Dobrze jest wrócić do domu, do miejsca, w który spotykasz się z miłym przyjęciem i doświadczasz fantastycznych, pamiętanych przez lata koncertów i poznajesz wspaniałych ludzi. Tak właśnie było w miniony piątek w gdańskim Żaku. Trupa Trupa powróciła do klubu po kilku latach przerwy jako zupełnie inny, a jednocześnie wciąż ten sam zespół - z nowymi doświadczeniami i niezmiennie ogromnym talentem i świetną muzyką. Były tańce, był gorący doping i fantastyczna, niezapomniana energia.
Być sobą
Trupa Trupa nigdy nie szła na kompromisy - zawsze pod prąd, na przekór, wbrew oczekiwaniom, regularnie wydając nowy materiał i grając go na koncertach w całości z dodatkiem zajawek swoich kolejnych działań. Nie stawiali na hity, lecz na konkret - własny pomysł, które realizowali konsekwentnie. Wcześniej działając jako kwartet, obecnie jako trio, nigdy nie oglądali się na trendy, czym zaskarbili sobie szacunek i sympatię między innymi Iggy'ego Popa, Henry'ego Rollinsa, a także takich wpływowych muzycznych portali jak Pitchfork, Uncut czy Rolling Stone.
Grzegorz Kwiatkowski, Wojciech Juchniewicz, Tomasz Pawluczuk przyjaźnią się od lat i rozumieją się bez słów i to wyraźnie słychać w ich działaniach - zarówno studyjnych jak i na scenie. Przy okazji premiery nowej EPki energia rozłożyła się nieco inaczej, z wyraźnym akcentem na potężną ścianę dźwięku. .Jako trio stawiają na zwarte, mocne, a zarazem przestrzenne,
wielowarstwowe brzmienie, łączące psychodeliczny odlot z hałaśliwą mocą i
mrokiem. To słychać na nowej EPce "Mourners", to także było słychać na koncercie w Gdańsku.
Tego dnia na scenie działo się coś naprawdę niezwykłego. Energia poniosła zespół znacznie dalej niż zwykle - był to jeden z najdłuższych i najbardziej intensywnych koncertów Trupy, w jakich miałam przyjemność uczestniczyć. Nic w tym dziwnego - Grzegorz, Wojciech i Tomasz wrócili do Gdańska po świetnie przyjętej trasie w Stanach Zjednoczonych. Rozgrzani, spełnieni i szczęśliwi. Tę szczerą radość wyraźnie dało się odczuć. Zagrali nie tylko materiał z nowej, świetnej EPki "Mourners", ale też przegląd najciekawszych utworów z poprzednich albumów oraz kilka premierowych piosenek na bis, wprawiając publiczność w zachwyt i w euforię. Koncert trwał w sumie prawie półtorej godziny, co na zespołowe standardy jest długim czasowym odcinkiem, a jednak nadal pozostawiającym niedosyt i głód, by doświadczyć jeszcze więcej.
Kiedy kolejna okazja, by posłuchać tej muzyki w Polsce nie wiadomo, bo to jeden z tych kapel, które chętniej zapraszane i cieplej przyjmowane są poza granicami naszego kraju niż u siebie. A jednak, tym razem zdarzył się wyjątek, który z pewnością zostanie zarówno z muzykami jak i uczestnikami na długo.
Nie ma jak w domu
Koncerty "w domu" nie należą do najłatwiejszych. Nierzadko wiążą się z nimi większa presja i ryzyko oczekiwań wystosowanych przez osoby, które znają Cię nie od dziś i jakby lepiej, przez co pozwalają sobie "na więcej". Tym razem na szczęście żadnych niekomfortowych sytuacji nie było (jak np. na tym koncercie), a wręcz przeciwnie - wszystko się zgadzało - zarówno pod kątem muzycznym, jak i przestrzeni, aspektów technicznych oraz atmosfery.
Zespół po latach nieobecności w jednym z najważniejszych trójmiejskich klubów mógł poczuć się w gościnnych progach Żaka jak w domu. Powitany został gorąco, a zarazem z szacunkiem, nie tylko przez wierną grupę przyjaciół, która tłumnie stawiła się w klubie, lecz przez grupę energicznie i emocjonalnie reagujących młodych ludzi, którzy owacyjnie dopingowali muzyków i oddawali się szaleństwu pod sceną. Z widowni zniknęły krzesełka, umożliwiając publice radosne tańce i kołysanie w rytm post-punkowych melodii. Ta fajna, szczera i pozytywna atmosfera udzieliła się muzykom. Grzegorz Kwiatkowski nie mógł nachwalić się publiczności, ze wzruszeniem dziękując za tak euforyczne wsparcie, zapraszając do pokoncertowych rozmów. Sam także oddał się na scenie szaleństwu, skacząc i bawiąc się w najlepsze, jeszcze bardziej intensywnie podkreślając zespołowe kompozycje wyjątkową autorską choreografią.
Osobisty pierwiastek
Był to bardzo ważny i osobisty wieczór także dla osoby piszącej te słowa, związany z powrotem do klubu po dłuższej nieobecności. Tu także tu, dekadę temu właśnie na koncercie Trupy Trupa w gdańskim Żaku spotkałam po raz pierwszy osobę, która do dnia dzisiejszego jest mi szczególnie bliska. Gdyby nie tamten wieczór promujący płytę "Headache" w marcu 2015 roku ogromu koncertowych emocji, a także tej strony, prawdopodobnie by nie było.
Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: https://www.muamart.pl/index.php/trupa-trupa-ii/