poniedziałek, 31 marca 2025

Brian Cook (SUMAC): Tworzenie sztuki sprawia, że jestem szczęśliwy

Ledwo wrócił z trasy z Russian Circles, a już planuje kolejną wyprawę, w międzyczasie gromadząc kolejne pomysły na nową muzykę. Brian Cook to nie tylko doskonały basista. To artysta wszechstronny i niezwykle zapracowany, który poza aktywnością w trzech zespołach znajduje jeszcze czas na pisanie, kontakty z artystami i ogarnianie domowych spraw. Jak to możliwe? No właśnie..

Zdzwoniliśmy się, gdy u nas dzień chylił się ku końcowi, a w Stanach dopiero wszystko zaczynało się na dobre, by porozmawiać o tym, co akurat przyszło nam do głowy - o jasnych i ciemnych stronach zaangażowania w kilka różnych artystycznych przedsięwzięć, o pracy dziennikarskiej, o nadchodzących koncertach SUMAC, o tym, z czym wiąże się podróżowanie po Europie i po Stanach Zjednoczonych, a także o tym, dlaczego w ogóle warto być blisko muzyki. 



Między Uchem A Mózgiem: Jesteś bardzo zajętą osobą, prawda? Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas w tym biegu...

Brian Cook: Tak, wróciłem wczoraj w nocy z trasy z Russian Circles i zaczynam powoli ogarniać, co się dzieje...



MUAM: O ile dobrze się orientuję, grasz obecnie w trzech zespołach - Russian Circles, SUMAC i Botch. Jak dzielisz czas pomiędzy nimi? Zostaje jeszcze trochę czasu dla Ciebie?

Brian: Nie zawsze dobrze mi to wychodzi (śmiech), to dość problematyczne, trzeba mocno kombinować z planowaniem, trzymać się tych planów, by wszystko poukładać. To potrafi przysporzyć problemów....


MUAM: Wyobrażam sobie. Czy jeszcze czymś poza działalnością zespołową się zajmujesz?

Brian: Pomagam też przy materiałach prasowych. Piszę dużo tego typu opracowań i zespołowych biografii. Resztę czasu, która mi zostaje, poświęcam partnerowi i moim psom. Jestem bardzo zajęty, ale staram się jakoś nadążać za tym wszystkim... 


MUAM: Podziwiam Twoje zaangażowanie i organizację pracy. Okazuje się też, że informacje, na które natrafiłam w sieci, związane z Twoją około-dziennikarską działalnością są zgodne z prawdą... To imponujące!

Brian: Kiedyś byłem dziennikarzem, teraz już się właściwie tym nie zajmuję. Pisałem dla kilku publikacji muzycznych, ale odkąd skończyły się środki na wsparcie działalności niezależnej, stało się to dość problematyczne. Myślę, że ciągłe przebywanie w trasie, 6 miesięcy w roku, sprawiło też, że naprawdę trudno było mi być dobrym w prezentowaniu pomysłów redaktorom i próbach nadążania za tym, co nowego dzieje się w muzyce, z koordynowaniem wywiadów i innych artykułów. To naprawdę trudne, gdy jesteś poza domem. Nie wyszło, ale teraz mogę cieszyć się pracą po stronie prasowej – jest to podobne pod wieloma względami do dziennikarskiej działalności. Rozmawiam z artystami o ich pracy, ale pod koniec dnia tak naprawdę pomagam im stworzyć spójny komunikat prasowy na temat ich działalności. Myślę, że jest to ostatecznie bardziej satysfakcjonujące niż próba umówienia się z artystą i posiadania w trakcie rozmowy potencjalnego przeciwnika w zależności od tego, w jakim kto jest nastroju. Uwielbiam czytać o muzyce i pisać o muzyce, ale nie sądzę, żebym był szczególnie dobry w krytyce muzycznej po stronie dziennikarskiej. Zastanawiam się jak trafić do umysłu odbiorcy, jak rozmawiać o muzyce i jej bronić. Sprzeciwiam się, jeśli ktoś narzuca swoją opinię na jej temat.


MUAM: Rozumiem. Wiesz, rozmawianie o muzyce jest bardzo trudne, bo jest to coś bardzo nieuchwytnego, subiektywnego, coś, co jest właściwie wyobrażeniem...

Brian: Totalnie. To też ten trudny aspekt bycia redaktorem gazety czy portalu. Pisałem głównie o ciężkiej muzyce i często łapałem się na tym, że nie wiem jak coś wyrazić, jak to opisać... Tyle zespołów brzmi przecież jak Black Sabbath - używa się takich porównań, by sprawić, żeby tekst był bardziej interesujący, ale niekiedy jest to problematyczne. Sama zresztą wiesz, jak jest...



MUAM: Tak, wiem co masz na myśli  Rozmawiać o muzyce jest czasem ciężko, ale zdecydowanie łatwiej ją grać, prawda? Czy tworzenie muzyki i wykonywanie jej na scenie jest dla Ciebie procesem terapeutycznym, może rytualnym, a może odbierasz to jeszcze inaczej?

