzień razem pracować, chociaż jak się zrobi dłuższą przerwę zaczyna tego brakować. Po wydaniu płyty był taki moment odpoczynku i jak wróciłem do Torunia niedawno na próbę, poczułem, że brakowało mi tych spotkań. Jest to bardzo ważna część mojego życia, więc absolutnie nie żałuję niczego.
Maras: Myślę, że tak. Każda z nich dotyka tego samego tematu w innym momencie w czasie i przygląda się z innej perspektywy tym samym zagadnieniom i problemom. Zdecydowanie chodzi o koniec świata i doświadczanie emocji z nim związanych. Dużo jest nienawiści, złości, gniewu, także wycelowanego politycznie. Wysmarowaliśmy we wkładce do płyty trochę pozdrowień i anty-pozdrowień.
Na świecie dzieje się tak wiele zła - nie jestem w stanie tego zaakceptować i cały czas czuję, że nas wszystkich stać na znacznie więcej. Czuję, że jako ludzie możemy być lepsi, budować lepszy świat i chciałem szczególnie na "Tabernakulum" silnie to wyrazić. Dwa poprzednie albumy były reakcjami, które nie do końca przedstawiały jakieś rozwiązania. Tu jestem bliżej jakiś pomysłów, idei i wniosków, choć nie czuję się kompetentny, by przedstawiać konkretne rozwiązania na wszystkie bolączki świata. Wiem jednak, że są na świecie ludzie często mający moc decyzyjną, którzy są wrogami zmian, a także wrogami zwykłych ludzi, osób biedniejszych, czy mających inne poglądy. Często sprowadza się to do różnic statusu społecznego, finansowego. Najbardziej boli jednak to, że są oszustami.
Widzę, że ludzie są nieustannie oszukiwani, dają się często nabierać na to, co widzą i słyszą, nie przyglądają się dogłębnie temu, w co wierzą. Bardzo mocno polegają na tej szeroko pojętej wierze - mimo że mamy wystarczająco dużo dowodów naukowych, choćby w postaci zjawisk przyrodniczych i zmian klimatu, a także zdarzeń, tego, co widzimy na ulicach, czy też zwyczajnej ludzkiej frustracji, które dobitnie dowodzą, że nie jest tak, jak było nam mówione, że prawda jest nieco inna niż wmawiane nam wyobrażenia, a mimo wszystko nadal zawierzamy tym dogmatom, przekonaniom.
Mimo że poruszam na tych trzech płytach ten sam temat, tym razem nie chcę ulegać rozpaczy. "Tabernakulum" jest wyjściem ze świata, w którym rządzą depresja i rozpacz.
MUAM: Czyli mimo wszystko, mimo chłodnego, realistycznego spojrzenia w coś jeszcze wierzysz? Jest w Tobie nadzieja?
Maras: Tak, wiara jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia. Na jakimś
poziomie nasze funkcjonowanie jako gatunku nie jest możliwe bez wiary.
Nie jest to wiara religijna, dogmatyczna, która nie patrzy na
rzeczywistość, a bardziej skupia się na nauce, to też pokora przed naturą i przed siłami, które determinują życie.
Cała ta boskość świata, elementy spirytualne są w zasadzie przed naszymi oczami - możemy znaleźć szczęście, magię i wszystkie te rzeczy, których ludzie pragną wierząc w Boga, patrząc prosto przed siebie. Nie jest tu potrzebny aspekt stricte religijny. To piękno wcale nie jest tak ukryte, jak nam się wydaje, choć nie jest dostępne na pierwszy rzut oka. Piękno skrywa się za naszymi emocjami, naszymi frustracjami, tym, o co dbamy i na czym nam zależy.
Mówiąc o pokorze mam na myśli to, że zostawiam możliwość, że mogę się mylić, że być może jest inaczej niż sobie wyobrażam. Szczerze mówiąc bardzo chciałbym się przekonać, że się mylę. Często próbuję swoje wnioski weryfikować i patrzeć, co druga strona chce mi przekazać, ale to nie działa. Prawda, rzeczywistość jest niestety dość okrutna (choć sama w sobie absolutnie nie ma przecież żadnych intencji). Ludzie są, w skali Wszechświata, jedynie mikroorganizmami, które walczą o przetrwanie. Niewiele znaczymy w porównaniu z tym, co nas otacza.
