Jak udzielać się w czterech zespołach, dzielić wiedzą ze studentami, zadbać o najbliższych i jeszcze znaleźć czas na to, by doskonalić swój warsztat, coś stworzyć i zebrać siły na następny dzień? Tomasz Chyła to artysta wszechstronny, świetnie zorganizowany i bardzo zdolny, który ma swój styl, uwielbia odkrywać i nieustannie poszukuje nowych wyzwań i inspiracji.
Rozmawiamy nie tylko o naginaniu doby, lecz także o niedawnym występie z FIRE! Orchestra w ramach Festiwalu Jazz Jantar, o potędze muzyki metalowej, przekraczaniu gatunkowych granic, wydawniczych planach oraz o niezwykłej sile muzyki, która sprawia, że pod sceną gromadzą się tłumy fanów.
Tomasz Chyła: Dzięki, to był naprawdę niezwykły wieczór i fantastyczne doświadczenie. Coś absolutnie genialnego. Dawno nie czułem tak silnej inspiracji do działania, jak po tym sobotnim wieczorze. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem wziąć udział w tym koncercie. Abstrahując od samej muzyki jestem pod ogromnym wrażeniem doboru członków orkiestry przez Matsa (Gustafssona - lidera, saksofonisty) i Johana (Berthlinga, basisty). Mają niesamowity zmysł pod względem doboru osób do współpracy.
MUAM: To prawda, był to absolutnie niepowtarzalny występ, pełen naprawdę dobrej, naturalnej energii. Na czym polegała Twoja rola w orkiestrze? Miałeś czas się przygotować, czy dowiedziałeś się właściwie w ostatniej chwili o zastępstwie i była to spontaniczna akcja?
Tomek: Dotarły do mnie słuchy, że decyzja o moim zastępstwie za Annę Lindal była świadoma i przemyślana - członkowie zespołu posłuchali po rekomendacji moich nagrań i spodobał im się mój styl gry, więc zaproponowali współpracę. Miałem czas na przygotowanie, dostałem wcześniej nuty, z którymi mogłem na spokojnie się zapoznać, a Mats już na próbie przedstawił mi pomysł na to, co zespół chciałby zaprezentować w ramach Jazz Jantaru.
Słucham od dawna FIRE! i znam tę filozofię grania, więc czułem, o co tu chodzi. Faktycznie aż tak wiele czasu na komfortowe przygotowanie się nie miałem, ale mieliśmy przed koncertem dwie długie próby. Docierają do mnie bardzo ciepłe opinie odnośnie tego występu, więc mam nadzieję, że dałem radę i że te opinie nie były na wyrost.
To miał być jednorazowy występ, jednak po tym, jak czuliśmy się wtedy na scenie i jaka energia towarzyszyła temu koncertowi, nie mogliśmy po prostu tego tak zakończyć. Chłopakom bardzo podobała się idea nowego zespołu, który poruszałby się w klimatach inspirowanych mitologią nordycką i zdecydowaliśmy, że nagramy razem album. Zarejestrowaliśmy całość jesienią 2022 roku. Następnie wystąpiliśmy jako Hér na kilku koncertach - na Sea You Music Showcase i Inside Seaside w 2023 roku. Choć mieliśmy gotowy album, proces wydawniczy "Monochrome" nieco się przedłużył. Udało się za to pojechać z tym materiałem zagranicę. Dużym echem odbił się nasz koncert w Oslo na festiwalu By:Larm. To był jeden z tych pamiętnych, przełomowych wieczorów, który sprawił, że dostaliśmy propozycję wydania płyty za granicą i podpisania międzynarodowego kontraktu, więc już wychodzimy na prostą.
MUAM: Gratulacje, to bardzo dobre wieści! Nie mogę się doczekać albumu i konfrontacji wspomnień z koncertów z brzmieniem w wersji studyjnej. Pamiętam, że Wasza muzyka jest bardzo emocjonalna i nieco mroczna - plasuje się gdzieś na pograniczu energii towarzyszącej muzyce metalowej i rytualności bliskiej nordyckiemu folkowi...