Brian: Myślę, że tak. Wiele ciekawych rzeczy ma miejsce, gdy jesteś w zespole, zarówno pod względem spełnienia artystycznego, jak i emocjonalnej satysfakcji. Z biegiem lat zdałem sobie sprawę, że ten pakiet tworzenia i występowania jest pomocny w wielu aspektach. Większość ludzi na Ziemi lubi tańczyć do muzyki. To uczucie poczucia rytmu i wyczuwania muzyki i poruszania się na tej podstawie to wrodzona ludzka reakcja, podobnie jak impuls i potrzeba grania muzyki, posiadania tej mocy, by ją tworzyć i móc poruszać się w jej rytmie... Z tej perspektywy występowanie na scenie jest po prostu świetną zabawą i czymś bardzo satysfakcjonującym. Nie jestem fanem klubów nocnych i imprez tanecznych, ale rozumiem, co takie aktywności dają ludziom, bo podobnych emocji dostarcza mi granie muzyki na żywo. Jest też coś uzdrawiającego i satysfakcjonującego w działalności artystycznej, w procesie twórczym. Człowiek potrzebuje być twórczym - możesz mieć złe dni, nie być wydajnym, nie tworzyć w jakości, która cię satysfakcjonuje, ale im bardziej zdajesz sobie sprawę z błędów, jakie popełniasz, tym bliżej jesteś tej właściwej drogi i stworzenia czegoś, co spełni twoje oczekiwania. To część procesu, nieodłączny etap podróży, w którą wyruszasz. 

Tworzenie sztuki jest tym, co niesie radość i sprawia, że jestem szczęśliwy. Tworzenie trudnej, szorstkiej, niekiedy brzydkiej muzyki ma też w sobie ten terapeutyczny aspekt, ponieważ człowiek jest prawdopodobnie poniekąd świadomy tego, co niepokojącego i trudnego może zdarzyć się w przyszłości. Słuchając takiej muzyki mierzy się z tym potencjalnym dyskomfortem, nieszczęściem, przygotowując się do tego, co może go czekać. Stawia czoła problemom, dzięki czemu te faktyczne zmagania stają się bardziej znośne, gdy nadejdą. Jest w tworzeniu trudnej i nieprzyjemnej muzyki coś bardzo uzdrawiającego. 


 

 

MUAM: Zdecydowanie zgadzam się z Tobą. Podobnie terapeutyczne działanie ma też słuchanie nieprzystępnej muzyki...

Brian: Zdecydowanie! Pamiętam, gdy pierwszy raz słuchałem Neurosis - płyty "Souls at Zero" - wydawała mi się zbyt mroczna, by mogła mieć odniesienie do mojego życia, ale tak mnie fascynowała, że wracałem do niej raz za razem. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś podobnego. To wspaniała płyta, która wniosła do mojego świata ogrom mroku, ale gdy jej słuchałem zdałem sobie sprawę, że nie czułem złości, nie byłem nią przytłoczony. Poczułem, że to taka świadomość tego, co życie może przynieść, że może stać się ciężkie, trudniejsze niż sobie wyobrażałem. Posiadanie wglądu w ból i cierpienie drugiego człowieka może być buforem, który pozwoli przetrwać te najtrudniejsze chwile we własnym życiu, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. 


MUAM: W kwestii Neurosis jak najbardziej się zgadzam! Jest też belgijska grupa AMENRA, która równie silnie przekazuje emocje poprzez muzykę. I wiele innych zespołów, które bardzo intensywnie oddziałują na odbiorcę, w tym oczywiście te, w których się udzielasz :)

Brian: Przez lata byłem zaangażowany w wiele kreatywnych projektów, w przypadku każdego z nich stopień zaangażowania nieco się różni... SUMAC to dziecko Aarona Turnera, Nick (Yacyshyn - perkusista) i ja pomagamy mu zrealizować pewną całość, ale jednocześnie improwizujemy i wkładamy w ten zespół wszystko, co sobie wymyślimy. Natomiast dla Russian Circles komponuję całe utwory. Jest też mój osobisty projekt Torment & Glory, który jest w całości moim dziełem. 

Ten różny stopień wkładu w artystyczną wizję pozwala mi odnaleźć się w życiu - czasem dobrze jest być graczem zespołowym, innym razem pozostać w swoim własnym towarzystwie, by pracować nad autorską wizją. 


MUAM: Zdecydowanie masz rację. Dobrze jest dzielić czas między różne aktywności - zrobić coś własnego, ale też wspólnie z ludźmi, to bardzo poszerza horyzonty i zmienia perspektywę. 

 
Brian: Jak najbardziej. Takie działanie zmniejsza presję na wielu poziomach, bo z drugiej strony, o czym wspomnieliśmy na początku, takie posiadanie kilku projektów może wiązać się z dużym stresem spowodowanym np. koniecznością dopasowywania planów. Przede wszystkim pozwala jednak tworzyć sztukę w szerokim spektrum, bardziej plastycznie i spełniać się artystycznie. Podporządkowanie życia tworzeniu jednej rzeczy może nieźle namieszać w głowie. Tworzenie to podejmowanie wyzwań, ale także współpraca, różne punkty widzenia i różne reakcje - to właściwe, zdrowe podejście i nieodłączna część podróży. 