MUAM: To prawda. Nie jesteśmy w stanie ogarnąć ogromu Wszechświata, więc pokora, o której wspominasz jest jak najbardziej właściwa. Wracając do wiary w kontekście religijnym - w większości przypadków było tak, że ona od początku naszego życia była nam w jakiś sposób wtłaczana do głowy. Nie mieliśmy wyboru i przestrzeni, by się zastanawiać, bo kształtowało nas zgodnie z tymi zasadami nasze otoczenie, w którym dorastaliśmy...
Maras: Zdecydowanie, można powiedzieć, że jestem eks-wierzącym. Byłem bardzo zaangażowany w życie religijne dość długo. Dopiero na studiach zacząłem kwestionować to wszystko.
MUAM: Rozumiem, co masz na myśli, miałam podobnie…
Maras: Rozumiesz też pewnie, że wiara to duże ukojenie na pewno, ale to też jest forma jakiejś nadopiekuńczości, która stawia przed nami wiele rzeczy, które mogą być ogromnym rozczarowaniem i wyrządzić nam ogromną krzywdę. Wiara poniekąd chroni nas przed jakąś prawdą...
MUAM: Tak, zdecydowanie. Jest to też jakaś forma manipulacji i kształtowania naszych charakterów pod kątem tego, co wg danej doktryny jest dobre, a co złe. Uczy nas spełniać dane wymagania, pokazuje jak wg tych wytycznych być dobrym człowiekiem. Ale czy faktycznie to sprawia, że postępujemy dobrze, jesteśmy dobrymi ludźmi? Nie do końca musi tak być...
Maras: No właśnie, jakiś boski byt czy arbiter ustala co znaczy dobrze i źle, ale w tym wszystkim nie wiadomo jakie ma intencje… - to jest chyba największy problem...
MUAM: Ustala, to, raz, a dwa straszy nas nieustannie końcem świata i tym, że gdy on nastąpi wszyscy zostaniemy ocenieni i osądzeni za to, co zrobiliśmy. Dlatego cały czas mamy być czujni i żyć w poczuciu przerażenia, że ktoś nas obserwuje z góry...
Maras: No tak, dokładnie, to jest też duży problem, także dla osób, które bardziej wierzą w tą część naukową tych wartości. To straszenie końcem świata było zawsze obśmiewane przez tych racjonalnie podchodzących do zagadnienia, a teraz ci racjonalni są jakby po drugiej stronie - kiedy rzeczywiście stajemy w obliczu końca świata to oni mówią, że nic się nie dzieje, bo przecież zawsze nas straszyli końcem świata… Żyjemy w świecie, w którym wszystko wywróciło się do góry nogami. Mam na myśli okres od powstania Internetu i choćby ostatnich pięć lat. Myślę, że to prawdziwie zaangażowane, spirytualne chrześcijaństwo i poszukującej wyższych doznań i doświadczeń było lepszą drogą niż ta populistyczna wersja. Słyszałem o terminie "chrześcijański ateizm", którego przedstawicielem jest np. Putin, który jest świadomy, że idealnie steruje się tłumem przy pomocy różnych narzędzi manipulacji.
MUAM: Podrążmy trochę temat rozwoju Internetu. Zgadzam się z tym, że świat przyspieszył i wszystko wywróciło się do góry nogami. To z pewnością zwiastun jakiś zmian... może właśnie końca świata, który znamy...
