Szaro, buro, dżdżysto i zimno, ale w środku - dosłownie i w przenośni - ciepło i bezpiecznie. Czwartek na Scenie Monk przyniósł zdecydowanie dobre chwile, za sprawą świetnej muzyki. Niechęć wróciła w wielkim stylu, zabierając publiczność w podróż na gatunkowe pogranicze. Dwie i pół godziny żywej, dynamicznie zmieniającej się muzyki, uczyniły miniony koncertowy czwartek w przytulnej kociej przestrzeni najdłuższym z dotychczasowych i zdecydowanie jednym z najbardziej intensywnych emocjonalnie.
Pod prąd i po swojemu
Jazz w wykonaniu Niechęci to pulsujący tygiel inspiracji, łączący improwizację, dobrą zabawę i rockowy konkret. Trochę nie wpisujący się w ramy poważnego, jazzowego klubu, otulający luzem i energią. Tak było od początku, od przełomowego albumu grupy "Śmierć w miękkim futerku", który wywrócił polską scenę jazzową do góry nogami. Niechęć dalej idzie pod prąd zderzając skrajności, mieszając emocje i tworząc wybuchową mieszankę, pięknie oddającą charakter współczesnych czasów, wobec której nie sposób pozostać obojętnym. Najlepszym tego dowodem jest najnowszy album grupy, "Reckless Things", o którym więcej tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2025/03/przewodnik-po-piosenkach-niechec.html
Chęć na Niechęć
O tym, że Niechęć jest w naprawdę dobrej muzycznej formie świadczy też spotykająca się ze świetnym odbiorem trasa koncertowa. Koncerty w warszawskim Spatifie wyprzedały się na pniu, podobnie jak występ w Gdańsku, na który biletów zabrakło już na długo przed koncertem. Stęskniona za emocjami publiczność zaufała zespołowi, a ten odwdzięczył się rewelacyjnym występem, pełnym zwrotów akcji i dobrej zabawy. Niechęć słynie z tego, że rozkręca się dość długo, ale gdy już złapie wiatr w żagle, nie ma zmiłuj. Tym razem mocy płynącej ze sceny nie brakowało już od początku. Napędzani odurzającym papierosowym dymem i atmosferą klubu muzycy zaserwowali międzygatunkowy konkret poparty anegdotami gitarzysty Rafała Błaszczaka, który jak zawsze miał do powiedzenia dużo ciekawostek, opowiadając o zmianach składu, powstawaniu nowych utworów i fabularnej oprawie całości. Dziękował też szczerze i z serca sprawcom całego zamieszania, opiekunom klubu oraz licznej publiczności.
Rock'n'roll i do przodu
Nowa Niechęć koncentruje swoje brzmienie głównie na klawiszowych
rytmach, wspierając je mocnym, chwilami metalowym brzmieniem perkusji, gitarowymi melodiami i prowadzącym saksofonem, zachęcając do tańca, rytmicznego pulsowania i nieokiełznanej radości, mimo że sytuacja na świecie niekoniecznie temu sprzyja. Co pozostało, gdy już właściwie praktycznie na nic nie ma się wpływu? Trzeba korzystać z dnia, z możliwości, z chwil, które pozostały i czerpać z nich całymi garściami. Niechęć wykorzystuje swój czas na maksa, dzieląc się niekwestionowaną dobrą energią z publicznością, bawiąc się na całego. Efektem jest doskonała muzyka, która sprosta oczekiwaniom wymagającego odbiorcy, ale też nieco nadwyrężone zdrowie.
Swoją droga tytuł jednego z utworów z "Reckless Things" ma także bardzo dosłowne przełożenie - członkom zespołu, przy tej ilości wypalonych papierosów, zdecydowanie przydałyby się "Nowe Płuca", bo przy tej dawce nikotyny zaczynam naprawdę bardzo się niepokoić o ich kondycję zdrowotną. Kierując się jednak założeniem, że raz się żyje i najważniejsza jest miłość do muzyki i dzielenie się nią z publicznością, mam nadzieję, że ta niesłabnąca pasja do sztuki poprowadzi Niechęć jeszcze w niejedną ekscytującą artystyczną podróż.
Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: https://www.muamart.pl/index.php/niechec/