MUAM: Jak najbardziej. Jak długa jest Twoja międzytrasowa przerwa? W połowie kwietnia zaczynasz kolejną podróż, tym razem w Europie wraz z SUMAC. Zaczynacie tę trasę w Polsce, co mnie bardzo cieszy, bo nie miałam jeszcze okazji Was posłuchać na żywo, a zaraz później wyruszacie m.in. na Roadburn Festival. Jak to się stało, że zaczynacie właśnie u nas?

Brian: Wylatujemy 13 kwietnia, więc mam niecałe trzy tygodnie na odpoczynek. Tak, zaczynamy w Polsce, będziemy u Was po raz pierwszy. Prawdopodobnie zaczynamy od Polski, bo na części trasy towarzyszyć będą nam Pharoah Overlord z Finlandii, którym łatwiej będzie logistycznie wylądować w Waszym kraju. Ale tak naprawdę nie wiem, dowiem się jak dokładnie będzie ta trasa wyglądać, jak dostanę dokładną rozpiskę na maila.  Nie zaglądaliśmy dotąd podczas naszych tras do wschodniej części Europy, bo zawsze mamy około dwóch tygodni na to, by dotrzeć do tak wielu miejsc, a później wzywają nas domowe zobowiązania... Zwykle wychodzi tak, że trafiamy do Niemiec, krajów Beneluksu i Wielkiej Brytanii, a jest tak wiele krajów, do których moglibyśmy zawitać. Dobrze, że udało się zawrzeć w planach Polskę.



MUAM: A czy z Twojej perspektywy muzyka podróżowanie po Europie różni się jakoś znacząco od jazdy po Stanach Zjednoczonych?

Brian: Tak, jest zupełnie inaczej. Główną różnicą jest poziom wyczerpania spowodowany zmianami stref czasowych. Mój jetlag trwa bardzo długo - od tygodnia do nawet dziesięciu dni, więc dopasowanie się do trybu życia trochę mi zajmuje. Każda godzina po zmianie czasu to mniej więcej jeden dzień na przystosowanie się, a że jestem oddalony od większości krajów Europy czasowo aż o dziewięć godzin, to poziom zmęczenia jest naprawdę duży. Zdecydowanym plusem jest natomiast to, że w Europie podczas tras pomaga nam nasz przyjaciel Thomas, który jest naszym managerem i kierowcą. Podczas tras po Stanach Zjednoczonych te obowiązki spadają  na mnie, zatem jeżdżąc po Europie mogę w końcu poczuć się bardziej zrelaksowany i skoncentrować się na sztuce, a nie na pracy. 

Są oczywiście też różnice kulturowe. Mam wrażenie, że koncertowe doświadczenie w Europie jest bardziej skoncentrowane na sztuce także z perspektywy odbiorcy. W USA koncert to bardziej wyjście nocne do klubu. W Europie są przyjemniejsze i lepiej zaopatrzone kluby, publiczność jest też bardziej podekscytowana i zaangażowana w nasze występy.


Sumac and Moor Mother by Paulo Gonzales 


MUAM: Przyjeżdżacie do Europy właściwie z dwoma nowymi płytami - nie tylko z albumem "The Healer" z ubiegłego roku, ale też z nowym albumem, który nagraliście wspólnie z Moor Mother i który ukaże się pod koniec kwietnia. Opowiedz mi proszę więcej o tej współpracy.

Brian: Nagraliśmy nasz ostatni album długogrający w Seattle wraz ze Scottem Evansem, który był naszym inżynierem dźwięku. Wróciliśmy do studia już pół roku później, by zarejestrować kolejny materiał, tym razem wspólnie z Moor Mother - album zupełnie inny, bo oparty na współpracy z artystką, która silnie skupia się na warstwie wokalnej i lirycznej. Naszym zadaniem było więc stworzenie ścieżki dźwiękowej, z jednoczesnym pozostawieniem przestrzeni dla wokalistki. Ukształtowanie tej muzyki tak, by była mniej skomplikowana i pasowała do klimatu twórczości Moor Mother. Wszystko po to, by dodatkowa osoba nie pogubiła się w plątaninie muzycznego labiryntu.



MUAM: Słuchając udostępnionych już singli z "The Film" poczułam, że to bardziej "piosenkowe" spojrzenie na twórczość SUMAC, w porównaniu z Waszymi wcześniejszymi dokonaniami, wśród których dominują improwizacje i długie formy.

