poniedziałek, 3 lutego 2025

Jak iść konsekwentnie do przodu i pozostać sobą, czyli niezwykły wieczór z Leprous w Warszawie

Przegląd twórczości z ponad dwóch dekad działalności, potężna energia, zachwycająca oprawa świetlna, pirotechnika, dwa pełne sety, występ fanów na scenie i miażdżący bis -  w sumie prawie trzy godziny muzyki - doskonale brzmiącej, pełnej emocji i poruszającej do głębi. Tak w telegraficznym skrócie wyglądała sobota w warszawskiej Progresji, gdzie odbył się jeden z siedmiu europejskich "ekskluzywnych" wieczorów z norweską grupą Leprous. Czy będąc fanem zespołu od lat można marzyć o czymś więcej?



(English version below)

Trzy godziny muzyki

Leprous gra koncerty bezbłędne, to wiadomo nie od dziś. Wiadomo także, że przeważnie są bardzo intensywne, przez co nie są długie. Wraz z bisem ledwo sięgają 12-13 utworów, co łącznie składa się na niespełna półtorej godziny muzyki.

Ten czasowy przekrój wypełniły w większości te mocne, konkretne strzały, do których można się bujać, skakać, cieszyć się rytmem - najintensywniejsze fragmenty nowej płyty w połączeniu z "The Price", potężnym "Forced Entry" oraz ultraprzebojowymi "Alleviate" i "Illuminate", skontrastowanych urzekającym subtelnością "I Hear The Sirens". Na finał nie zabrakło tez dłuższych form - pięknie rosnącego "Distant Bells" i napisanego z pomocą fanów, wieńczącego poprzedni album "Nighttime Disguise". 

Zwykle na takiej energetycznej dawce się kończyło, z bisowym dodatkiem, ale nie tym razem. Ze względu na to, że tym razem supportów nie było i był to wyłącznie wieczór jednego zespołu, tym razem fani otrzymali to, o czym śnili od lat - długi, prawie trzygodzinny wieczór z ulubioną muzyką, podzielony na dwa sety wypełnione przekrojowym materiałem i genialnym połączeniem lekkości i intensywności. 



Spełniając marzenia...

Czego pragnie fan? Z pewnością tego, by jak tylko sprzyjają okoliczności, móc wybrać się na koncert ulubionego zespołu, co wynika chociażby z powyższego zdania, ale przecież nie tylko. Jak już na tym koncercie uda mu się znaleźć, to prawdopodobnie chciałby być jak najbliżej sceny i muzyków, usłyszeć na żywo ulubione utwory, spędzić najwspanialsze chwile w swoim życiu. A może coś jeszcze? Wielu fanów marzy o tym, by spotkać swoich idoli, spędzić z nimi choć chwilę, zdobyć autograf, zamienić kilka słów, zrobić wspólne zdjęcie.

Relacja muzyków Leprous i ich fanów od dawna znacznie wykracza poza ten dość standardowy schemat. Muzycy podczas tras koncertowych od lat udzielają wybranym chętnym lekcji śpiewu, komponowania i gry na instrumentach, dzieląc się cenną wiedzą i doświadczeniem.

 

W czasie pandemii transmitowali występy w sieci, organizowali spotkania online, za pośrednictwem platform konferencyjnych, w ramach których zaprosili fanów np. do wspólnego napisania piosenki na album "Aphelion". Tym razem poszli o krok dalej i spełnili jeszcze jedno, bardzo nieoczywiste marzenie - zaprosili wybranych fanów, by wspólnie stworzyli chór do piosenki "Faceless" - najpierw na najnowszym albumie "Melodies Of Atonement" (więcej tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/08/o-przepracowywaniu-emocji-czyli-kilka.html), a następnie zapraszając na scenę po dwadzieścia osób na każdym koncercie trasy promującej płytę, by razem z Einarem Solbergiem zaśpiewały wybrane partie. Brzmi jak marzenie? W Warszawie, podobnie jak na innych koncertach najpierw amerykańskiej, a następnie europejskiej podróży, ten nieprawdopodobny sen stał się faktem. 

Mogę sobie jedynie wyobrażać, co oznacza czuć wypadkową stresu, adrenaliny i euforii, bo ładnie śpiewać niestety nie potrafię. Wiem natomiast z bezpośredniej relacji bliskiej osoby, że jest to doznanie absolutnie niepodrabialne i wręcz niemożliwe do opisania...