Maras: Staram się nie myśleć o tym wszystkim co nadchodzi jako o końcu. Jest to bardzo prawdopodobne, że to będzie jakiś koniec naszej cywilizacji, ale staram się patrzeć na to tak, że nadchodzi duża zmiana, prawdopodobnie duży kryzys i jest to nieuniknione. Na świecie dominuje technooptymizm, który moim zdaniem też nie jest dobrą formą wiary - zostawienie wszystkiego naukowcom i dolinie krzemowej, by rozwiązali wszystko raczej nie zadziała. Nie rozwiąże to kryzysu klimatycznego i problemów związanych z surowcami. Nie jest możliwe, by żyć dalej w ten sposób. Zmiana, która nas czeka prawdopodobnie będzie gwałtowna. Jeśli chodzi o klimat, to już się rozpoczęła. W Polsce widzimy namiastkę ocieplenia klimatu - tę szarą zimę bez śniegu, mgły, pogodę, która o tej porze roku jest nie do zniesienia. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy, jak to wygląda w innych częściach świata - gdzieś w Bangladeszu, ludzie wskazują na jezioro mówiąc, że tu była szkoła 10 lat temu… Powodzie, susze, to wszystko zmienia ludzkie życie o wiele gwałtowniej niż nam się wydaje, tylko nie jest to przekazywane przez media i spotyka się z tą okrutną obojętnością.
MUAM: Tak, gigantyczne ulewy i powódź na Dolnym Śląsku totalnie zmieniły życie wielu osób, a to tylko wierzchołek góry lodowej...
Maras: Tak… poza tym wiele konfliktów jest motywowanych wojną o surowce, nawet ten syryjski konflikt był w dużej mierze spowodowany migracjami klimatycznymi.
MUAM: Ukraina i Rosja też walczą o surowce…
Maras: Na płycie też są pewne teksty o tym, że rzucamy się teraz tak naprawdę na resztki. To, co jeszcze mamy póki co wystarcza, by utrzymać tę iluzję, ale czuję, że to niedługo pęknie. Mam nadzieję, że nie gwałtownie, że to będzie raczej taka powolna erozja. W innym wypadku sobie z tym totalnie nie poradzimy… Osobiście przygotowuję się już na to, że moje życie może nie wyglądać w taki sposób, jak tego bym chciał. Ludzie, którym zależy na bezpieczeństwie powinni myśleć nad tym, co zrobić. Ten album też poniekąd ma oddzielić moje życie od takiej beztroski i być impulsem do działania…
MUAM: Internet też sporo namieszał w naszym życiu, pojawiła się sztuczna inteligencja, też jest to zwiastun zmiany, to kolejny aspekt, który warto wziąć pod uwagę, gdy rozmawiamy o bezpieczeństwie...
Maras: Zgadzam się, to jest niebezpieczne narzędzie. Oczywiście myślenie typu roboty przejmą kontrolę jest głupie, prędzej to my sami zrobimy sobie krzywdę wykorzystując sztuczną inteligencję wobec innych ludzi…Pokazuje to choćby sytuacja z morderstwem szefa amerykańskiej opieki zdrowotnej (United Health Care) – problem z tą firmą był taki, że 90% wniosków o przyznanie ubezpieczeń
zdrowotnych było odrzucanych przez AI. Setki tysięcy ludzi nie
dostawało pieniędzy na podstawowe rzeczy z powodu decyzji kodu,
algorytmu.
Największym problemem w kontekście rozmowy o klimacie, kryzysie, zmianach, jest to, że ludzi to nie interesuje. Ja sam jestem przesycony tymi informacjami, ale wiadomo, należy o tym przypominać. Potrzeba nowych rozwiązań. Być może bardziej radykalnych… To morderstwo też pokazuje, jakie są nastroje społeczne. Gniew formuje się w coś, czego jeszcze nie rozumiemy do końca, ale widać, że dzieje się coś o wielkim znaczeniu. Mam nadzieję, że będziemy w stanie użyć tego gniewu jako narzędzia, by walczyć, ale wyważonego, precyzyjnego, nie chaotycznego. Chaos może nam bardzo zaszkodzić
MUAM: Tak, otacza nas chaos, przede wszystkim informacyjny. Docierają do każdego z nas strzępki informacji, trudno jest mieć pełen obraz zdarzeń, informacje są polaryzowane wg naszych zainteresowań. Nie mamy pełnego obrazu rzeczywistości. Aby zrozumieć dane zagadnienie trzeba się mocno naszukać i nauczyć wyciągać wnioski. To jest też zagrożenie, bo nie wnikamy wystarczająco głęboko w dane zagadnienie i wiele rzeczy wiele osób bierze na wiarę, nie sprawdzając źródeł.