Brian: Utwory, które już się ukazały mogą dawać nieco mylący obraz całości - to bardzo eklektyczny album. Jest tu wiele atmosferycznych zmian oraz struktur, które dla fanów SUMAC będą nowością. Autorami pomysłu na album są Aaron i Camae (Moor Mother). Zwiastuny tej płyty są już dostępne w sieci, także w mediach społecznościowych. Często do momentu, gdy płyta się ukazuje, w dzisiejszych czasach ujawnianych jest już kilka zapowiedzi, w wyniku czego ludzie kształtują swoje postrzeganie całości na podstawie fragmentów, które zostały wydane wcześniej. Chcieliśmy owiać całość aurą tajemnicy i zapowiedzieć album w ten sposób, by nieco zdezorientować odbiorcę, zaskoczyć finalnym albumem. Gdy całość ukaże się, wszystko nabierze sensu. Próbujemy pokazać, że nie wszystko jest takie, jak można sobie wyobrażać, próbujemy wrócić do "starej szkoły" i czasów, gdy jak album się ukazywał, wszyscy słyszeli całość w tym samym czasie.


MUAM: W dzisiejszym świecie naprawdę ciężko dochować tajemnicy i utrzymać coś w sekrecie. Wszystko staje się praktycznie dostępne od razu, w postaci syntezy informacji, szybkiego przekazu. Można zwariować od tych strzępków informacji...

Brian: Tak, żyjemy w dziwnych czasach. Wiele osób świetnie radzi sobie z nawigowaniem mediów społecznościowych, są artyści, którzy nieustannie kreują jakiś content. To w ich przypadku działa. Ja mam do powiedzenia coś nieco odmiennego - chcę działać po staremu, ponieważ nadal odbieram muzykę właśnie w ten sposób. Nie lubię oglądać filmików na telefonie, nie używam YouTube, nie samplują muzyki w postaci zwiastunów w mediach społecznościowych. Jeśli jestem zainteresowany jakimś albumem, po prostu kupuję go, by go posłuchać, gdy mam na to czas w domu. Trudno zagłębić mi się w ten nowy świat, prawdopodobnie jestem w mniejszości.

Działanie w inny sposób, niż odbiór całości wydaje mi się nieszczere wobec odbiorców. Nie chcę fragmentów ani jako fan, ani jako twórca. Uważam, że najlepszym miernikiem tworzenia jest to, jak czujesz się jako twórca. Próbując zadowalać kogoś innego bierzesz na siebie ogromny ciężar tkwiąc w czymś, co tak naprawdę nie jest w pełni tym, na czym ci zależy. 

Życie jest za krótkie. Są łatwiejsze sposoby na zarabianie na życie na tym świecie niż bycie artystą, muzykiem, więc tworzenie czegoś, w czym nie czujesz się komfortowo nie ma sensu. Większą stabilność da w takim wypadku po prostu pójście np. do pracy biurowej...




MUAM: Wspomniałeś wcześniej o swojej solowej płycie. Powiedz proszę więcej o pomyśle na nią.

Brian: Nagrałem solowy materiał w czasie pandemii i ukazał się pod szyldem Torment & Glory. Pomogło mi to uporządkować moje działania i móc kontynuować z Russian Circles i SUMAC. Pracując nad własnym materiałem nie ma dobrych i złych pomysłów oraz celów sprzedażowych...

Jest też jednak druga strona - to trudny proces, bo możesz się nieźle pogubić w swoich działaniach.  Poddajesz w wątpliwość to, co robisz, nie masz z kim dzielić się radością tworzenia, skonfrontować swoich pomysłów, ale to bardzo zdrowe podejście w procesie stawania się niezależnym. Bycie swoim własnym krytykiem jest łatwiejsze niż wspólna odpowiedzialność w zespole i wzajemne torpedowanie swoich pomysłów. Gdy jest się sternikiem jednego projektu, łatwiej jest także być członkiem zespołu w innych projektach. Ma się wtedy pełne spojrzenie.

 



MUAM: A jak Ci się gra w trio? Myślę, że trzy osoby to taka fajna grupa. Taki "rockowy" skład na gitarę, bas i perkusję ma szczególną energię, niezależnie od tego, jaki gatunek muzyki wykonuje. 
 
Brian: Jest faktycznie coś szczególnego w trzyosobowym składzie. Na pewno dobrze wygląda na scenie.  Zawsze się śmiejemy z tych zespołów - fenomenów z początku lat dwutysięcznych – Broken Social Scene czy Arcade Fire – jak w tych zespołach przetrwało te 10 osób? Mój znajomy, który jest managerem Godspeed You! Black Emperor mówił mi, że każdy w zespole ma równe prawo głosu – jeśli ktoś nie chce czegoś robić, po prostu tego nie robi. Trzy osoby to fajny skład - możemy jeździć w trasę jednym autem - furgonetką lub pickupem. Jest mniej planowania, mniej różnych opinii, mniej osób chętnych do bycia przywódcą.  