Tomek: Tak ten album brzmi, to nie jest album jazzowy. Jest zupełnie inny niż brzmienia, które eksplorujemy z kwintetem.
MUAM: Nordycką tradycję i rytualność tej muzyki podkreśla też sposób, w jaki występujecie na scenie - gracie stojąc w kręgu. To bardzo widowiskowa forma, w połączeniu z wizualizacjami ma bardzo rytualny charakter.
Tomek: Mieliśmy taki plan, by oddać ten nordycki charakter naszej muzyki także wizualnie. Te specyficzne światła i duża ilość dymu, kreują tę atmosferę tajemniczości, niepokoju. Finalnie mamy na celu stworzenie na koncercie kompleksowego muzycznego spektaklu.
MUAM: Właśnie ten spektakl zaprezentujecie na największym metalowym festiwalu w Polsce. Jak się czujesz z tym, że wystąpisz na Mystic Festivalu?
Tomek: Świetnie! To są takie momenty, które dają najwięcej radości, jak wspomniany koncert z FIRE! Orchestra. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym o czymś takim pomarzyć. Ze względu na charakter muzyki, którą wykonuję na co dzień w życiu bym nie pomyślał, że pojawi się taka szansa, a jednak splot zdarzeń sprawił, że tak się stanie.
Bardzo budujące jest też dla mnie to, że dzięki takim inicjatywom uciekam trochę od tej łatki bycia kojarzonym stricte jako skrzypek jazzowy. Zespół Hér jest właśnie takim wyjściem naprzód ku szerszej publiczności i chęcią pokazania swojej twórczości z trochę innej strony. Chcę pokazać w tym zespole jakie pokłady kreatywności we mnie drzemią.
MUAM: A grają w tym roku na festiwalu jakieś zespoły, które szczególnie chciałbyś zobaczyć?
Tomek: Tego samego dnia, w którym gramy wystąpi Cradle Of Filth - zespół, którego słuchałem w liceum. Wystąpią także In Flames, których bardzo cenię. Tak naprawdę każdego festiwalowego dnia jest jakiś zespół, który chciałbym zobaczyć, a właściwie wiele takich zespołów. Mam nadzieję, że tak się ułożą moje plany, że zostanę na całym festiwalu!
Dwa lata temu miałem przyjemność być na Mystic Festivalu ostatniego dnia, gdy grały Meshuggah i Gojira. To było fantastyczne doświadczenie! Do dziś chętnie sięgam po ciężkie brzmienia, szczególnie w koncertowym wykonaniu. Lubię przyglądać się tym dużym wydarzeniom i chłonąć tę energię, gdy zespół ogląda kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Chciałbym kiedyś móc zmierzyć się z taką publicznością, doświadczyć tych emocji na własnej skórze. Mieliśmy okazję grać z kwintetem dla 20 tysięcy osób na festiwalu w Taiwanie, jak i również na polskim Woodstocku. Ale wydaje mi się, że nie da się porównać występem takich gigantów jak Rage Against The Machine, SLIPKNOT czy inne zespoły dla których pod sceną gromadzą się rzesze wiernych fanów. A wiemy dobrze, że fanbase muzyki metalowej jest jednym z najwierniejszych w świecie muzyki.
MUAM: Myślę, że jest ku temu szansa, bo nie dość, że dużo młodych ludzi otwiera się teraz na jazz, to same ramy gatunkowe przestają mieć już znaczenie – wpływy różnych gatunków wzajemnie się przenikają i to jest cała siła muzyki. Ludzie słuchają różnej muzyki, po prostu szukając tego, co ich inspiruje. Zamykanie się w bańkach jest na dłuższą metę strasznie nudne.
Tomek: Oby tak było, oby publiczność otwierała się coraz bardziej i chciała odkrywać.