Maras: To prawda, ale też nikt nie ma pełnego obrazu – my mamy spojrzenie klasy pracującej, widzimy jak działa świat w ściółce, jesteśmy blisko tych podstaw, ale nie widzimy globalnego aspektu, który widzą władze. Pojawia się konflikt.
Ja sam często się łapię na tym, że zmotywowany złością i rozgoryczeniem, rozpaczą, chciałbym już teraz wyjść i coś rozwalić. Bo dzieje się za dużo, bo czuję się przytłoczony, tym że nie ma perspektyw, że to, co jest obiecywane jest tak naprawdę niedostępne – mieszkanie, przyszłość. To jest właśnie to oszustwo, o którym mówimy. Ludzie nie widzą tego, że nic z tych obietnic nie wynika. Ten model nie przetrwa, ludzie nie poczują własności mieszkań na kredyt, bo nie będą w stanie spłacić tych zobowiązań, nie poczują stabilizacji. Ceny rosną, co przeraża i przytłacza także w kontekście budowania zespołu.
Stworzenie zespołu, który będzie mógł się utrzymywać z grania i tworzenia jest praktycznie niemożliwe. Większość miejsc jest już zajętych. Jest to bardzo trudne. Czas upływa i rośnie frustracja. Często w głowie rozważam, jakie jest wyjście - czy mamy iść na wojnę, rzucać kamieniami w biurowce, czy to jest rozwiązanie? Nie wydaje mi się, bo nie wierzę, że przemoc jest dobrym rozwiązaniem. Już próbowaliśmy tego w historii...
MUAM: ...i nic z tego nie wyszło, świat wcale nie jest lepszy.
Maras: Doszło podczas II wojny światowej do kulminacji i myśleliśmy, że świat się naprawił, gdy się zakończyła. Niestety jednak znowu wracamy do punktu wyjścia i to jest dla mnie przerażające… Możliwe, że się zaczęła III wojna…
MUAM: Już kilka lat temu te napięcia rosły…rosną nadal...
Maras: Jesteśmy uwikłani w globalny konflikt - Korea Północna, Ukraina, Syria Izrael, wojna o wymiarach cyfrowych, tylko że nas bezpośrednio to nie dotyczy, bo jesteśmy utrzymywani w czepku bezpieczeństwa, za co być może powinniśmy być wdzięczni. Ale czy to, że patrzymy z boku na to, jak inni oddają za nas życie jest dobrym położeniem? Czy to jest rozwiązanie dla świata? To jest coś, z czym nie mogę się pogodzić. Chciałbym, by ludzie wykazali się czymś lepszym. To idealistyczne myślenie, ale chyba trzeba do niego dążyć - bez idealizmu nie mielibyśmy wielu lat pokoju i rozwoju technologicznego…
MUAM: Trzeba też dbać o otoczenie, o naturę, z którą żyjemy na co dzień, o każde drzewo, które mamy w okolicy, bo jest ich coraz mniej. Te małe kroki też są ważne.
Maras: Taaak… bardzo się z tym zgadzam, czuję też, że warto angażować się w działania u podstaw, w najbliższym otoczeniu. W Poznaniu było kilka takich sytuacji, że udało się uratować kilka miejsc natury. Prawda jest taka, że naszymi portfelami podejmujemy jednak całkowicie inne decyzje i nawet nie jesteśmy tego świadomi. To jest kolejna rzecz, którą powinniśmy zmienić, bo często mamy tylko symbole typu uratowane drzewo, co zawsze cieszy, jak każda pojedyncza rzecz, ale to jest tylko taki pędzel, który zamalowuje większy problem i to jest kolejny element takiego oszustwa, który jest obrzydliwy….
Działania u podstaw są istotne, dużo zadaję sobie też pytań, co można robić z perspektywy artysty, muzyka, osoby twórczej. Jako artysta i często mam poczucie, że niewiele, że to też jest tak naprawdę coś, co mnie bardzo przytłacza. Grono fanów, które nas słucha już wie, o co chodzi i ten przekaz nie idzie jakby dalej…
MUAM: Czyli chcesz dotrzeć do szerszego grona osób, którym chcesz uświadomić coś bardzo istotnego...