Jest też inny, już bardziej osobisty aspekt - nie jestem fanem bardzo złożonej, uporządkowanej i ciężkiej muzyki, co w perspektywie różnych moich dokonań może wydawać się hipokryzją. Jednak w przypadku ciężkiej muzyki im więcej dodaje się gitar, tym bardziej zmienia się ona w bardzo zaplanowaną i wygładzoną rzecz. Mój znajomy ujął to kiedyś tak - jeśli nagrasz riff i zapętlisz go pięciokrotnie, zabrzmi jak gitara. Jeśli natomiast zagrasz go raz i zachowasz tę wersję, zabrzmi jak gitarzysta. Za każdym razem usłyszysz niuanse, niedoskonałości, odchylenia od normy. Takie dopieszczanie może być bardziej atrakcyjne brzmieniowo, ponieważ idealne brzmienie uruchamia naszą potrzebę piękna i perfekcjonizmu, ale też szybko staje się nudne, bo nie ma zaskoczenia. Jeśli jest się nieokrzesanym, trochę niechlujnym, dochodzi ten aspekt ludzki, który angażuje słuchacza. 

Często wracam do albumów Rolling Stones i Led Zeppelin. Każda z płyt tych zespołów jest świetnie zagrana, ale nie jest idealna. Słychać zmiany tempa i nierówności. Jest konkretny powód, dla którego ludzie wciąż słuchają tych płyt i uważają je za klasykę - są to bardzo prawdziwe i żywe rzeczy. Są przemielone na wiele sposobów, mówi się o nich wiele banałów, że dany album to szczyt idealnego wykonania. Dlaczego? Bo jest w nich dusza, grają to prawdziwi muzycy, którzy są w swojej najwyższej formie. Nie jest to produkcja wyczyszczona,  posortowana, poprawiona do tego stopnia, że ginie ten ludzki pierwiastek.

Jedną z radości bycia w trzyosobowym składzie jest to, że masz do dyspozycji ograniczony arsenał narzędzi i że masz wystarczającą pomoc od dwóch innych członków zespołu, aby wypełnić przestrzeń lub przeforsować dany pomysł. Nawet jeśli coś z twojej strony nie działa, nadal jest w tym bardzo prawdziwy i namacalny dźwięk – możesz usłyszeć, co robi każdy członek zespołu, usłyszeć każdy komponent. Chodzi o ogólne brzmienie, a nie o ścianę dźwięku, która nie wiadomo nawet jak została poskładana...


MUAM: Masz rację, sztuka jest po to, by tworzył ją człowiek. To jeszcze jedno trudne pytanie - jak się czujesz grając na scenie w trakcie koncertu cztery, pięć długich utworów? SUMAC ma bardzo długie i specyficzne kompozycje.

Brian: Zawsze trochę mnie to martwi. Jestem po drugiej stronie barykady, ale często zastanawiam się nad tym, jak muzykę odbierają fani, bo pewnie jest tak, że ktoś ma nadzieję na to, że zagramy dany utwór, który bardzo lubi. Gdy zaczyna się konkretny fragment myślisz sobie - tak, będę tego słuchać przez następne 15-20 minut. Nasze utwory, szczególnie te dłuższe, są epickie i złożone są z wielu części. Gdy uczę się materiału uświadamiam sobie, że ten jeden utwór zbudowany jest z pięciu mniejszych. Jeśli podzielisz tę całość na fragmenty to okaże się, że okej, może do pierwszej z nich się nie pobujasz, ale do kolejnej już jak najbardziej, bo jest tu dynamika i zmiany tempa. Mam nadzieję, że publiczność oglądając nas na żywo wychwyci sens tych kompozycji i wyczuje, że dzieje się tutaj magia, która nie zawsze jest w oczywisty sposób dostrzegalna gdy słucha się płyty. Z drugiej strony jak coś spieprzysz na początku, to walczysz te kolejne dwadzieścia minut... No i czekasz te kilkanaście minut, by móc napić się wody...
 
Ufam, że nasze albumy dobrze dokumentują charakter SUMAC, ale tak naprawdę najlepiej odbiera się naszą muzykę na żywo, doświadczając jej tu i teraz. Chciałbym, by nasze płyty niosły podobne doświadczenie jak to koncertowe spotkanie.


MUAM: Dziękuję Ci bardzo za Twój czas, było mi bardzo miło Cię poznać. Dobrego dnia i dużo odpoczynku. Zbieraj siły przed dalszymi działaniami, póki masz możliwość! Do zobaczenia w Polsce!

Brian: Dzięki, fajnie się rozmawiało. Postaram się odsapnąć. Do zobaczenia!

SUMAC wraz z fińskim Pharoah Overlord wystąpią w Polsce już w połowie kwietnia. 15 kwietnia zagrają w warszawskiej Hydrozagadce, a dzień później w Poznaniu w 2Progach. Na koncerty zaprasza Winiary Bookings. Bilety na www.winiarybookings.pl

 

 ENGLISH VERSION


Being just back from Russian Circles tour he's already planning his next journey, gathering new ideas for new music somehow in the meantime. Brian Cook is not just an excellent bassist. He's an open-minded and incredibly busy artist who, in addition to being active in his three bands, also finds time to write articles, keep in touch with artists and take care of his home duties. How is that possible? 

We've met online when the day was coming to an end in my place and things were just starting to happen in the States, to talk about whatever just came to our minds, like the bright and dark sides of being involved in multiple artistic endeavors, the work as a journalist, the upcoming SUMAC concerts, the traveling differences in Europe and the United States and why being close to music and the creative process is important in a human life.

