czwartek, 6 marca 2025

Emocje na dłoni, czyli o występach Tribulation i Livgone w Warszawie

Mrok, ciężar, a z drugiej strony urzekające melodie i niezwykły klimat kameralnej, klubowej przestrzeni, który świetnie spasował się z muzyką - tak było w środowy wieczór w warszawskim klubie Hybrydy, do którego w ramach pierwszej od dziewięciu lat headlinerskiej trasy zawitali Szwedzi z Tribulation. W roli gości specjalnych towarzyszyła im międzynarodowa grupa Livgone.

 

 



Niebanalna fuzja gatunków

Wieczór otworzyła bardzo emocjonalnym koncertem grupa Livgone, która zadebiutowała w ubiegłym roku przepięknym albumem "Almost There", eksplorującym nieoczywiste obszary na pograniczu doom metalu, ambientu i alternatywnego rocka.

 

To było kilkadziesiąt minut wypełnione dźwiękami w najszczerszej możliwej postaci - pełnymi determinacji, wewnętrznej walki, pragnienia wyrzucenia z siebie tego, co przygniata. Rozdzierającymi duszę. Piękno zderzające się z wyzierającym z otchłani mrokiem oplatało słuchacza tak silnie, że nie zauważało się upływu czasu, w wyniku czego koncert minął niespodziewanie szybko pozostawiając silny apetyt na więcej. 



 

Emocje na dłoni

Elise Aranguren to bardzo zdolna wokalistka i kompozytorka, która w niezwykły sposób przekazuje emocje. Jest szczera do bólu. Na scenie czuje się wyśmienicie - śpiewa z pasją, czując każdy dźwięk. Półgodzinny set wypełnił materiał z debiutanckiego albumu grupy, "Almost There", a skład zespołu na potrzeby koncertów z tria rozbudował się do pięciu osób. Do Michała Kiełbasy i Emila Svenssona dołączyli Marius Gerin oraz Matteo Bassoli i wspólnie stworzyli wyjątkowy klimat.

 

Parafrazując jeden z najważniejszych fragmentów płyty Livgone lepiej jest nie czuć nic, niż doświadczać aktów przemocy. Jeszcze lepiej jednak zamiast pustki jest poczuć totalne oczyszczenie i radość z doświadczenia wyjątkowej sztuki tu i teraz. Livgone sprawili, że ten wieczór zostanie ze mną na długo.

Więcej o zespole tu: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2024/03/livgone-czas-pomyslec-o-sobie.html

 


 Tańcząc w rytm mrocznych melodii

Po krótkiej przerwie technicznej światła zgasły, a na scenie pojawiły się inspirowane gotycką architekturą i witrażami dekoracje. Z głośników popłynęło klimatyczne intro, wilki zawyły, księżyc śmiało wkroczył wysoko na niebo, a na scenie pojawili się oni, by zabrać publiczność w podróż na rockowo-metalowe pogranicze. Tribulation, choć próbowali, kierując się w stronę piosenek, od metalu uciec nie są w stanie, co pokazał warszawski koncert, który był połączeniem mocy, mroku, melodii i melancholii. Oprócz nowych kompozycji z ubiegłorocznego "Sub Rosa in Aeternum" zabrzmiały też starsze utwory, które pięknie wpasowały się w setlistę - dynamiczną, bujającą, dość mocno taneczną.

 

 Gotyk nadal na czasie

Nie zabrakło metalowych konkretów, ale też pięknych, piosenkowych fragmentów, poprowadzonych mrocznym głosem Johannesa Anderssona, w rytm których można było kołysać się niezobowiązująco. Kluczowym punktem seta była "Rånda" zadedykowana zmarłemu Davidowi Lynchowi.

Tribulation pokazali w Warszawie, że są w bardzo dobrej formie i wciąż mają na siebie pomysł. Każdy, kto ceni brzmienia lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, z gotycką aurą w tle, znalazł podczas tego koncertu coś dla siebie. Publiczność, choć nieliczna z racji środka tygodnia, przyjęła zespół owacyjnie, oklaskując muzyków i bawiąc się w najlepsze. Półtorej godziny występu minęło nieprawdopodobnie szybko, niosąc obecnym dużo radości i uśmiechu. Nie od dziś wiadomo bowiem, że gdy połączy się w odpowiednich proporcjach mroczną melancholię i energetyczne rytmy, takie brzmienia przyniosą dużo pozytywnych emocji.


Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu:
 

Livgone: https://www.muamart.pl/index.php/livgone/

Tribulation:  https://www.muamart.pl/index.php/tribulation/