Maras: Za sprawą Doli zaspokajam potrzeby muzyczne i jestem z tego bardzo dumny, cieszę się że mogę to połączyć z przesłaniem, na którym mi zależy, ale trochę czuję, że jest to daremne. Mówię do ludzi, którzy często są przekonani do tego, że trzeba walczyć o lepsze jutro i stanie w jakimś dziwnym rozkroku między aktywizmem a muzyką tak naprawdę nie jest skuteczne… Myślę, że muszę iść albo w jedną albo w drugą stronę, chciałbym prowokować więcej osób, by o tym myślało i mówiło, chciałbym większą liczbę muzyków metalowych sprowokować do tego, by tej rozpaczy i nihilizmowi nadali nowy wymiar - wiesz, w tekstach często przedstawiana jest durna wersja nihilizmu, takiego zrezygnowania i smutnej pozy, które są żenujące i o niczym nie mówią…
MUAM: W metalu wielu momentach chodzi o konwencję, a nie o przekaz tak naprawdę…
Maras: Ja wiem, że są to emocje, które komuś pomagają, ale myślę, że w obliczu zagrożenia w jakim stoi muzyka powinno być w tym przekazie więcej buntu i gniewu.. Cały czas zastanawiam się, jak to zrobić, żeby efektownie i efektywnie zakomunikować gniew w naszej muzyce – chyba łatwiej byłoby robić punk rocka czy rapować…
MUAM: Pomyślałam przez moment o popie, bo pop dociera do największej liczby ludzi, ale jakoś tego nie widzę…
Maras: Być może artyści nie powinni w ogóle się tym zajmować, ale mam poczucie że wszyscy powinniśmy wykazać się solidarnością. Nasze bańki, w których egzystujemy w Europie – lewica, prawica, ludzie z kredytami, to nie jest cały świat - ludzie w krajach rozwijających się mają kompletnie inną perspektywę. Postanowiłem rzucić spojrzenie bardziej na to przygotowanie i pogodzenie się ze stanem rzeczy niż na demagogię, bo te problemy możemy analizować w kółko i trzeba zacząć działanie, które będzie polegało już niestety na redukcji szkód.
MUAM: A z perspektywy muzycznej jak się czujesz po wydaniu i nagraniu trzeciej płyty? Po pierwszej był taki rzut popularności, który ładnie się utrzymał przy drugim albumie. To zainteresowanie nadal nie słabnie mam nadzieję, ale tak naprawdę trudno mi ocenić jak jest. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Maras: Jest dziwnie – paradoksalnie wszyscy mówią, że jest to nasza najlepsza płyta i też mam poczucie, że zostało włożone w nią najwięcej pracy. Doszło też do redefinicji tego, co robiliśmy wcześniej – album jest bardziej agresywny i techniczny niż poprzednie. Jednak okazuje się, że trójka nie dotarła w takim stopniu do ludzi jak jedynka i dwójka. Jasne, jest jeszcze trasa koncertowa, która rusza na przełomie stycznia i lutego, ale na ten moment tak to widzę. Jest mi trochę przykro, nie jest to położenie satysfakcjonujące, bo po reakcjach, z którymi spotkaliśmy się w naszym otoczeniu spodziewałem się większego odzewu. Jednak zdaję sobie też sprawę, że "Tabernakulum" nie zostało wydane w dobrym czasie wydawniczym.
Odczuwam ogromną satysfakcję związaną z tym, jak się rozwinęliśmy jako zespół i w jakim miejscu aktualnie jesteśmy i to jest dla mnie najistotniejsze.
MUAM: Rozumiem, tak naprawdę spełnienie artystyczne jest kluczowe...