Tomek: Wydaje mi się, że takie opinie pojawiają się obecnie coraz rzadziej. Mamy na polskiej scenie muzycznej wiele świetnych zespołów które łączą ze sobą różne gatunki mieszając wszystko z idiomem improwizacji. Ja czasami zastanawiam się, czy nie jestem skazany na wrzucanie mnie z automatu do koszyka „jazz”, przez nazwę mojego zespołu, który kojarzy się bardzo mocno z maintreamem. Wydaje mi się, że ciężko zestawiać nazwę bandu pod nazwiskiem z zespołami które działają pod jakąś nazwą. Moja muzyka w kwintecie to mieszanka jazzu z pogranicza Franka Zappy, prog-rocka kojarzącego się z King Crimson, czy melodiami przypominającymi Black Midi. Ale mam wrażenie, że przez nazwę TCQ jesteśmy wrzucani do worka mainstreamu jazzowego. Jestem w pełni świadomy tego, że muzyka kwintetu znakomicie odnajdzie się na dużych scenach, publika byłaby zachwycona naszymi wygibasami muzycznymi. Nasz gitarzysta gra niekiedy na koncertach butelką na gitarze, a z pieców lecą „iskry”.
MUAM: Jak wygląda typowy dzień Tomasza Chyły? Jesteś bardzo zapracowany, prawda?
Tomek: Muszę wstać o 7 rano, zawieźć dzieci do przedszkola, dotrzeć na uczelnię, zrealizować zajęcia, znaleźć gdzieś czas, by zrobić próbę z zespołem, znaleźć 2 godziny, by zająć się pracami biurowymi, podzwonić, ogarnąć sytuacje związane z zespołami, wrócić późno do domu, usiąść na kanapie najczęściej z laptopem na kolanach i obejrzeć jakiś mecz na odreagowanie. Tak wygląda mój typowy dzień - pełen jest spraw do ogarnięcia.
Chętnie bym powiedział, że mój typowy dzień obejmuje wstanie o 10, poćwiczenie, pójście na spacer, odpoczynek, ale to niestety jest bardzo rzadka i nietypowa sytuacja… Chciałbym, by takich nietypowych dni było w moim życiu więcej…
MUAM: A kiedy zatem znajdujesz w tym gąszczu czas na tworzenie?
MUAM: Podziwiam Cię tym bardziej, nie jest łatwo znaleźć wenę w takim natłoku spraw. Ogromnie szanuję to, że tworzysz tak wspaniałe i jakościowe rzeczy w tak krótkim czasie.
Tomek: Dzięki…
MUAM: O czym marzysz jako muzyk?
Tomek: W długoterminowej perspektywie chciałbym zostać zapamiętany jako ważna postać na scenie muzycznej, taka ikona, która gromadzi kilkudziesięciotysięczną publiczność pod sceną, gra koncerty dla 50 tysięcy ludzi w każdym mieście. To wysokie cele, ale to naprawdę byłoby coś!
Po latach patrzę na tworzenie muzyki nieco inaczej niż kiedyś. Chciałbym przede wszystkim, by docierała do ludzi, by ich poruszała, wywoływała emocje. Chodzi przecież o to, by tworzyć dla kogoś, a nie tylko dla siebie.
Na chwilę obecną marzę jednak o tym, by te moje zespoły działały tak, bym miał spokój i komfort pracy, bym nie musiał naginać dnia. Bardzo chciałbym, by praca, którą wykonuję, przynosiła więcej wolnego czasu, więcej przestrzeni, a nie generowała jeszcze więcej dodatkowych rzeczy do zrobienia.
MUAM: Rozumiem jak najbardziej, w moim przypadku niestety też jest tak, że wykonana już praca to wierzchołek góry lodowej i im więcej realizujesz zadań i założeń, tym więcej jest do zrobienia… W ilu projektach obecnie się udzielasz?
Tomek: Dowodzę i operuję w dwóch zespołach -Tomasz Chyła Quintet i Hér, ale jestem też 1/8 oktetu wokalnego Art’n’Voices, który działa od piętnastu lat, jest już rozpoznawalny na arenie międzynarodowej w dziedzinie muzyki klasycznej i kameralnej i jest to duża część mojego życia. Jestem też na stałe członkiem zespołu Magdy Kuraś, z którą podjąłem stałą współpracę po wspólnym koncercie, bo świetnie nam się grało.
MUAM: To mamy w sumie 4 projekty. A gdybyś dostał kolejną ofertę od FIRE! Orchestra, podjąłbyś się zadania?