Ogień na scenie

Występ chóru fanów, zwieńczony przytulasami z zespołem odbył się w połowie drugiej części wieczoru. Co wydarzyło się wcześniej? Między innymi wykonanie kompozycji "Passing" z pierwszej oficjalnej studyjnej płyty zespołu, "Tall Poppy Syndrome" oraz urzekających lekkością i pięknem nowszych utworów, na czele z "Below" i "Unfree My Soul" z wzruszającą gitarową partią Robina Ognedala oraz rozkładającego na łopatki "On Hold" - jednej z popisowych prezentacji wokalnych możliwości Solberga. Później natomiast na powrót było coraz bardziej intensywnie, a kumulacja rozgrzewającej do czerwoności energii nastąpiła w nieśmiertelnym "From The Flame" i wykonanych na bis potężnego singlowego "Atonement" i drugiej, rozbrajającej za każdym razem części "The Sky Is Red", utworu - który trasy promującej wydany w 2019 "Pitfalls" niezmiennie kończy koncerty Norwegów rytmicznym pulsem basu, bębnów i czerwonych świateł.

Ogień pojawił się na scenie nie tylko w przenośni - dosłownie towarzyszył zespołowi podczas mocniejszych momentów seta, rytmicznie wyrzucając płomienne języki, na zmianę ze światłem stroboskopowym, co dawało podkręcało tempo i podgrzewało atmosferę. Szkoda jedynie, że nie zadziałał w kluczowym momencie "From The Flame", do którego z racji na tytuł i przesłanie kompozycji pasowałby idealnie. To jednak tylko drobnostka, która w żadnym stopniu nie ujmuje jakości koncertu.


Wyjątkowa relacja z polską publicznością

W trakcie trwającej już ponad dwadzieścia lat kariery, a w szczególności jej ostatniej dekady Leprous rozwinęli się nieprawdopodobnie, nie tylko wypracowując i ugruntowując swój unikalny styl, ale też stając się jednym z najlepszych zespołów rockowych na świecie. Szczęśliwie wraz z rozwojem kompozytorskich umiejętności i nowymi pomysłami aranżacyjnymi rośnie też popularność zespołu, który z roku na rok gromadzi w naszym kraju pod sceną coraz liczniejszą publiczność. Nadmienił z wdzięcznością o tej frekwencji Einar Solberg, wspominając pierwszy występ w Warszawie i pamiętne 101 osób, które pojawiło się wtedy wśród publiczności. Tym razem Warszawa stanęła na wysokości zadania (z drobną pomocą przyjezdnych z innych polskich miast oraz z zagranicy) i przywitała zespół kompletem publiczności w Progresji. To daje iskierkę nadziei na to, że w kontrze do trendów stawiających na niezobowiązującą zabawę przy piosenkach bez przesłania, w plastikowym, popowo-hiphopowym rytmie, w tym jakkolwiek dziwacznym i niespokojnym kraju naprawdę dobra, przemyślana i dopracowana muzyka może jeszcze przyciągać słuchacza na koncerty.

Kurtuazyjnie dziękując polskiej publiczności Einar Solberg właściwie dużo mówić nie musiał - zamiast łamać sobie język lingwistycznymi zawijasami, z których słynie język polski,  podkreślił, że teledyski towarzyszące nowej płycie zostały zrealizowane w naszym kraju, co jest zresztą nie pierwszą współpracą zespołu z rodzimą Grupą 13, która nakręciła też np. video do "Below". 


 Nieustanny rozwój

Jak opowiadał mi w wywiadzie Simen Borven (więcej tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/12/simen-brven-leprous-basista-jest.html) Leprous chcą iść do przodu, póki nie brak im sił i energii na rozwój. Realizują ten plan doskonale - na "Melodies Of Atonement", a tym samym na trwającej właśnie trasie wydobyli sedno z własnego, unikalnego brzmienia, pokazując to, co definiuje ich jako właśnie ten jedyny w swoim rodzaju zespół z ogromnym potencjałem, by zapełniać stadiony - nie tylko potrafiący wykonać pod względem technicznym praktycznie wszystko, co przyjdzie do głowy - od metalowych ekstremów po jazzowe improwizacje czy popową lekkość, ale też świadomy siebie i swoich mocnych stron. Precyzja, lekkość, naturalność i kompozycje, których nie sposób zapomnieć - to potrafią tylko najlepsi z najlepszych. 