Maras: to jedna rzecz, ale mam też na myśli to, jak rozwinęliśmy się jako grupa i jak scementowały się nasze relacje wewnętrzne, podejście do muzyki i spojrzenie na sztukę. Jestem dumny z nas. Mimo wszystko reakcje są dobre, może nie takie jak przy debiucie, bo ten element zaskoczenia związany z naszą muzyką trochę się wyczerpał. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy. Stać na to, by stworzyć coś jeszcze lepszego, co pociągnie nas dalej do przodu. Koncerty też zweryfikują ten materiał. Wierzę, że to nasz najlepszy album. Planujemy na koncertach jeszcze kilka zaskoczeń, ale nie będę na razie o tym mówił...
Najdziwniejsze, że krytyka rzadko na nas spływa – w zasadzie jedyne, co przeczytałem krytycznego to to, że gramy power metal i thrash metal, co nie jest konstruktywne w żadnym wypadku…
MUAM: No Powerwolfem czy Hammerfallem na pewno nie jesteście…
Maras: Jeśli miałbym coś powiedzieć ludziom, to żeby się nie bali krytykować czegoś w naszej muzyce. Koła wzajemnej adoracji robią więcej szkody niż pożytku. Konstruktywna krytyka może pomóc, jest potrzebna, nie ma co uciekać przed cierpieniem, bólem i frustracją.
MUAM: Pomyślałam o tym, że może ten album jeszcze nie dotarł do ludzi nie tylko z powodu terminu wydania, ale też dlatego, że jest wszystkiego za dużo i trudno teraz o jakościowe informacje. Ludzie są zmęczeni natłokiem reklam i śmieci i nie szukają już, bo widzą tak dużo różnych niepotrzebnych rzeczy i już nie są w stanie niczego nowego i konkretnego przyjąć.
Maras: Nasza pierwsza płyta została wydana na końcówce „starego porządku” w social mediach, gdy Facebook i Instagram nie były jeszcze TikTokiem. Teraz mamy do czynienia z masowym wymieraniem serwisów muzycznych – zamykają się zagraniczne media, zamknął się też nasz Noise Magazine. Krajobraz ulega ogromnej zmianie. Kiedyś w mediach społecznościowych można było poświęcić uwagę czemuś innemu niż głupotom typu butelki spadające ze schodów. Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest część problemu z dotarciem do odbiorcy.
Nasza muzyka przestaje pasować do tego, co promują i na czym zarabiają serwisy społecznościowe – zamiast skupiać się na prostych emocjach wymaga imersji i zaangażowania, uwagi. Zdaję sobie sprawę też, że słuchanie naszego albumu może być jednorazowym przeżyciem jak obejrzenie jakiegoś filmu czy spektaklu i nie musi docierać do ogromnej grupy ludzi. Mieliśmy taki zamysł, że ma być ilustracyjna, powoli wciągać w swój świat. To oczywiście przestaje być praktyczne ze względów finansowych.
Możliwe, że się starzejemy. Na pewno są kolejne pokolenia, które mają swój język, upodobania, które są odmienne od naszych. To, co w roku 2015 przyciągało uwagę, już nie będzie. Nasza muzyka oparta jest paradoksalnie na tradycyjnych rozwiązaniach w porównaniu z tym, co teraz jest popularne. Kiedyś grałem jako DJ i często uczęszczałem na imprezy techno. To była muzyka podziemna, związana z anonimowością, a teraz wszystko się przeformułowało. Powstał taki termin tiktok-techno, oparty na popularności maksymalnie minutowych rolek, gdzie następuje natychmiastowe uderzenie, które ma pochłonąć twoją uwagę. Królują remiksy popowych piosenek i poleganie na prostych ludzkich instynktach, które dobrze wpisują się w algorytmy. Trochę czuję się jak wyobcowany stary człowiek, bo nie podoba mi się to, brzydzi mnie, ale świat się zmienia i nic nie mogę z tym zrobić. Nikt jeszcze nie cofnął biegu świata.
MUAM: Wiesz, dobrym rozwiązaniem zawsze było to, by robić swoje i trzymać się swoich założeń, jeśli są przemyślane. Być wiernym postanowieniom, celom, iść krok po kroku do przodu…Choćby z artystycznego punktu widzenia kontynuować rozwój w jakimś kierunku..
