Czy da się zestawić ze sobą ujmującą piosenkowość, progresywne wyrafinowanie i moc charakterystyczną dla ekstremalnych brzmień, by uniknąć przerostu formy nad treścią? Środowy wieczór w gdańskim B90 pokazał, że jak najbardziej jest to możliwe, a co więcej może przynieść ogrom radości. O wspaniałą muzyczną ucztę zadbali Tesseract, Novelists i The Omnific, proponując energetyczną fuzję muzycznych barw i gatunków - pełną chwytliwych melodii, potężnych gitarowych riffów, niebanalnych wokali i perkusyjnych blastów.
Surfując w basowym rytmie
Był to zdecydowanie jeden z tych wieczorów, który wymagał obowiązkowej obecności już od pierwszego występu. Basowo-perkusyjne trio The Omnific to bowiem prawdziwa gratka dla fanów nietypowych połączeń i oryginalnych brzmień. Choć australijskie trio gra muzykę wypełnioną technicznymi niuansami, nie stroni też od uśmiechu i dobrej zabawy. Koncertom tej grupy towarzyszy niezobowiązujący luz i naturalna energia, która momentalnie udziela się publiczności. Nie było tego wieczoru zespołu, który integrowałby się bardziej intensywnie ze słuchaczami - perkusista grupy nie tylko szalał za bębnami, ale co rusz wyskakiwał zza zestawu, by zagrzewać obecnych do zabawy. Dwaj basiści grali zaś nieprawdopodobnie mocno, a mimo to sprawiali wrażenie, że nie przysparza im to większego wysiłku. Naturalny talent, wyczucie i radość gry? Jak najbardziej. Takich zespołów potrzeba. Rozruszaliby niejedną imprezę, nieważne czy byłoby to spotkanie ważnych osobistości, czy wielki festiwal. Po prostu mają w sobie tę wyjątkową siłę i urok, wobec którego nie da się pozostać obojętnym.
Metalcore z popowym sznytem
Novelists grają nietypowo i z pomysłem, łącząc popową lekkość z metalcore'ową mocą. Francuska grupa stawia na łamanie gatunkowych granic i robi to bardzo świadomie. To dźwięki, których nie tylko dobrze się słucha, ale też świetnie się do nich tańczy. Jest w tej muzyce ogromny potencjał komercyjny, a jednocześnie nie brak jej wyrafinowania. To zasługa świetnych instrumentalistów, którym przewodzą bracia Durand, którzy założyli zespół w 2013 roku. Po składowych przetasowaniach jest obecnie w szczytowej formie, także dzięki nowej wokalistce, która świetnie odnajduje się w tych brzmieniach. Camille Contreras tańczyła w blasku świateł stroboskopowych, zręcznie balansując pomiędzy popową przebojowością i gardłowym rykiem. Jej charyzma zbudowała ten koncert i sprawiła, że był naprawdę angażującym widowiskiem.
Geometryczna przebojowość
W swoim rodzinnym kraju i państwach europejskich, gdzie szanuje się muzykę niezależną, są gwiazdami i przyciągają na koncerty tłumy świadomych słuchaczy. W Polsce z roku na rok zyskują coraz większy szacunek i uznanie, choć wciąż nie taki, na jaki zasługują. Tesseract mimo że nie tylko nagrywają intrygujące albumy, dopracowując do perfekcji swoje muzyczne opowieści, ale przede wszystkim grają fenomenalne koncerty, zabierając publiczność w podróż na gatunkowe pogranicze, wciąż pozostają nieznani.
Choć grali w Polsce wielokrotnie, w środę widziałam ich świadomie po raz pierwszy (miałam przyjemność usłyszeć tę muzykę na żywo w ramach festiwalu Prog In Park w 2017 roku, jednak ten występ nie zapisał się jakoś szczególnie w mojej pamięci). Żałuję, że tak późno, bo był to występ, którego doświadczyłabym z radością jeszcze wiele razy - zachwycający pod kątem dźwiękowej selektywności i niezwykle klimatyczny. Zgadzało się wszystko - choć było intensywnie, energetycznie i technicznie, koncert nie przytłaczał nadmiarem bodźców. Metal w wykonaniu Tesseract jest wymagającym, ale zdecydowanie wartościowym doświadczeniem. W zrównoważonych proporcjach łączą się ze sobą aspekty gitarowego wyrafinowania i ujmującej melodyjności, co jest zasługą nie tylko doskonałych instrumentalistów, ale też wyjątkowego wokalisty, Daniela Tompkinsa, który bawi się swoim głosem i jest fantastycznym frontmanem. Śpiewając czuje każdy dźwięk i pięknie interpretuje teksty, a co więcej nawiązuje świetny kontakt z publicznością. Już na drugim utworze niezobowiązująco zszedł do fanów, by przybić piątki z pierwszymi rzędami.
W setliście znalazła się większość najnowszego albumu grupy "War Of Being", ale nie zabrakło też starszych kompozycji. Pięknie uzupełniały się momenty mocniejsze i bardziej atmosferyczne, chwilami wręcz intymne. Był to jeden z tych koncertów, który, gdyby kierować się wyłącznie jakością wykonania, powinien być wyprzedany na kilka miesięcy przed terminem. Kilkaset osób to zdecydowanie za mało, by podziwiać takie zespoły. Tesseract żegnani owacją obiecali, że jeszcze do nas wrócą - oby jak najszybciej. Mam nadzieję, że powita ich wtedy co najmniej dwa razy więcej osób.
Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu:
Tesseract: https://www.muamart.pl/index.php/tesseract/
Novelists: https://www.muamart.pl/index.php/novelists/
The Omnific:https://www.muamart.pl/index.php/the-omnific/
O Tesseract możecie dowiedzieć się więcej też z poniższej rozmowy z Danem:
https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/12/tesseract-nie-bylibysmy-szczerzy-wobec.html