Już jest - szósta, wyczekana przez fanów na całym świecie, płyta Wardruny. Norweski kolektyw pod wodzą Einara Selvika kultywuje tradycję i podkreśla raz jeszcze swoje przesłanie, skłaniając do troski o środowisko, do poszanowania dziedzictwa i życia w zgodzie z naturą. Choć bardzo zbliżona stylistycznie do poprzedniczek, "Birna" broni się jakością i wiernością zespołowemu stylowi.
W podróży do Norwegii
Jeśli oczekujecie gigantycznych zwrotów akcji, nowych kierunków stylistycznych i przeróżnych zaskoczeń, które spowodują, że będziecie zbierać szczękę z podłogi, to nie tutaj. Wardruna od lat robi swoje, wnikając dogłębnie w zakamarki nordyckich mitów, wierzeń, tradycji, rytuałów. "Birna" ugruntowuje bardzo wysoką zespołową pozycję pośród strażników tradycji rodem z dalekiej Północy. Niezmiennie pod wodzą Einara Selvika, który nadaje nowe życie starożytnym instrumentom i poprzez wnikliwe teksty przekazuje wiedzę i mądrość poprzednich pokoleń, podkreślając, to, co najważniejsze, ponadczasowe i uniwersalne.
Przez dźwięki przenikają duchy czasów minionych, echa przodków, ich
historie, doświadczenia, które wspomina się podczas różnych spotkań. Tu
także otrzymują miejsce i przestrzeń, by wybrzmieć. Przede wszystkim
rozbrzmiewa tutaj jednak potęga natury, wobec której człowiek jest tylko
maleńkim trybikiem w wielkiej machinie życia na Ziemi. Jego obowiązkiem
jest dbałość o jej dobro, troska o zachowanie bioróżnorodności i nie
ingerowanie w jej rytm. Strażniczką przyrody jest tytułowa niedźwiedzica.
Co czuje las?
Jest w tych dźwiękach mrok, ale jednocześnie są niezwykle wyważone, dopracowane. Urzekają delikatnością, wysmakowaniem i czystością. Są piękne niczym norweskie lasy, surowe niczym postrzępione, pełne fiordów wybrzeże, subtelne niczym delikatna mgła otulająca nadmorskie okolice. Najlepiej słucha się oczywiście tej płyty w całości, chłonąc atmosferę i przenosząc się w wyobraźni tam, gdzie przyroda wiedzie prym i zachwyca swoim bogactwem, pięknem i siłą, gdzie słychać w pełnej krasie szum lasu, plusk krystalicznie czystej wody i śpiew ptaków.
Wraz z początkiem tej opowieści słyszymy bicie serca, równomierny puls natury, podkreślony rytualnym rytmem bębnów i chóralnym śpiewem. Lindy-Fay Hella i Einar Selvik to wokalnie niezmiennie duet idealny, doskonale budujący napięcie kompozycji. Kolejne rozdziały prowadzą nas przez lasy, góry, wody - raz mrożąc krew w żyłach srogim wiatrem i ujemnymi temperaturami, niepokojącymi oddechami i przeszywającą muzyką, innym razem otulając ciepłem za sprawą żaru ogniska, wokół którego toczą się rytualne tańce, czy lejąc w duszę nadzieję za sprawą pełnych uroku melodii ptasich rozmów.
Łącząc tradycję z nowoczesnością
A jednak, choć dominują brzmienia znajome, znajdziecie tu kilka nowinek. Ciekawostką jest "Dvaledraumar", prawdopodobnie najdłuższa kompozycja w zespołowym dorobku, prowadząca krok po kroku ku rytualnej medytacji i emocjonalnemu oczyszczeniu. Absolutnie urzeka taneczność i moc najintensywniejszego na albumie "Skuggehesten".
Miłą niespodzianką jest zwieńczenie albumowej opowieści kompozycją "Lyfjaberg", która ukazała się jako niezależny singiel i którą fani mogli już poznać w pełnej krasie przy okazji koncertów. To kwintesencja terapeutycznej energii, którą niesie ze sobą muzyka Wardruny.
Ponadczasowe piękno
Właściwie trudno rozpisywać się w szczegółach na temat tego materiału - najlepiej w dogodnym momencie, odcinając się od codziennych aktywności, dokładnie go posłuchać. Krok po kroku, w całości. Wyróżnia tę płytę świetna produkcja i selektywne brzmienie. Słucha się jej wybornie, absolutnie się nie nudzi i z pewnością będzie świetnym towarzyszem zarówno podczas długich wieczorów jak i spacerów na łonie natury. To absolutnie zachwycające doświadczenie i muzyka, która zawsze będzie blisko serca wszystkich tych, którzy rozumieją znaczenie więzi człowieka i natury. To doświadczenie szczere, prawdziwe, uniwersalne i ponadczasowe - znacznie większe niż to, co otacza nas w codziennych zmaganiach.