Maras: Tak, ja też wychodzę z tego założenia. Widać to mam nadzieję po tym, co robimy. Każdy artysta, którego szanuje też zawsze robił swoje. To jest jedyna właściwa postawa. Jednak jeśli podchodzisz do czegoś ambitnie, to pochłania to ogromną ilość twojego czasu i życia i bez jakiś dochodów z tego tytułu ciężko jest się utrzymać na powierzchni. Ciężko prowadzić zespół, potrzebne są zmiany. Ze względów ekonomicznych nie jesteśmy w stanie robić tego, co robimy w obecnej formie.
Nasi fani są dla nas dobrzy, dużo pieniędzy zarobionych przeznaczyliśmy na rozwój zespołu. Jednak balansowanie tego z etatem w pracy, nadal jest to trudną kombinacją. Dlatego np. nasze wydawnictwo, które z drugą płytą założyliśmy nie poszło dalej, bo trafiła mi się oferta pracy w zawodzie i pracując na etacie i nie byłem w stanie jeszcze tego balansować. Musiałem odpuścić.
Zastanawiam się niekiedy, czy artysta jest potrzebny dzisiejszemu światu? Tak, ale czy taki w naszym rozumieniu, którego mieliśmy przed początkiem 2020 roku, czy może w innej formie - jakiś Tiktoker czy ktoś kształtujący sztuczną inteligencję. Żyję w przekonaniu, że ten świat, który mi ucieka biegnie rozpędzony na ścianę.
MUAM: Mimo wszystko ufam, że ludzie szukają jeszcze czegoś, co ma sens...
Maras: Widzę tę tendencję i chęć wylogowania się w młodszym pokoleniu - to nie jest dominujący trend, ale na tyle, ile się interesuję tym, jak oni funkcjonują wielu z nich pragnie czegoś prawdziwego i czegoś offline.
Zaskoczyły mnie ostatnio takie organizowane własnym sumptem festiwale grindcore’owe w USA, gdzie uczęszczają tłumy 14 i 15 latków – pomyślałem, że to świetne, ale okazuje się, że to się wzięło z jakiś tiktokowych trendów i nie mam pojęcia jak do tego dochodzi. Może jeszcze będziemy robić coś ciekawego i wartościowego…
MUAM: Wspomniałeś już o działalności na scenie metalowej, to zapytam z drugiej strony – czy w jakiś sposób czujesz się częścią sceny jazzowej?
Maras: Absolutnie nie, znaczy mam znajomych, którzy są związani z tą sceną, ale to nie są moi współpracownicy. Chciałbym, byśmy zrobili coś razem, ale nie czuję się na siłach stanąć w szranki z muzykiem jazzowym…
MUAM: Jednak mimo wszystko ten album, zresztą jak i poprzednie sięga silnie do inspiracji jazzem i improwizacją...
Maras: To raczej element naszego idiolektu muzycznego. Jako trzej muzycy spędzający ze sobą tysiące godzin mamy własny język, w którym łatwo się komunikujemy i ta improwizacja nam wychodzi. Mateusz, nasz perkusista jest muzykiem z wykształceniem i ma rzeczywiście kontakt ze światem jazzu. Myślę że w teoretycznym aspekcie jest to dla perkusisty może troszkę łatwiejsze, bo jest tym sternikiem i dyktuje warunki, ale no ja np. nie byłbym w stanie zagrać na trąbce do szybkich zmian akordów, nie umiem grać nawet standardów jazzowych…
Ćwiczę jakieś zadania improwizacyjne stricte pod nasz styl, ale nie jestem jazzmanem. Wszyscy w zespole mamy ogromny szacunek do jazzu, jest mega inspirujący, słuchamy bardzo dużo takiej muzyki. W listopadzie zmarł Roy Haynes, który całe życie poświęcił niszowej muzyce i dotarł na szczyt, grając z legendami tego gatunku. Takie osoby są dla mnie wzorem i inspiracją życiową.
MUAM: Wszystko jasne. Czy jest jeszcze coś, o czym marzysz w kontekście muzycznym?