Einar Solberg  jest w wybornej formie - piekielnie mocne growle we wspomnianym "Passing" czy "Like A Sunken Ship" z powodzeniem przeplatał z falsetem. Rewelacyjnie, selektywnie brzmieli tego wieczoru wszyscy - prowadzący melodię gitarzysta i współzałożyciel zespołu Tor Oddmund Suhrke, nieprawdopodobny perkusista Baard Kolstad, wybitny basista Simen Borven i równie zdolny jak wszyscy wymienieni gitarzysta Robin Ognedal. Świetnym posunięciem okazało się zaproszenie do współpracy klawiszowca Harrisona White'a, który odciążył chłopaków i pozwolił im skupić się na śpiewie i macierzystych instrumentach i stał się koncertowym, szóstym członkiem zespołu. Odnalazł się w składzie Leprous wyśmienicie, przyjmując także na siebie rolę koordynatora różnych spraw bieżących.

Artyści z prawdziwego zdarzenia

Leprous to obecnie zespół totalny - otwarty na nowe, balansujący na gatunkowym pograniczu, świadomie wykorzystujący siłę swoich kompozycji, by poruszać tłumy, a przy tym niezmiennie tworzony przez piekielnie utalentowanych, ale skromnych i sympatycznych chłopaków, którzy nie mają poczucia wyższości - bez problemu spotykają się z fanami i choć są wykończeni i spieszą się, by choć trochę odpocząć przed długą podróżą, poświęcają kilkanaście minut, by podpisać płyty i zamienić kilka słów z każdym chętnym. Ta relacja z fanami jest naprawdę wartościowa.

Co będzie dalej? Gdy europejska seria wieczorów z Leprous dobiegnie końca, po kilkutygodniowym odpoczynku zespół rusza na podbój Stanów Zjednoczonych - po raz kolejny, by budować renomę na największym koncertowym rynku. Gdy ponownie wróci do Europy będzie jeszcze większy i jeszcze bogatszy o nowe doświadczenia, które prawdopodobnie wykorzysta na scenie jeszcze piękniej i jeszcze pełniej. Trzymam kciuki, by tak właśnie było, by Leprous zapełniali coraz większe sale i gromadzili pod sceną świadomą, otwartą publiczność, która ceni jakość. Bardzo na to zasługują. 

Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: https://www.muamart.pl/index.php/leprous-2/

 

 

ENGLISH VERSION

Diverse setlist with every album representants, the overwhelming power, magnificent lights, pyrotechnics, two full sets, fans on stage and total final. Almost three hours of the musical beauty - selective, deeply moving sound, full emotional spectrum. That's how the Saturday evening in Warsaw, Progresja looked like thanks to one of the seven European Exclusive Evenings with Leprous.  Can a long time Leprous fan dream of a better evening?
 
 
 
Three hours of the best music 

Leprous concerts are a pure perfection, that's a fact. The thing is that they are usually quite short due to an overwhelming intensity in case of emotions as well as the precision, consisting of 12-13 compositions, which usually give about an hour and a half of music. 

This time period was fulfilled with the concrete energy shots, the ones you can dance or jump to, enjoying the rhythm. The set consisted of the most powerful new album fragments, along with the bangers - unmistakeably Leprous style-defining "The Price", huge and complex "Forced Entry" as well as poppy-catchy "Alleviate" and "Illuminate", contrasted by emotionally subtle "I Hear The Sirens". The final part of this set was dominated by a beautifully developing "Distant Bells" and "Nighttime Disguise", a song written together by the band and the fans..

Usually that was the end, with an encore addition of  the immortal "The Sky Is Red", but not this time. This was Leprous night - their time to impress the audience with their music in full. A dream for a fan, who could experience a three-hour concert full of favorite songs from every album from a discography. Three hours separated with a little break - two enormous sets joining the intense energy and the pure bliss.


Making a dream come true...

What does a fan long for? Of course, to see a beloved band live, but not only. If a concert is attainable, the dream is to be near the stage, to feel the connection, to hear the favorite music in a best possible form, spend the best time of a life. Something more? Well...maybe to meet the idols if possible, spend a while with them, take a photo, sign a record, talk for a while... 

Leprous' relationship with fans is much more than that. You can have a music lesson with band members, who share their huge knowledge and experience with anyone interested in the technical aspect of music.


During the pandemic there were the live streams - the concert transmissions as well as the online meetings, during which the song was written together by the band and the fans and you can hear it on the "Aphelion" record. This time Leprous took a huge step forward, making another dream come true - inviting the fans to sing in a fan choir in "Faceless", first of all on the record, then on tour on stage on the previous US tour and during this tour in Europe, inviting twenty people to sing together with Einar Solberg on stage every concert night. Sounds like a dream? It's a fact.