Między Uchem A Mózgiem:  You must be a very busy person… am I right?

Brian Cook: Yeah, I just got home from a Russian Circles tour late last night… I’m starting to come up on things this morning… 



MUAM: How do you share time between all those activities? I know you play in three bands now. That’s impressive. 

Brian: Not always well (laugh), it’s tricky, it’s a lot of juggling schedules. 



MUAM: I see. Do you do something more than being a professional musician?

 Brian: In terms of work I help out with press materials. I do a lot of writing for press releases as well as band biographies, that’s sort of my other income source. There's also just life stuff – a have a couple of dogs and keep track of a partner and a house I try to maintain, so yeah, I’m busy. 


MUAM: That’s a lot of work to do. I admire 😊 So the information I found, that you’re working also as a journalist are correct. That’s really impressive! 

Brian: I used to be. I haven’t done a lot of lately. I used to have a couple of outlets I would write for and then the music press world just got a bit of tricky - people just don’t have the advertising funds anymore. In a lot of instances the freelance budget have disappeared. I think being on tour all the time has made us really hard be good at a hussle of pitching the editors and trying to keep up with what’s new in the musical landscape, coordinating interviews. All that stuff when you’re away from home for six months of the year – it's hard to coordinate and do not work out. 

I can now enjoy working on the press side – it’s similar in a lot of ways to journalism when I can talk to the artists about their work, but at the end of the day I’m really just helping them sort of create a coherent artist statement about their work. I think that’s ultimately more rewarding than trying to chase down a band and have what will be a potential adversary of your conversation depending on what kind of mood they are in. I love reading and writing about music, but I don’t think I was particularly good at music criticism in journalism side. I just wonder how to take people’s brains and talk about music simultaneously being a champion of music. I oppose someone who’s waying their opinion on it.

 

MUAM: So true. It’s actually hard to talk about music, because this is something you cannot catch, you can only imagine… 


Brian: Yeah, totally. Maybe that’s also the hard part of being a writer for a music publication. So much what I was writing about was heavy music and a lot of time it was just like „I don’t know how to describe this…” - there are a lot of bands that sound like Black Sabbath…- just to make something more interesting… It can be tricky, as you know 


MUAM: Yeah, I have the same problem 😊 What about playing music? Is it something healing for you, ritualistic maybe, in terms of composing and playing the music on stage? 

Brian: I think so. I think there’s a lot that sort of happens when you’re in a band in terms of emotional fulfillment and satisfaction. As I got older I realised the whole healing and helpful package in case of music in a lot of ways. I think most human beings on the planet enjoy dancing to the music. And that ability of feeling the music and being able to move to is just an innate human reaction and impulse to play music and have that sort of power to be able to move along with. A performance in that point is just a real fun (laugh) and satisfying experience. I’m not into the night club world and the dance-party world, but I understand what people get out of that, because I get a similar feeling from playing music live. 

I think there’s also just something about creating anything in this world that’s is very healing and satisfying. As humans we have a need to create – you can have the bad days, not making something in the quality that you want, but the more you do it, the more you sort of realise that making mistakes or even making bad art is a part of the journey to creating something that you are satisfied with. Definitely making art and being creative is very fulfilling - it keeps me bubbleheaded and happy. Making music specifically that sort of ugly and abbrasive has it’s own healing aspect just because human beings are probably self conscious and a way aware of the future and potential discomfort or calamity. By embracing music that conjures some of the hardship kind of addresses it or afront it there’s something that makes hardship more endurable when it comes.

 

 

MUAM: Also in listening to this kind of music there’s definitely something healing…

 
Brian: Absolutely! I remember the first time I listened to Neurosis „Souls at Zero” album – it just felt too dark to have in my life, but I was very compelled by it, so I kept coming back to it. I never listened to something like that before. That is really amazing music, but it brings so much darkness to my world. However eventually at some point I just realised as I was listening to it I wasn’t feeling angry or defeated, I felt like it was sort of this acknowledgement of that life can be hard or can actually be harder than the hardships I’m in there. Having that window into someone else’s pain and tourment, it sometimes can really be a good buffer against the hardships that we face. 


MUAM: I definitely agree. There’s also a band called AMENRA with the huge impact on people, as well as many others, including of course your own art. 

Brian: oh yes. I also think creatively for me, I’ve been involved in a lot of different projects over the years and I’m involved in several currently, there is a different degree of creative input with every project.  SUMAC is really Aaron's brainchild - Nick (Yacyshyn -  the drummer)  and I bring something to the table in a way we contribute to our instruments and others level of improvisation where we’re sort of ready to do whatever we want, however in case of Russian Circles I write full songs for the band. There’s also a thing like my Torment & Glory project that’s just entirely my creation. Having those various degrees of being a creative centre versus someone that helps to bring another person’s vision to life is another sort of variety of tools that also help me navigate life – sometimes it’s good to be a team player, sometimes it’s just really good to be on your own with your vision, because this is something that’s entirely yours, so that’s another sort of component of playing there. 