Maras: Chciałbym zagrać na paru festiwalach, w paru miejscach, które mnie uformowało muzycznie, podjąć współpracę z kilkoma artystami - niestety wielu z nich już przemija. Nie zależy mi na tym by być milionerem z tytułu muzyki, ale takim moim celem przyziemnym jest to, by móc zajmować się tylko muzyką. W dużym stopniu go zrealizowałem, bo pracuję w zawodzie, jako akustyk, z czego bardzo się ciesze, bo na dłuższą metę nie byłem w stanie wykonywać innych zawodów. Chciałbym też znaleźć więcej czasu, by tworzyć. Gdyby to się udało, byłbym bardzo szczęśliwy i spełniony. Marzę o tym, by godnie żyć z muzyki.
MUAM: Bardzo Ci tego życzę! Pamiętam, że zajmujesz się w wolnych chwilach malarstwem. Jak tam Twoje obrazy?
Maras: Mało malowałem ostatnio, bo muzyka zajmowała mi większość czasu. Włożyłem dużo pracy w kompozycję, naukę gry na trąbce i dopracowywanie detali. Malowanie nie ucieknie (Maras spogląda na swoje stanowisko malarskie - przyp.red.), powoli powstają jakieś szkice. Przy pierwszych albumach byłem aktywniejszy, bo miałem więcej czasu i zawodowo byłem w nieco innym miejscu. Wiesz, malarstwo nie jest teraz opłacalnym zawodem (śmiech)...
MUAM: No tak, w dawnych czasach zdaje się, było bardziej cenione...
Maras: Być może jest to takie romantyczne spojrzenie, bo albo wielu malarzy musiało
robić coś na boku albo miało jakąś działalność, jak Witkiewicz np. firmę portretową, gdzie
robiło rzeczy na zlecenie. Wychodzi na to, że artyści chcąc nie chcąc zawsze mieli trudniej…
MUAM: Ale koniec końców robili swoje…
Maras: trzeba robić swoje - to moje motto. Nigdy na szczęście jeszcze mnie to nie zgubiło i będę konsekwentnie szedł w tę stronę. Rozmawiamy akurat na przełomie roku - 30 grudnia to taki dobry moment na refleksję nad upływającym czasem i zmianami.
MUAM: Czyli podobnie jak u mnie, jest to czas rozważań...
Maras: Od kilku lat nawet piszę sobie podsumowania i zamieszczam je. To na pewno pomaga w myśleniu o życiu, pomaga w rozwoju, napędza postęp. Warto trzymać się założeń i wniosków, które się zapisuje. To forma porządkowania, którą też psychologowie zalecają w pracy nad pacjentami. Muzyka jest też dla mnie formą takiej refleksji, podsumowania.
„Tabernakulum” jest o zmianach, stąd ta nazwa płyty. Myślę intensywnie o tych zmianach, o tym, co się dzieje. Dużo dzieje się w moim życiu teraz na gruncie prywatnym, ale wszystkie te zmiany są akurat bardzo pozytywne. Pojawiło się dużo nadziei. Czuję że idę dobrą ścieżką i poniekąd takim zwieńczeniem pewnego etapu jest właśnie ten album.
MUAM: I tej dobrej ścieżki się trzymajmy. Dziękuję Ci bardzo za Twój czas i ważną, wnikliwą rozmowę. Było mi bardzo miło! Wszystkiego dobrego! Do zobaczenia na koncertach!
Maras: Dzięki, mnie również. Wszystkiego dobrego w nowym roku! Mam nadzieję, że początek lutego to dobry moment na tę trasę.
Trzeci album grupy Dola, "Tabernakulum" ukazał się 6 grudnia 2024 nakładem Piranha Music.
Możecie posłuchać go tu: https://dola.bandcamp.com/album/tabernakulum
Fizyczne nośniki dostępne są tu: https://www.piranha-music.com/sklep/
W sklepie Piranha Music znajdziecie też bilety na koncerty.
Zdjęcia ilustrujące ten wywiad pochodzą z koncertu Doli w styczniu 2023 w gdyńskiej Desdemonie. Więcej tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2023/01/dola-prochno-vrna-gdynia-desdemona.html