Niemal dwie i pół godziny muzyki, dopracowane do perfekcji aranżacje, nieprawdopodobna energia i wypchana po brzegi sala, pełna uśmiechniętych ludzi - tak było 11 stycznia w berlińskim Kesselhaus. W klimatycznej sali zlokalizowanej w industrialno-kulturalnym kompleksie Kulturbrauerei, w ramach trasy podsumowującej ostatnich kilka lat działalności, kolektyw The Ocean zagrał swój ostatni koncert w Niemczech, wieńczący palenontologiczny etap zespołowej twórczości. Koncert potężny, niezapomniany i wyjątkowy, w towarzystwie gości specjalnych oraz dwóch fantastycznych supportów z rodzimej wytwórni Pelagic Records.
Ekstremalnie wysoka poprzeczka
Kto wie, być może najlepszy wieczór 2025 roku mam już za sobą. Tegoroczny koncertowy sezon rozpoczął się nadspodziewanie szybko, w dodatku potężnym uderzeniem w postaci fenomenalnego występu jednego z najważniejszych dla mnie zespołów ostatnich lat - kolektywu The Ocean. Kilkugodzinną podróż w śnieżycy zespół wynagrodził niemal dwuipółgodzinnym koncertem złożonym z trzech aktów i odegraniem najlepszych fragmentów swoich trzech ostatnich albumów, a zarazem moich ulubionych płyt ostatnich kilku lat, podsumowujących geologiczno-filozoficzną opowieść o dziejach Ziemi. Co więcej, wieczór otworzyli zaprzyjaźnieni z The Ocean i wytwórnią Pelagic Records, doskonali Bipolar Architecture i Spurv. Czy można wymarzyć sobie lepszy początek roku?
Pelagic Records to kopalnia świetnej muzyki
Kochają emocje skryte w post metalowych galopadach i choć czerpią z tego, co najlepsze w dokonaniach choćby Cult of Luny, doskonale wiedzą, co robią i mają na siebie pomysł. Bipolar Architecture zagrali z wyczuciem i energią, przepięknie otwierając ten emocjonalny wieczór. Dali z siebie maksimum, zaskarbiając sobie sympatię publiczności nie tylko umiejętnościami, ale przede wszystkim szczerością. Materiał z "Metaphysicise" opatrzyli wizualizacjami, które pięknie podkreśliły klimat muzyki - konkretnej, mrocznej, ale jednocześnie wzruszającej i pięknej.
Jazzujący post rock w wykonaniu Spurv, prowadzony melodiami puzonu i podkreślony ścianą gitar jest absolutnie wyjątkowy. Wiedział o tym doskonale Robin Staps, podpisując z Norwegami kontrakt na nowy album, który został wydany pod szyldem Pelagic Records. Materiał z wybitnej płyty Brefjaere oraz starsze kompozycje na scenie Kesselhaus zabrzmiały z taką emocjonalną siłą, że niejedną wrażliwą osobę na sali przyprawiły o łzy wzruszenia. Spurv zostali przywitani owacyjnie, ale żegnani byli z jeszcze większym szacunkiem i uznaniem, do tego stopnia, że wzruszonemu gitarzyście brakowało słów, by wyrazić wdzięczność za wspólnie spędzony czas. Podczas tych kilkudziesięciu minut stało się coś bardzo cennego, co każdy z uczestników zachowa głęboko w duszy. Coś, czego nie da się wyrazić słowami i trzeba przeżyć.
Perfekcjonizm i wyrafinowanie
The Ocean zrobili swoje, z nawiązką. Choć trudno w to uwierzyć zagrali jeszcze lepszy koncert, niż te, których miałam przyjemność doświadczyć w Warszawie, Poznaniu i Krakowie w ostatnich latach. Rozpoczynając od wykonania w całości materiału z "Holocene" (wersji nie obejmującej gościnnego udziału Karin Park i utworu "Unconformities", przez te najbardziej widowiskowe fragmenty Phanerozoic I i II, zabrali publiczność w pasjonującą podróż na pogranicze post-metalowego ciężaru, trip hopowej atmosferyczności i artrockowego wyrafinowania, która sprostała oczekiwaniom miłośników dźwięków mocnych, ale przyjemnie kołyszących, uderzających ciężarem, ale niosących oczyszczenie, pozwalających odpłynąć. Zagrali perfekcyjnie - mocno i selektywnie.
Piątce fantastycznie rozumiejących się muzyków towarzyszył na scenie doskonały duet dęty, który z powodzeniem zastąpił całą sekcję instrumentalną, którą słyszymy na płytach - trębacz z grupy A Burial At Sea oraz puzonista norweskiego Spurv, choć spotkali się tuż przed koncertem w Helsinkach rozpoczynającym trasę "The End Of An Eon", nie mieli problemu, by sprawnie wdrożyć się w materiał. Momentalnie zrodziła się między nimi nić porozumienia i naturalna radość improwizacji. Wspólnie przenieśli utwory na zupełnie inny poziom - w Kesselhaus zabrzmiały jeszcze pełniej i jeszcze piękniej niż dotychczas.