MUAM: It’s nice to share time between those activities to have a broad spectrum of art. 

Brian: Definitely. I think it takes pressure off you on so many different levels. Having many artistic projects can create stress like we were just talking about with schedules, but on the other hand there’s just something that makes the whole spectrum. 

When you have multiple outlets for your art it allows you more malleability of the creative process. You don’t spend your whole time to create one thing - making a purpose of life just to do one thing can mess with your head a little bit. Having other options you’re aware that art is also about taking chances, maybe sometimes chances don’t work out or maybe some things are group endevours that people have different reactions to all that, but it’s totally fine and healthy. It’s just part of the journey. 



MUAM: How long is your break between the tours now? You’re back from one tour and as I know you’re coming to Europe soon to play with SUMAC in the mid April. 

Brian: We’re leaving on the 13th April so just about 3 weeks before we go on a road again…

 

 
MUAM: You’re coming to Poland in the beginning. I'm grateful for this opportunity to finally hear you live. You're playing on this tour also the mighty Roadburn Festival. That's interesting, you're playing a few totally different shows on this road.

Brian: Yeah, it’s our first Poland adventure. Honestly I have no idea why we're beginning here. I know that we’re going to Europe for two weeks, but no idea what the riding schedule will look like before it will come to my email. I’m curious that part of the reason is that we’re doing a few shows with Pharoah Overlord from Finland, that’s probably why – it’s easier for them to get down there. We haven’t done  Eastern Europe in our tours yet - it’s always like we have two weeks to play and follow the schedules and home responibilities paying out, so it ofen turns out that we always do a lot of shows in Germany, the Benelux region, the UK.  It’s tough to head to all those spots that we want to head..



MUAM: How does touring in Europe differ from touring in the US from your perspective?

Brian: In a lot of ways – the main one is just exhaustion of all of time changes, because for me jetlag turns to last a week to ten days so it takes a while to get my body recalibrated. For every hour of time change it takes a day to adjust, so I’m nine hours off from most of Europe, so it takes me about 9 days to really get recalibrated and that’s tough. But the inverse of that is we have our friend Thomas who drives us and helps to manage – in the US my way is driving and tour managing the band, so it’s an enoumous weight out of my shoulders to have someone else take care of that stuff. It makes touring in Europe feel a lot more relaxed and more art-focused as opposed to job focused.
There are of course many obvious things like cultural differences too. The live music experience in Europe tends to be more artcultured as opposed to the US, where’s more like a night live event. Clubs in Europe tend to be nicer and better financed, a level of excitement that’s a lot more apparent is in Europe than in the States. 




MUAM: Tell me please more about a new album by SUMAC that is coming out in a month, it’s a collaboration with Moor Mother. 
 
Brian: We did our last full length at studio in Seattle with Scott Evans as an engineer and that’s only about 6 months later that we went into the studio to do the collaboration with Moor Mother so it was a pretty short turnaround in between studio time. Because this record is a collaboration with an artist, who’s art is a lot more focused on lyrics and vocal techniques, we were enabled to leave more space for her - filled things up and shaped the nature of the music. We approached writing this material with more space in a sort of simpler way than creating a tangle of music for her to navigate to do her thing. We deliberate to try to make things a more simplified version to what we did so that this additional contributor was not getting lost in the maze. 


MUAM: According to the singles I feel that these are kind of "songs" in comparison to your other work which is long and based on the feeling and improvisation. 
 
Brian: The songs that we released so far may be a little misleading just because it’s a very eclectic record. There are some different moods and textures that might feel new for SUMAC fans. There’s also this general idea coming from Aaron and Camae (Moor Mother) that the album is sort of presented now as releasing singles beforehand and having like a little teasers on social media. A lot of times by the time the record is out you have away the albums, secrets, and people shape their perception of what they are about based on the fragments that have been released ahead a time, so with this record there is a very deliberate attempt to create mystery where what people are hearing should maybe not necesarily be instantly satisfying, but make people a little bit more confused at what’s happening. It will make a lot more sense in a context of a full record. In some ways we might be self sabotaging ourselves making some boring stuff that people think it’s not the way they imagined it gonna be, and maybe we’re trying to go back to the oldschool way where a record drops and it’s just everyone is hearing the full thing at the same time. 


MUAM: In today’s world that’s really hard to keep a secret. Everything is available instantly… we get instant information, fast reels… 
 
Brian: It’s a weird world. I think some people are really skilled at navigating it. There are artists that really thrive in a sort of multimedia constant content creation. It works for them and that’s cool in their own frontier and that’s sort of creative process but there’s also something to be said – I want to do things in an oldschool way, because that’s still how I appreciate music. I don’t really like watching videos on my phone. I do not go to YouTube or I don’t sample music through social media clips. If I’m interested in a record, I go buy the record to listen to it when I have time at home. That might be a minority opinion but it’s hard for me to be dig into the other way.
This other way feels like disingenious for me what I would want as a music fan, so I always feel like the best gage of making art is how it makes you as a creator feel. When it makes you are trying to appease someone else it’s like almost like a burden, because you’re stuck with this thing that don’t actually feel fully meant it to, but it’s what you know. Life’s too short for it. There are easier ways to make a living in this world than to be an artist, a musician, so to make something that you don’t feel at ease is just about go to do an office job, there’s more stability… 


MUAM: You've mentioned a full solo record - could you tell me more about it?
 