I can only imagine what does it mean to feel a mixture of stress, adrenaline and euphoria on stage, due to the lack of vocal talent. Despite that, basing on a report from a close friend I'm sure it's a completely indesribeable and unreal feeling.




From the flame

A fan-choir performance was a middle part of the second set. What happened before? Well, a lot... like an unbelieveable performance of "Passing" from a debut "Tall Poppy Syndrome" album, beautifully soothing "Below" and "Unfree My Soul" verions, with a moving guitar party by Robin Ognedal and devastatingly powerful "On Hold" - one of a top presentations of Solberg's vocal talent. Later it was intense again with a energetic cumulation during "From The Flame" and huge "Atonemet" and second part of 'The Sky Is Red" performances. It's always pure joy to finish the concert with an explosion of bass, drums and red light strobes this song brings.


The fire exploded on stage not only metaphorically - it was a part of the show during the powerful set parts, rhytmically setting the flame shots in turns with stobe lights, what made a concert in much hotter. Pure metal, isn't it? One little thing to complain about - the fire was not on during "From The Flame" performance, the one that seems to suit this atmosphere the most. It's just a fun fact. I enjoyed the concert so much and nothing could change that.

 

A unique connection with Polish fans

During a career longer than two decades, especially in the last ten years Leprous has become a true legend, not only mastering theie unique style, but also becoming one of the best rock bands in the globe. Luckily along with achieving the master class in composition level, gaining new skills and amazing ideas, the interest in a band has grown. Year after year more and more people come to see the Norwegian band live. The audience in Warsaw grew from one hundred and one people to the sold out two thousand venue, welcoming Leprous with an euphoric ovation  in Progresja, what Solberg mentioned during a break with a huge amount of gratitude. It gives a bunch of hope that in such a strange and restless country as Poland with the majority of people not interested in music listening to some shitty produced mix of autotuned pop and hiphop, there's still a space for a quality art presented during a soldout show.

Einar did not actually have to say much to the audience to impress the fans with proving the unique connection between Leprous and Poland - instead of struggling with the linguistic swirls in Polish language, he emphasized that the music videos accompanying the new album were made in our country, which is not the first cooperation of the band with the native Group 13, who were working also on the  video for "Below".

 

Constant development 

Just like Simen Borven told me a while ago (more here: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/12/simen-brven-leprous-basista-jest.html), Leprous are doing their best to grow bigger and bigger as long as they can and have the energy to do so. They do great - musically on "Melodies Of Atonement", as well as according to their live performances. They've extracted the essence from their style, expanding the sound that makes them original and unique. They have a huge potential to play arena shows really soon - not only being able to play everything in a huge spectrum from metal extremes to catchy pop songs and jazz improvisations, but being self-conscious of the power they have as a band. Precision, perfectionism, pure natural talent and compositions that stay in your head and mind forever - that's  what only the best ones are able to do.

Einar Solberg is in his top vocal form, easily switching between powerful harsh growls and beautiful falsetto. His band friends are truly amazing too - everyone sounded sensational and selective that evening - the leading guitarist and co-founder of the band Tor Oddmund Suhrke, the incredible drummer Baard Kolstad, the outstanding bassist Simen Borven and the equally talented guitarist Robin Ognedal. It was a great idea to invite the keyboardist Harrison White to cooperate and become the sixth concert member of the band. He allowed the guys  to focus on what they're best at, finding himself in the Leprous team perfectly, also taking on the role of coordinator of various current topics.


Being a true artist

Leprous are a total band - open to the new ideas, looking for a challenge in between the genres, self-conscious in using the band's power to make the open, sensitive listeners fall in love with their music, simultaneously being just normal guys - incredibly talented, but modest and nice people, who meet with their fans after the concert even if they are exhausted and in need to hurry to rest at least for a little while before a long travel. They always find time to sign a CD, speak for a while and take a photo. This is a true value.

 What comes next? After the European leg of the tour and a few week break, Leprous is back in the US to build the fanbase on the biggest concert market. When they come back to Europe with the new experiences and tour stories, they'll probably be huge and use this knowledge to become even a better and more complete band. Keep your fingers crossed for them to gain bigger and bigger open, caring and conscious audience every time. They deserve it.


More photos here: https://www.muamart.pl/index.php/leprous-2/