Z szacunkiem do współuczestników
Na koncercie stawili się zarówno bliscy muzyków, wieloletni fani, pamiętający berlińskie początki zespołu, jak i miłośnicy metalu wymykającego się szufladom z innych krajów, którzy docenili twórczość The Ocean na przestrzeni lat. W sumie tysiąc osób oraz zaproszeni goście, którzy wypełnili industrialną przestrzeń Kesselhaus po brzegi. Choć chwilami brakowało tchu szczególnie pod sceną, tym razem nieoddzielonej od publiczności fosą, przemieszczanie się i znalezienie odrobiny przestrzeni dla siebie nie stanowiło problemu. Współuczestnicy wydarzenia odnosili się do siebie z szacunkiem i z uśmiechem, pozwalając szaleć tym, którzy mieli na to ochotę, zaś reszcie kontemplować dźwięki w dogodnej dla siebie formie. Wszyscy zjednoczeni w uwielbieniu do muzyki jakościowej, niosącej ze sobą techniczny kunszt, kreatywną iskrę, niebanalne teksty i przekaz. Nienagrywający wszystkiego na siłę, nie pstrykający selfie, nie wstawiający relacji i nie przewijający rolek, lecz oddający się przyjemności udziału w koncercie tu i teraz, uśmiechający się do siebie wzajemnie i dzielący energią z artystami. To, co powinno być międzynarodową normą, niestety w naszym kraju nie zawsze jest dostępne, a wręcz z biegiem lat staje się coraz bardziej niedostępne.
Emocjonalny kołowrotek
The Ocean to mistrzowie atmosferyczności, którzy na przestrzeni lat swoją koncertową prezencję dopracowali do perfekcji. Wzajemne porozumienie, zgranie muzyki z tańcem świateł i klimatyczne, wysmakowane, minimalistyczne wizualizacje stworzyły fenomenalny spektakl, któremu przewodził jak zawsze niezrównany Loic Rossetti, wyrywający płuca przeszywającym krzykiem, który równoważył czystym śpiewem. Miał doskonały kontakt z publicznością, spoglądał pierwszym rzędom w oczy i kilka razy rzucił się w tłum, dając się ponieść energii. Na finał pozwolił fanom wykrzyczeć do mikrofonu też słynny refren monumentalnego "Jurassic/Cretaceous" Do wymiany energii zachęcali też inni muzycy, pięknie dając się ponieść zmianom tempa.
Wszyscy czuli się tak swobodnie, że po kilku skokach wokalisty w tłum, na lot na rękach odważyli się też fani, którzy nosili się wzajemnie na scenę, a następnie skakali w niej z powrotem w tłum. Szczerej i serdecznej zabawy nie miał prawa zepsuć nawet drobny wypadek, który miał miejsce w trakcie finałowego "Jurassic/Cretaceous". Zarówno fani jak i zespół wstrzymali oddechy na kilka minut, gdy w wyniku kumulacji emocji i stroboskopowego szaleństwa jeden z uczestników stracił na chwilę przytomność. Dzięki sprawnej reakcji publiczności wszystko skończyło się dobrze. Po krótkiej przerwie The Ocean wykonali przerwany utwór ponownie z jeszcze większym impetem i finałowym skokiem w tłum Robina Stapsa, przybijaniem piątek z fanami i jeszcze większą liczbą wymienionych wzruszeń i uśmiechów. Było to najpiękniejsze zwieńczenie tego emocjonalnego wieczoru.
Koniec eonu, koniec ery
Po koncertach w Ghent 16.01 i w Madrycie 2 lutego następujący skład The Ocean, który zrealizował trzy ostatnie albumy, za sprawą których zespół wspaniale się rozwinął i zagrał setki koncertów także w tych najbardziej nieprawdopodobnych rejonach świata, tj. : Robin Staps, Mattias Hägerstrand, Paul Seidel, Loic Rossetti i David Ramis Ahfel będzie już historią. Z The Ocean, po latach doświadczeń, wzruszeń i podróży odchodzi perkusista Paul Seidel, który postanowił kroczyć własną artystyczną drogą. Co zatem będzie dalej? Czy to już wszystko?
Koniec pewnego etapu zawsze oznacza jednocześnie coś nowego - nowy rozdział i nowe wyzwania. Jak opowiedział mi po koncercie kompozytor i lider zespołu Robin Staps, czas ruszyć w drogę z nowymi pomysłami. Pomysł na nowy The Ocean jest już gotowy i czeka na swój czas - na dobry moment, by popracować nad muzyką w studiu, nagrać ją i wydać. Ta właściwa chwila ma nastąpić jeszcze w 2025 roku. W jakim składzie zostanie zarejestrowana? Kto zasiądzie za bębnami? Czy będą jeszcze jakieś zmiany? O czym tym razem zespół będzie chciał nam opowiedzieć? Tego dowiemy się już niebawem. Czekam z niecierpliwością!
A jeśli przegapiliście polskie koncerty The Ocean w ubiegłych latach, zdecydowanie macie czego żałować. Ale to już na pewno wiecie...
Jeśli ta ilość zdjęć was nie satysfakcjonuje, zapraszam poniżej:
The Ocean: https://www.muamart.pl/index.php/the-ocean-ii/
Spurv: https://www.muamart.pl/index.php/spurv/
Bipolar Architecture: https://www.muamart.pl/index.php/bipolar-architecture/