Brian: I did a solo record over covid under a name Torment & Glory. I recorded at home at Sargent House, that’s having that was very helpful in sort of navigating SUMAC and Russian Circles stuff because working on something that is your own there is no vending process no one wing with the sane ideas good or bad.
However doing solo stuff it’s kind of hard, because you really get lost in the weeds and second guest yourself and there’s no one to share the excitement of what you’re doing with, you have no reference but it was a very healthy for being self-reliant and being your own critic and simply just easier than go to project where the creative process is based on a  shared responsibility and not feel like someone shoot your idea down and see the end of the world. It’s easier to be a team player if you are also a captain in the other project. You see the whole perspective then.


MUAM: What does it mean to you to play in a trio? SUMAC as well as Russian Circles are rock trios in a classical way of guitar, bass and drums. There’s a special energy always connected with these kind of bands no matter what music they play 😊
 
Brian: There’s also something with the trio that looks good on stage. We always kind of laugh now like the phenomeon that early 00s had – groups like Broken Social Scene or Arcade Fire – 10 people in a  band? How do they survive? A friend of mine who tour manages Godspeed You! Black Emperor told me that in this band everyone has equal say – if anyone does not want to do sth, just do not do it. It's hard to navigate. 
Three is nice – we can still tour in one vehicle, a van or a pickup truck, there’s fewer agendas you have to attend to or fewer opinions, there’s fewer people trying to steer the ship, and I also think in general for me – I’m not the biggest fan of ordinate and heavy layered music which might seem a bit hypocritical in case of some of the things that I made or I like, but with heavy music the more guitar you add, the more it turns into a very planned and levelled thing. A friend of mine put it this way - if you record a riff and you overdub it five times it will sound like guitar. If you play it one time, you keep that and it sounds like a guitarist, because you actually hear the nuances and imperfections and slide deviations every time – maybe it’s more sonically instantly appealing, because it’s sounds perfect and triggers that part a brain that wants music to be perfect and it makes sense, but it also gets really boring so fast, because the brain figures out the riddle to quickly. If you’re messy, you’re sloppy, it kind of keeps us engaged. 

I go back and listen to any Rolling Stones record or Led Zeppelin record – they are great performances, but they are not perfect. The tempo is push and pull, particularly on the Stones records you can hear how the mixing is constantly pushing and fading. There’s a reason why people keep listening to these records and they consider they as classics, because these are very real and alive things.That's a band people will always talk about the cliche that this or that album is a pinnacle of a perfect performances. 
 
Even that record has a lot of soul because it’s actual performances and actual players just at the pick of their game playing and that’s not scrubbed down and gridded and corrected to the point of just being a warning. One of the joys of being at 3 piece is that there’s a limited arsenal of tools that your disposal and that’s enough help from your 2 other band mates to fill things down or push things through and maybe things are not working on your hand but there’s still a very real and tactile sound to it – you can hear what each member is doing, hear how each component work, wents to the overall sound, not the wall of sound I don’t even know how was done…


MUAM: I agree. One more tricky question for today. How is it to play just a 4-5 songs during one concert? I know SUMAC have a really long compositions… 
 
Brian: I always kind of worry about that… I’m on the other side of the equasion, but as a fan I can imagine coming to see us that you want to hear certain songs and once a song starts you’re like - oh ok, this is what I gonna be listening to for the next 15-20 minutes… The nature of our songs, particularly the longer songs is that they are so epic and so many different movements within them,. When I'm just trying to learn the material, I find it that this is one song in theory, but made of 5-6 different movements. If you break it down that way, the first 5 minutes might be hard to grab your head around, but then the next 5 minutes is very satisfying – there are picks and valleys. My hope is that for the audience even if they sort of watching like other playing this one they will actually realise that there’s a lot going on… And still a lot of magic that is happening that you might not catch while listening to the record or you don’t catch if you do not see it live… Then it makes sense. 
 
 I hope the records are a good document of what we’re like as a live band, but I really think we’re a band that’s meant to be experienced live on some level. I hope when they listen to the record it transports them to a feeling like they are watching the band live.
 
But it can be tough the other way also, because 20 minutes for a song is like 20 minutes before I can drink a water, if something goes wrong at the beginning, the next minutes is a fight… 


MUAM: I definitely see the point. Can't wait to experience the live show! Thank you so much Brian, it was an honour to meet you. Thank You for your time. 
 
Brian; Thank you so much for the interview, it was fun! Will we see you at one of the shows? 


MUAM: I'll do my best to come. Have a great day and take some proper rest before the next activities.

Brian: Thank you, I’ll try. Bye! 




The full EU tour schedule for SUMAC is here: https://www.thrilljockey.com/tours