Tomek: Jeśli tylko dostanę kolejny telefon, to z przyjemnością, ale na razie o tym nie myślę, żeby nie zapeszyć.
MUAM: To jakie masz plany wydawnicze na najbliższy czas? Oczywiście po debiucie Hér.
Tomek: Będę nagrywał nowy album kwintetu, który planuję zarejestrować do końca roku, a następnie drugi album Hér.
MUAM: Czyli masz już wstępne inspiracje i pomysły, w którym kierunku chcesz pójść?
Tomek: Tak, nowy album kwintetu będzie kontynuacją tego, co zrobiliśmy na „Music We Like to Dance To”. Wracamy do rockowo-piosenkowych korzeni - świetnie czujemy się w takich brzmieniach. Będę starał się ułożyć tak te nowe kompozycje, by plasowały się bliżej dźwięków inspirowanych twórczością King Crimson, Franka Zappy czy Fire! Orchestra - bliżej riffowego grania niż muzycznej awangardy.
MUAM: Brzmi bardzo obiecująco i wygląda na to, że będziemy nieustannie tańczyć 😊 Jak nie ekspresyjnie na zewnątrz, to przynajmniej wewnętrznie.
Tomek: Nie widzę w tym problemu! (śmiech)
MUAM: Tak, to fajna wizja. A czy jest jakieś nietypowe miejsce, w którym chciałbyś kiedyś wystąpić? Pamiętam kilka naprawdę zaskakujących miejsc, w których miałeś okazję grać, w tym koncert na osiedlu w Gdańsku, który był niesamowity. Ta energia lokalnych ludzi była zupełnie inna niż na typowym koncercie…
Tomek: Chciałbym, żeby ktoś kiedyś zorganizował koncert w Lidlu albo w Biedronce. To byłoby wydarzenie. Kiedyś Kuba Knera zorganizował koncert na targu we Wrzeszczu, to też była ciekawa opcja
MUAM: Tak, we pamiętam ten koncert na rynku - w ramach Nowe Idzie Od Morza Do Wrzeszcza zagrał wtedy zespół Błoto.
Tomek: To są fajne miejsca! Stawiają więcej wyzwań niż takie typowe kluby jazzowe. W kościołach już grałem wiele razy, więc nie robią takiego wrażenia, ale różne dziwne, nietypowe sytuacje, jak występy uliczne są ważnym doświadczeniem. Oczywiście kopalnią inspiracji są też wszelkie wyjazdy zagraniczne. Odwiedzanie nowych państw, poznawanie nowych ludzi… planujemy właśnie trasę w Stanach Zjednoczonych...
MUAM: Trzymam mocno kciuki! A mówiąc o przekraczaniu granic czy jest jakaś gałąź muzyki, której nigdy byś nie chciał poruszyć w swojej twórczości?
Tomek: nie chciałbym by ktoś moją muzykę określił jako błahą. Nawet jeśli piszę proste rzeczy, chcę, by były poruszające. W każdej nutce, którą tworzę i którą wykonuję staram się zawrzeć coś ważnego, cennego i chciałbym, by ludzie wyczuwali tę głębię, te emocje.
MUAM: I to jest bardzo trafna odpowiedź. W muzyce chodzi o to, by przekazywać emocje, by łączyć się z odbiorcą przy pomocy dźwięków i opowiadać o czymś ważnym. Świetnie sobie z tym radzisz. A jak stoisz na scenie i patrzysz na publiczność, to jak się czujesz?
Tomek: Jestem jednym z tych muzyków, którzy uwielbiają patrzeć na publiczność. Uwielbiam uśmiechać się do ludzi, wchodzić z nimi w interakcje, a gdy publiczność reaguje, to daje mi to jeszcze więcej energii, by dać z siebie jeszcze więcej na scenie, więc to jest coś, czym żyję, co mnie napędza. Właśnie dlatego jestem głodny tych tysięcy ludzi…
MUAM: Wszystko jasne, życzę Ci tego z całego serca i mam nadzieję, że ta ciężka i wytrwała praca przyniesie efekty. Dziękuję Ci pięknie za Twój czas! Do zobaczenia na koncertach!
Tomek: To ja dziękuję. Widzimy się! Paaa!